Miłego czytania kochani! ~
Gwaine doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że znalazł druidów w lesie absolutnym przypadkiem. Przez chwilę nawet rozważał otwarte powiedzenie o tym Merlinowi. Ot, przyznanie się do tego, że wie mniej więcej, w którym kierunku powinni mniej więcej iść, ale za żadne skarby i pozbawione dna rachunki we wszystkich tawernach świata nie pamiętał, które ścieżki powinni wybrać żeby trafić na miejsce bez kilkugodzinnego szwędania się, bo zgubili się w lesie. Wystarczyło mu jednak raptem jedno spojrzenie w stronę przyjaciela by zauważyć, że zaraz za bramami zamku tęczówki Merlina zabłysnęły tym pięknym, złotym kolorem. Przez chwilę Rycerz rozejrzał się nerwowo, martwiąc się o to, czy przypadkowo minięta osoba nie przyłapie jego przyjaciela na tak lekkim używaniu magii. Odetchnął jednak z ulgą, gdy uświadomił sobie, że przecież byli sami i nie groziło im absolutnie nic. Gwaine coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie było bezpieczniejszego miejsca niż to, które znajdowało się na wyciągnięcie ręki Merlina.
Przekonanie, którego sam czarownik zdecydowanie nie podzielał. Ba, wychodził z całkiem przeciwnego założenia, że to każdemu, kto jakkolwiek się do niego zbliży, dzieje się ogromna krzywda i że większości ludzi zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby ich życiowe ścieżki nie przecięły się z jego. I miał na poparcie tej tezy całą listę nazwisk, która była mentalnym monumentem dla popełnionych przez niego błędów i ostatnim bastionem pamięci o tych, do których śmierci czy krzywdy pośrednio czy bezpośrednio doprowadził.
- Magia wyczuwa magię - oznajmił po dłuższej chwili ciszy Merlin, gdy dawno zostawili już za sobą kamienne mury i wysokie budowle. Gwaine spojrzał na przyjaciela z zaciekawieniem. - Po pierwsze doskonale wiem jaka jest Twoja orientacja w terenie. W innych okolicznościach moglibyśmy zgubić się w lesie i spędzić tu nawet cały dzień, a druidów moglibyśmy odnaleźć nazajutrz. Musimy jednak w ciągu kilku godzin powrócić na zamek żeby pomóc Mordredowi. Dlatego trochę nam się spieszy.
- Do czego używasz teraz magii? - spytał Rycerz, szczerze zainteresowany i próbujący dostrzec, czy coś w ich otoczeniu nie zmienia się w jakiś nadmiernie oczywisty sposób, który przeoczyłby tylko dlatego, że przywykł, że przy Merlinie rzucane przez pół karczmy ławy wydawały się czymś normalnym.
- Do wyostrzenia swoich zmysłów - odpowiedział zgodnie z prawdą i w jego duszy odezwało się to małe dziecko, które czarowało jeszcze w swojej wiosce, gdy nikt nie patrzył i gdy jego matka mówiła mu, że pięknie sprawił, że kwiaty zakwitły w jego dłoniach. Iskierka pewnej dziecięcej radości związanej z magią, o którą czarownik od wieków się nie podejrzewał. Może bycie wśród przyjaciół naprawdę wyciągało z niego na wierzch to, co najlepsze i może Gwaine miał rację, gdy oznajmiał, że podróżowanie samemu brzmi jak chaotycznie planowana katastrofa. Nie żeby Merlin zamierzał przyznać się do którejkolwiek z tych myśli na głos.
- Myślałem, że czarownicy i druidzi tak wyjściowo mają wyostrzone zmysły - odparł Rycerz drapiąc się lekko po głowie i mając minę, która ewidentnie sugerowała, że coś mu się nie zgadzało. - Znaczy nie żebym miał za dużą styczność z istotami magicznymi poza tobą, ale wiesz. Miałeś naprawdę niezłe instynkty i potrafiłeś uchylić się od większości latających w różne strony przedmiotów i bez magii, dlatego się zastanawiam.
- Mamy, to fakt - przyznał Merlin marszcząc przez chwilę brwi i uświadamiając sobie, że może nie docenił spostrzegawczości przyjaciela wystarczająco mocno. - Po prostu łatwiej będzie mi utrzymać czar niższego poziomu przez cały czas, niż przerywać go na chwilę i zaraz ponawiać żeby sprawdzić, czy przypadkiem się nie zgubiliśmy. Już abstrahując od tego, że brakuje mi tak czystych przestrzeni. Tak pięknych w swoim nieokiełznaniu. Ludzie zawsze myślą, że zagospodarują całą przestrzeń dookoła siebie lepiej, niż zrobiłaby to sama natura. A potem zazwyczaj kończy się to kataklizmem. Albo kapitalizmem.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...