P. XII / ROZMOWA Z GWAINEM

551 72 16
                                    

Merlin niechętnie wszedł do lochu. Obawiał się, jak jasna cholera, że stracił najlepszego przyjaciela. Pierwszy raz od bardzo dawna został postawiony pod ścianą i mógł tylko czekać na decyzję osoby po drugiej stronie zamiast mieć na coś realnie wpływ. I ta bezbronność niejako go przerażała. I jasne, znał dwadzieścia tysięcy zaklęć, dzięki którym mógł wymazać Gwaine'owi pamięć, ale czuł, że zastosowanie ich wobec przyjaciela byłoby po prostu niewłaściwe. Merlin uśmiechnął się smutno na myśl, że w sumie to może lepiej, że sprawy potoczyły się w ten sposób. Łatwiej będzie mu porzucić Gwaine'a daleko za sobą, gdy będzie miał świadomość, że rycerz go najzwyczajniej w świecie nienawidzi. O wiele łatwiej.

A mimo to widok Gwaine'a w jego typowych ubraniach, brązowej koszuli i spodniach zamiast w pełnym rynsztunku Rycerza Camelotu poruszył serce Merlina na tyle, by chłopak przez chwilę pozwolił sobie na tęsknotę za dawnymi czasami. Za tymi, w których Gwaine nie był jeszcze Rycerzem, ale po prostu jego przyjacielem. Chłopak opierał się o blat stołu z rękoma splecionymi na klatce piersiowej i spoglądał nerwowo w stronę wejścia do lochów.

- Hej - zaczął względnie cicho Merlin, dając tym samym przyjacielowi znak, że już przyszedł.

- Hej - odparł Gwaine, po czym zapadła długa cisza, jakby chłopak musiał zebrać swoje myśli.

- Chyba chciałbym mieć to po prostu z głowy, wiesz? Więc. Artur Ci powiedział że mam magię. I chciałbym poznać Twoje zdanie na temat całej tej sytuacji tak żebyśmy obaj wiedzieli na czym stoimy - oznajmił czarownik, biorąc głęboki wdech i czując, jak na duszy ciąży mu ogromny ciężar.

- Merlinie, nie jestem idiotą - oznajmił z nieco smutnym uśmiechem Gwaine. - Naprawdę. Artur jest idiotą, ale to zupełnie inna kwestia. Wiedziałem od początku. Wiesz, wdałem się w swoją ilość bójek, więc wyrobiłem sobie podzielną uwagę. I musiałbym być ślepym żeby nie zauważyć, jak talerze same latają, czy jak niewidzialna siła przerzuca ogromną ławę przez pół pomieszczenia żeby uratować Artura. A potem tylko się upewniłem, gdy za każdym razem, gdy działo się coś związanego z magią Ty znikałeś i pojawiałeś się w najbardziej odpowiednim momencie, wybawiając wszystkich z opresji i jednocześnie ratując ludzi po drugiej stronie barykady. Że o magicznie spadających z konia wytrawnych jeźdźcach czy latających gałęziach czy broniach nie wspomnę. Tak jak i Twojego szacunku do magii. Wiem, że gdy byliśmy wtedy w tym sanktuarium ze wstążkami to wyśmiałem Twój lęk i pokorę wobec tego miejsca, ale widok Twojej zestresowanej twarzy sprawił, że serce podjechało mi do gardła. Zawsze wiedziałeś więcej, niż powinieneś i zawsze wychodziłeś cało z każdej sytuacji, niezależnie od tego, że rzucałeś się jako pierwszy w najgorsze walki, teoretycznie zupełnie bez przeszkolenia, bez statusu Rycerza czy choćby konkretniejszej zbroi. My wszyscy baliśmy się o swoje życia nosząc na sobie praktycznie ochronną klatkę, a Ty stałeś w tym samym rzędzie w koszulki i kurtce, które ochronić to Cię mogły przed zimnem. No i zawsze pozostawała Twoja wiedza na temat magii, która też była nieco większa, niż proste wytłumaczenie, że "bo Gajusz powiedział" mogłoby wytłumaczyć. Więc tak, Arturowi się wymsknęło, że masz magię, ale nie był to dla mnie nowy fakt.

- Więc dlaczego nigdy nie dałeś mi znać, że wiesz? - spytał szczerze zaskoczony Merlin, zupełnie wytrącony z równowagi. Nie tego się spodziewał. Zdecydowanie nie tego.

- A co by to zmieniło? - spytał Gwaine ze wzruszeniem ramion. - Czy z magią, czy bez niej byłeś najlepszym przyjacielem, jakiego miałem. Zawsze mogłem na Ciebie liczyć. Nawet nie zliczę, ile razy wyciągałeś mnie z karczmy, pozwalałeś spać u siebie czy znosiłeś moje humorki, gdy miałem dość Rycerzy. O tym, ile razy uratowałeś mi życie nawet nie wspominając. To, że masz magię nic dla mnie nie znaczy. I nigdy nie znaczyło. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i lojalnym przyjacielem. I tylko to się dla mnie liczy. A gdybyś kiedyś zechciał podzielić się ze mną swoim sekretem, utrzymałbym gębę na kłódkę. Zgaduję, że teraz skoro nawet Artur wie to już raczej nie jest wielki problem, ale dopóki nie zobaczę Ciebie stojącego na środku dziedzińca i drącego buźkę, że masz magię to i tak będę trzymał gębę na kłódkę.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz