Rozmowa szła zadziwiająco dobrze. Merlin szczerze wątpił by dali radę przez kwadrans stać i nie rzucić się sobie nawzajem do gardeł, a jednak, przynajmniej na razie, był miło zaskoczony przebiegiem całej sytuacji. Martwił się tylko o to, jak bardzo Gwaine zmieni o nim zdanie, gdy usłyszy pewne fakty. Gdy dowie się, że tak naprawdę to jego najlepszy przyjaciel stał za wojną domową, która prawie zniszczyła ich królestwo i przypieczętowała ich losy. Cóż, z drugiej strony może to i lepiej. Może to lepiej by Gwaine go znienawidził za coś, co dotknęło go bezpośrednio. W ten sposób mógłby nigdy nie dowiedzieć się o wiele gorszych rzeczach, które Merlin zrobił przez ostatnie piętnaście wieków.
Merlin zyskał też szansę na przyjrzenie się Morganie. Wciąż była niezwykle blada. Wciąż nieco odciążała jedną stronę swojego ciała, tę po której znajdowała się jeszcze nie do końca zaleczona rana. Ale przynajmniej nie znajdowała się na krawędzi śmierci, a jej oddech nie był przerywany przez spazmy bólu. Czy była to kwestia wdzięczności, którą gdzieś głęboko, niemal wbrew sobie Morgana czuła za to, że Merlin ją uratował, czy był to brak Artura przy tej konwersacji, czy była to kwestia nagłej szczerości Merlina i wzięcia na swoje barki całej winy za jej los, czy była to kwestia zwykłego, ludzkiego zmęczenia, Morgana nie opierała się rozmowie. Nie przeciwstawiała się każdemu jego słowu i próbowała wyrzucić go ze swojej przestrzeni. A w kontekście ich ostatniej rozmowy był to ogromny progres.
- Artur się stara - zaczął od nieco innej strony Merlin, a Morgana spojrzała na niego, jakby był skończonym idiotą. Wzrokiem, który na szczęście nie zniechęcił Merlina. - Z całych sił. Nie przychodzi mu to łatwo, ale posiada pewną wiedzę, która daje mu dość unikatową perspektywę na całą tę sytuację. Chce zapewnić istotom magicznym bezpieczeństwo i możliwość bycia pełnoprawnymi mieszkańcami miasta. Twój brat pracuje do wycieńczenia nad upewnieniem się, że jego lud jest bezpieczny i ma zaspokojone wszystkie potrzeby. I nie będę zaprzeczał, że nie gram w tym żadnej roli. Artur mi ufał. Rozumie, ile zrobiłem dla niego i dla królestwa jeszcze w czasach, gdy nie wiedział, że mam magię. Ale jeśli wyniknie z tego coś dobrego to powód początku zmiany moim zdaniem nie jest ważny - ostrożnie oświadczył czarownik, który doskonale znał całą kolejkę domino, które padało przez jego decyzje, ale nie chciał robić z siebie głównego wątku rozmowy, którą przeprowadzali. Bo to przecież nie dla siebie walczył o pokój na Camelocie. - Jego żona to zupełnie osobna kwestia. Rozczarowująca kwestia.
- Zmieniłeś zdanie Artura na temat istot magicznych? Tak fundamentalnie zmieniłeś? Nie zrobił wyjątku tylko dla Ciebie, bo jesteś jego przyjacielem? - dopytała Morgana słysząc ostatnią część wypowiedzi i mrużąc z niedowierzania oczy.
Bo coś innego zaakceptować pewien aspekt bliskiej nam osoby, a co innego zaprzeczyć fundamentalnym prawom świata, w którym się urodzili. Z Utherem było przecież tak samo. Morgana mogła zostać na zamku i dalej żyć jako ulubienica króla, ale miała nigdy nie wspomnieć, ani nawet nie pomyśleć, o tym, że posiada magię. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, nikt nie mógł się tego nawet domyśleć. Ba, jakiekolwiek plotki na ten temat mogły zakończyć jej życie. Ale dopóki zaprzeczała temu, kim jest, wciąż mogła być we własnym domu. I szczerze mówiąc założyła, że identyczne traktowanie zaserwował Artur Merlinowi. Że zrobił dla niego wyjątek, bo po prostu znał i szanował Merlina. Ten tok myślenia potwierdziło chłodne traktowanie, które otrzymała ona. Dopiero teraz docierało do niej, że różnica w zachowaniach Artura bazowała na ich relacjach, a nie na samym fakcie posiadania magii.
- Zaistniały dość specyficzne okoliczności, ale krótko mówiąc to tak - powiedział póki co bardzo okrętnie Merlin, który nie do końca chciał tę rozmowę rozpoczynać od zrzucenia atomówki w postaci informacji o nowoczesnym świecie. - Z Gwen nie jest tak łatwo - kontynuował, a smutek w jego głosie był prawdziwy. - Gwen się ciebie boi. I szczerze mówiąc słusznie. Bo czego nie zrobisz to wciąż jesteś zagrożeniem. Jeśli zostaniesz poza Camelotem to możesz snuć plany by zniszczyć zamek. Jeśli będziesz na Camelocie to możesz zaburzać rytm życia, bo ludzie będą cię nienawidzić jako głównego wroga, a to odciągnie uwagę od niej. Albo, najgorsze co możesz zrobić, to wrócić na Camelot i udowodnić, że wrażliwa dziewczyna, którą kiedyś byłaś, wciąż w tobie tkwi. I wygrać w ten sposób serca wszystkich, a ostatecznie odebrać jej Koronę.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...