- To się absolutnie mija z celem - uznał Merlin po kilkunastu godzinach wertowania ksiąg, uderzają czołem w leżący przed nim, otwarty wolumin. - Tu nic nie ma.
Gwaine natychmiast wychylił się spomiędzy regałów. Rycerz próbował nie dać tego po sobie poznać, ale powoli zaczynał się nudzić. Jasne, chciał pomóc przyjacielowi, zwłaszcza, że jak nikt inny był świadom, jak rzadko Merlin prosił o pomoc i jasne, że zdawał sobie sprawę, że jest prawie bezużyteczny. No bo jakby nie patrzeć czarownik siedział przy stole, ale wystarczył delikatny gest jego ręki, a kolejne woluminy przylatywały do niego, gdzie wertował je w parę sekund używając magii i odkładał na jeden z kilkunastu stosów, które zaczął tworzyć na ziemi. I w czasie, gdy Merlin przerabiał jedną księgę, Gwaine przy dobrych wiatrach dawał radę przejrzeć może jedną stronę. Może nawet czułby się przez to źle gdyby nie fakt, że kilkukrotnie udało mu się znaleźć coś, co uznał za warte uwagi i gdy podchodził z tym do Merlina, chłopak uśmiechał się najszerzej, jak się tylko dało i komentował, że to z pewnością się przyda, więc Gwaine niby zbywał to wzruszeniem ramion, że to przecież nic wielkiego, ale w głębi duszy cieszył się, że jakkolwiek pomaga.
W pewnym momencie do zakazanej strefy zszedł Artur i Gwaine mógłby przysiąc, że atmosfera stała się dosłownie piorunująca. Merlin wciąż był wściekły na przyjaciela za popełnienie głupoty, jaką chłopak zrobił raptem parę godzin wcześniej. Próbował jednak zachować się we względnie cywilizowany sposób i ukryć emocje, które czuł, tak jak robił to przez poprzednich piętnaście wieków. Tylko że nie potrafił. Nie na Camelocie, o którym wciąż gdzieś tam w głębi serca myślał jako o domu. Próbował z całych sił utrzymać fasadę, odsuwać się od ludzi i odbębnić zadanie żeby móc jak najszybciej uciec z tego miejsca. Uciec zanim wciągnie go z powrotem na zawsze i dobije to, co pozostało z resztek jego serca. I czuł, że z każdym mijającym dniem było coraz gorzej. Fasada, którą stworzył dla ochronienia samego siebie powoli zaczynała pękać. Kiedyś bez problemu ukryłby złość. Zaśmiałby się pogardliwie i odszedł wzruszywszy ramionami. Wystarczyło raptem parę dni na Camelocie i nawet tego już nie potrafił.
Artur został tylko na krótką chwilę, bo zaraz przyszedł po niego strażnik, odciągając go do jego codziennych zadań, które Król Camelotu wbrew swoim pragnieniom wciąż miał. Obiecał jednak, że wróci, gdy tylko będzie mógł i rzeczywiście za drugim razem pojawił się niosąc jedzenie, co nieco zwiększyło jego szanse na przebaczenie u Merlina. Nawet jeśli to Gwaine zabrał większość jedzenia z tacy, gdy oni obserwowali go z wysoko uniesionymi brwiami, po czym wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia o co im chodzi i że mają mu dać spokój. I jego skrzydełkom kurczaka też. To, plus fakt, że przez parę godzin czarownik trochę ochłonął i mógł skupić się na czymś, co tak doskonale znał i w czym doskonale się odnajdywał, a także chęć pomocy, którą Artur okazał, gdy ostatecznie do nich wrócił sprawiły, że Merlin niemal całkowicie zapomniał o nieprzyjemnej sytuacji z rana. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie, udając, że oszuka również sam siebie, że wcale dalej nie siedzi mu to na wątrobie. Bo przecież Artur przeprosił, tak? Społecznie wymaganym było od Merlina by mu wybaczył. Więc publicznie tak miał zamiar się zachowywać. A że prywatnie odczuwał nieco z goła inne emocje to już inna kwestia.
- Trzeba będzie spytać Gajusza - uznał po dłuższej chwili milczenia Merlin, a jego twarz zaczęła wyrażać nieco odmienne zmęczenie, niż to spowodowane wielogodzinną pracą.
Gwaine spojrzał na niego zaskoczony i przełknął cicho ślinę. Nie wyobrażał sobie tego, by Merlin dał teraz jakkolwiek radę podejść do Gajusza. Nie po tym, jak próbował odsunąć się od wszystkich. Przedstawienie, które Merlin zaserwował im poprzedniego dnia zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych, a Gajusz mimo całej swojej cierpliwości domagałby się odpowiedzi. I to raczej tych, których Merlin albo nie chciał, albo nie był w stanie ich udzielić. W martwym wyrazie twarzy i pełnych bólu oczach Merlina tak różnych od niewielkich radosnych ogników i uśmiechu, który miał w czasie pracy, Gwaine dał radę odczytać całą tę gamę i ją zrozumieć. I to chyba tego ostatniego zabrakło Arturowi, którego ominęła cała ta scena, a który patrzył na czarownika z absolutnym niezrozumieniem.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
Fiksi PenggemarMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...