Merlin wyważył miecz w dłoni i uśmiechnął się lekko, sam do siebie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio trzymał jakąkolwiek broń. Jasne, niby miał w mieszkaniu na ścianie zakonserwowany własny miecz z pierwszej wyprawy krzyżowej, ale raczej starał się go ruszać jedynie w przypadku przeprowadzek, kiedy to miecz lądował w odpowiednio zabezpieczonym, miękko wyściełanym pudle, w którym nic nie mogło go uszkodzić. Do reszty broni nie miał aż takiego sentymentu, więc trzymał ją zazwyczaj w pudłach. I musiał szczerze przyznać, że niektóre z nich nie widziały słonecznego światła od paru ładnych wieków. Miecz pochodzący z Camelotu był nieco gorzej wyważony, nieco lżejszy, niż Merlin to zapamiętał i zdecydowanie bardziej tępy, ale chłopak nie zamierzał narzekać. Zamachnął się parę razy na próbę i zakręcił młynek, by przerzucić sobie broń z dłoni do dłoni.
- Mam Ci dać fory? - spytał tylko z lekkim uśmiechem Merlin, doskonale wiedząc, że drobne słowne przepychanki nieco rozproszą Gwaine'a, gdy on analizował jego postawę.
- Właśnie miałem pytać o to samo - prychnął tylko Rycerz.
Po czym Gwaine rzucił się na Merlina, który stał w absolutnie wyluzowanej pozie, wbijając czubek miecza w trawę. Rycerz zawahał się tylko na ułamek sekundy, gdy był dosłownie tylko kilka metrów od Merlina, a ten nawet nie uniósł broni. I ten ułamek Merlinowi wystarczył. Chłopak zablokował atakującego go przyjaciela, błyskawicznym ruchem, od dołu, odrzucając jego miecz w górę, a impet, którego nabrał Gwaine, zadziałał na jego niekorzyść, gdy czarownik podciął go. Gwaine wylądował na plecach, nieprzyjemnie zderzając się z gruntem i tracąc na chwilę oddech, patrząc na śmiejącego się do rozpuku Merlina z niedowierzaniem. Natychmiast też przyjął jego rękę, gdy ten zaproponował, że pomoże mu wstać. Brunet uśmiechnął się, patrząc na Merlina z zaskoczeniem i otrzepał się.
- Miało być bez wiesz czego - zauważył mrużąc oczy i próbując ogarnąć, co się właśnie stało.
- I było - potwierdził czarownik, opierając miecz zbroczem tuż przy jelcu o własne ramię, dając przyjacielowi czas na pozbieranie się i odzyskanie oddechu. - Wykonałeś najbardziej prymitywny atak, o jakim tylko dało się pomyśleć. Dawno czegoś takiego nie widziałem, to Ci muszę oddać. Ostatnio chyba u wikingów. Albo w bardzo późnym średniowieczu. Chociaż nawet krzyżowcy mieli więcej finezji, a oni poszli na wojnę w imię boga tylko dla zysku. Może rzeczywiście życie było w tych czasach prostsze.
- Walczyłeś z wikingami? - spytał tylko z mieszaniną podziwu i zaskoczenia Gwaine.
- Walczyłem ze wszystkimi Gwaine. I na froncie każdej możliwej wojny. Pewne rzeczy nie zmieniają się aż tak bardzo i skłonność ludzkości do autodestrukcji jest jedną z nich - odpowiedział mu szczerze Merlin, a uśmiech na jego twarzy zmalał. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o Druidach wcześniej?
- Byłeś zajęty. Nie chciałem Ci dorzucać kolejnego problemu. No i jednak całym sobą sprawiasz wrażenie, że nie chcesz tu być. Nie chciałem dawać Ci powodów do myślenia, że jesteś zobligowany żeby tu zostać - odpowiedział zgodnie z prawdą Gwaine, przygotowując się do kolejnego starcia.
- Doceniam to. Naprawdę doceniam. Ale na przyszłość nie ukrywaj przede mną czegoś tak ważnego, dobrze? - poprosił spokojnie Merlin, a Gwaine tylko skinął twierdząco głową.
Gwaine ponownie zaatakował, tym razem cięciem z boku, które Merlin zablokował praktycznie nie ruszając się, a jedynie przerzucając sobie miecz z ręki do ręki i podpierając rękę o własne przedramię. Tym razem jednak Gwaine podszedł do sprawy na spokojniej, więc czarownik nie miał impetu, który mógłby wykorzystać przeciw przyjacielowi. Gwaine zamachnął się więc po raz kolejny i kolejny. Merlin praktycznie się nie ruszał. Obserwował przeciwnika spokojnie, na bieżąco analizując jego ruchy i taktykę, by wyłapać pewien rytm. Po całym dziedzińcu roznosił się dźwięk co rusz spotykających się kling. Merlin zadziwiająco dobrze się bawił, jedynie nieznacznie się ruszając i bardziej wykorzystując nie do końca przemyślane uderzenia Gwaine'a i jego niecierpliwość, niż korzystając z własnych umiejętności. A mimo to Gwaine co rusz lądował na plecach bądź z ostrzem przy gardle.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...