P. XXXI / PRIORYTETOWO SZYBKIE ZAMKNIĘCIE W LOCHACH

182 13 8
                                    

Merlin uśmiechnął się po raz ostatni do swojej młodej rozmówczyni, nim wstał. Delikatnie obkręcił też dziewczynkę dookoła jej osi, na co ta zaśmiała się szczerze. Śmiała się nawet nieco później, gdy czarownik pochylił się i szeptem poprosił ją o odejście motywując swoje słowa tym, że był to już czas najwyższy żeby posłuchała starszych od siebie i rzeczywiście opuściła rozmowę, bo ta dotyczyła jedynie nudnych rzeczy dorosłych. Druidka skocznym krokiem podeszła do jednej z kobiet, które znajdowały się w kręgu otaczającym Merlina. W powietrzu niemal dało się czuć znaczącą różnicę, gdy wszyscy, zdawać by się mogło łącznie z czarownikiem, odetchnęli z ulgą. I wystarczył jeden moment, w którym Gwaine spojrzał na przyjaciela i dostrzegł wyjątkowo specyficzny sposób, w który ten zacisnął szczękę, by uświadomić sobie, że być może ten drobny moment znaczył dla Merlina więcej, niż kiedykolwiek mógłby to zrozumieć.

Merlin przez ostatnich kilka wieków starał się raczej trzymać z dala od ludzi. I nie chodziło tylko o fakt, że zazdrościł im tego, że ich życia mają datę końcową. Że mogą być zmotywowani do podejmowania najlepszych możliwych dla siebie działań tylko dlatego, że nie wyjdą cało z każdej sytuacji. Merlin zwykł nienawidzić tego, jak czyste ręce mieli ludzie. Jak niewiele złych decyzji, szkód czy krzywd dało się wyrządził w przedziale może sześćdziesięciu lat. Jak zdecydowana część ludzkości nigdy tak naprawdę nie przekraczała żadnej znaczącej linii. Nigdy nie odbierała nikomu życia, nigdy nie sprowadzała królestw, które miały być wieczne, do absolutnej ruiny i zniknięcia z mapy. Tego samego Merlin nie mógł powiedzieć o sobie. Czasem, gdy zatrzymywał się żeby pomyśleć o tym, co zrobił w swoim zdecydowanie zbyt długim życiu, miał wrażenie, że utonie przytłoczony falą przelanej przez siebie krwi.

Czarownik z całego serca potrzebował wierzyć, że gdzieś pod tonami brudu, ogromu historii, pancerza z wściekłości i strachu przed wiecznością, znajduje się w nim jeszcze ten ostatni gram dobra. Ostatnia jota człowieczeństwa, którego nie dał rady zbrukać. Czysty fragment duszy szanującej naturę tak podobnej do tej, którą posiadał przed śmiercią Artura. A jakby nie patrzeć dzieci doskonale oceniały ludzkie charaktery. I może Merlin nie zamierzał być milszym dla samego siebie, może wciąż wyrzucał sobie całą przeszłość i był wściekły tak za własne błędy, jak i te, które popełnił zwyczajnie będąc naiwnym. Może nie miał nigdy zmyć z siebie winy wszystkich swoich grzechów. Ale skoro ta mała druidka zaklęta w czasie dała radę dostrzec w nim ten jeden przebłysk nadziei to może oznaczało to, że nie był całkowicie skazany na porażkę. Że może była ta część jego osoby, o którą mógł mieć prawo zawalczyć niezależnie od tego, co zrobił.

- Twoja wiara w Albion przetrwała cały ten natłok zdarzeń? - spytała druidka, z którą konwersował przed pojawieniem się dziewczynki.

W jej głosie Merlin usłyszał niedowierzanie i podziw podszyte strachem wywodzącym się z bezpodstawnej nadziei. Druidzi nie wiedzieli, co go spotkało. Nie mieli jak tego wiedzieć. Ale dzięki swojemu połączeniu z naturą i magią, która przeplatała całą tkankę wszechświata, potrafili dostrzec rzeczy, których nie widział nikt inny. I może nie rozumieli tego, co widzieli. I prawdopodobnie część ich strachu przed Merlinem brała się z tego, że nikt o oczach tak starych i twarzy tak młodej nie powinien posiadać tak potężnej aury. Nie rozumieli go, więc podchodzili do niego z ostrożnością. Tym większą, że przecież to na jego barkach spoczęło zaprowadzenie Albionu. Że chodziły o nim wśród nich legendy jeszcze piętnaście wieków temu. O młodym chłopaku, który chciał wszystkich uratować i pogodzić druidów i Camelot pomimo ich tak ewidentnych różnic. Nie zawsze Merlin w tych historiach zwiastował dobro, ale Merlin jako człowiek z pewnym bagażem, nijak nie pasował do tego, w co zwykli wierzyć i jakie podania zwykli sobie przekazywać.

- Czy tego chcę, czy nie, ludzka wiara w Albion i spełnienie przepowiedni doprowadziła nas do tego momentu. I może zaprowadzić was dalej. I mam szczerą nadzieję, że stanie się to już beze mnie - odpowiedział zgodnie z prawdą Merlin i Gwaine mógłby przysiąc, że po raz pierwszy dostrzegł w oczach druidki realny lęk dotyczący nie samego czarownika jako zagrożenia, ale jego osoby i przyszłości.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz