Od trzydziestu minut stałam przed lustrem w swoim pokoju i zastanawiałam się, w co się mogę ubrać na ich dzisiejszy trening. Pech chciał, że byłam osobą anty-sportową i nie miałam doświadczenia w treningach. Po kilku minutach do mojego pokoju wparowała uśmiechnięta Alba. Zlustrowałam ją wzrokiem i zauważyłam, że była ubrana w luźny, czarny dres. Pogoda nie była dziś zbyt ładna, dlatego również wybrałam sportowy zestaw.
— Dalej nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się tam iść —rzekłam do przyjaciółki, która szczerzyła się w moim kierunku.
— Pamiętaj, że robisz to głównie dla mnie — Alba zachichotała cicho pod nosem.
— Mogę w końcu się dowiedzieć dla kogo się tam wybierasz? — po moim pytaniu brunetka opadła na łóżko i westchnęła ciężko. Przetarła dłońmi swoją twarz, a jej zielone oczy spoczęły na mnie.
— Pedri bardzo mi się podoba. Jest zawodnikiem Barcelony i całkiem dobrze dogaduje się z Gavim — opadłam na łóżko obok niej, a swoje usta wydęłam w grymasie.
— Czy to, że dogaduje się z tym idiotom nie daje mu już jakiegoś minusa na starcie? — po moim pytaniu poduszka, która leżała pod ręką przyjaciółki wylądowała na mojej głowie. Wybuchłam śmiechem na zachowanie Alby, a na jej policzkach pojawił się rumieniec.
— Jak dla mnie jest idealny, dlatego podnoś tyłek, bo chcę go w końcu zobaczyć na boisku — niechętnie podniosłam się z wygodnego łóżka i razem z przyjaciółką udałyśmy się do małego holu.
— Gdzie babcia Angela?
— U sąsiadki, pewnie znowu będą grać w pokera — na moje słowa Alba prychnęła pod nosem.
— Może jeszcze będą palić kubańskie cygara?
— To babcia Angela. Wszystko możliwe — wyszłyśmy z domu i razem udałyśmy się na pobliski przystanek autobusowy. Odległość od domu babci do stadionu Camp Nou nie była wielka, jednak przez ciągłą kontuzję kolana Alby nie mogłyśmy pozwolić sobie na spacer.
Po piętnastu minutach nadjechał odpowiedni autobus. Zakupiłyśmy bilet w środku i zajęłyśmy dwa miejsca. Do stadionu dzieliło nas tylko cztery przystanki, dlatego podróż nie będzie zbyt długa. Poczułam wibrację w kieszeni swoich dresów. Odblokowałam ekran blokady i jak się okazało moja mama przesłała mi jakieś zdjęcie. Razem z Hugo stała przy wielkiej wieży Eiffla. Przytulali się do siebie i wyglądali na szczęśliwych. Cieszyłam się, że mama pozbierała się po śmierci taty, jednak w głębi duszy wiedziałam, że Hugo nie jest dobrym człowiekiem. Przybliżyłam zdjęcie i przyjrzałam się twarzy partnera mojej matki. Gdy go widziałam odczuwałam smutek i niepokój.
Liczy się tylko jej szczęście.
— W porządku? — usłyszałam przy swoim uchu zmartwiony głos przyjaciółki. Kiwnęłam twierdząco głową, a reszta podróży minęła nam w ciszy.
Wysiadłyśmy na jednym z przystanków, a po kilku minutach dalszego spaceru moim oczom ukazał się wielki stadion, na którym rozgrywały się mecze FC Barcelony. Nie byłam wielką fanką piłki nożnej, dlatego nie odczuwałam ekscytacji. Wchodząc do środka widziałyśmy na ścianach zdjęcia piłkarzy. Niektórych kojarzyłam, jednak większość była mi kompletnie obca. Przyjrzałam się lepiej jednemu zdjęciu. Pablo uśmiechał się na nim szczerze, a jego brązowe tęczówki przeszywały wzrokiem osoby, które widziały zdjęcie.
Mimo, że idiota, to wygląda całkiem nieźle.
Skarciłam się za swoje myśli i szłam zaraz za plecami przyjaciółki. Jej telefon zaczął dzwonić, a Alba spojrzała na mnie przepraszająco.
— To moja mama, chyba pasuje mi odebrać..
— Nie przejmuj się, idź. Ja się tutaj jeszcze pokręcę — brunetka wyminęła mnie i zniknęła w jednym z korytarzy.
Rozglądałam się dookoła siebie, a gdzie bym się nie popatrzyła widziałam zdjęcia drużyny. W pewnym momencie sama już nie wiedziałam, gdzie się znajduję, dlatego postanowiłam, że najlepiej będzie, gdy pójdę na wprost. Idąc w nieznane znalazłam się w tunelu, by po chwili pojawić się na samym boisku. Z niedowierzaniem stanęłam na murawie i rozglądałam się dookoła. Nie mogłam uwierzyć, że stadion jest w stanie pomieścić prawie sto tysięcy ludzi. Podziwiałam zawodników, którzy wychodząc grać, czuli na sobie presję tylu osób. Na środku boiska było przygotowane kilkanaście piłek, którymi prawdopodobnie mieli trenować piłkarze. Podeszłam do jednej z nich, a w mojej głowie pojawił się obraz mamy i Hugo. Przypominając sobie o mężczyźnie z irytacją kopnęłam piłkę, która poleciała na pewno nie w stronę bramki.
— Nieźle, ale musisz jeszcze sporo potrenować — za swoimi plecami usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w jego stronę, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Gavi, który był już przebrany w swój treningowy strój.
— Spokojnie, już mnie tu nie ma. Nie będziesz musiał patrzeć na moja nieudolną grę — próbowałam go wyminąć, jednak Pablo stanął mi na drodze. Mierzył mnie spojrzeniem, a ten jeden z jego głupich uśmieszków uformował się na jego ustach.
— Przecież mówię, że musisz potrenować — Gavi stanął za moimi plecami pochylając się nade mną. Odgarnął moje włosy, by mieć lepszy dostęp do mojego prawego ucha. — Będę twoim nauczycielem, gwarantuję świetne rezultaty.
— Jest opcja zmiany trenera?
— Niestety nie, dlatego skup się — chłopak ustawił jedną z piłek przede mną. Po chwili ściszył swój ton i zaczął mówić do mojego ucha:
— Musisz celować w środek piłki. W momencie uderzenia w piłkę, pociągnij stopę dalej, aby uzyskać dodatkową siłę — nie mogłam skupić się na tym co mówił do mnie Gavi. Jego zbyt bliska obecność działała na mnie co najmniej dziwnie. Szatyn odsunął się na bezpieczną odległość i wyczekiwał aż wykonam strzał.
— Chyba zwariowałeś, jeśli myśla...
— No dalej Val, nie mamy całego dnia — nie miałam zamiaru wdawać się z nim w dyskusję, dlatego wykonałam strzał, mając w tyle głowy uwagi Pablo. Jeśli wspominałam, że sport to nie moja bajka, to miałam całkowitą rację. Mój strzał był słaby lub nawet tragiczny. Gavi przymknął powieki, tak jakby moja czynność zabolała go fizycznie.
— Cóż, nie będziesz raczej profesjonalną piłkarką, ale jeśli chcesz mogę ci załatwić posadę podawania nam wody — prychnęłam na jego uwagę i założyłam ręce na piersi.
— Wolałabym umrzeć niż podać ci butelkę wody —uśmiechnęłam się do niego sarkastycznie.
— Nie to nie — wzruszył obojętnie ramionami. Wyminęłam go i kierowałam się w stronę trybun.
— Arogancki..
— Idiota — Gavi dokończył za mnie i uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę. — A teraz Val usiądź i popatrz sobie jak powinno grać się w piłkę.
Przewróciłam oczami i zeszłam z murawy.
Val życzy ci, żebyś dostał piłką w łeb.

CZYTASZ
Broken| Pablo Gavi
Romansa„ - Dlaczego nic nie mówiłaś? - Nie chciałam pozbawiać jej szczęścia. - A co z twoim szczęściem? Czy ono już się kompletnie nie liczy?" Valeria Ruiz, przylatuje na swoje upragnione wakacje w Barcelonie. Tylko ona, Babcia Angela u której będzie mies...