30

5.5K 263 103
                                    

Zdrętwiałymi rękami zakładam na swoją głowę pościel, by uniknąć promieni słońca, które wdzierały się przez zasłony. Mrużę oczy, gdy ktoś potrząsa moim całym ciałem. Nie ma opcji, że teraz wstanę. Miałam genialny sen, który chcę dokończyć. Z mojego gardła wydostaje się zduszony jęk, gdy dostaję poduszką po głowie.

- Valeria - słyszę przy swoim uchu damski głos, który należy do jednej z moich przyjaciółek. Nie reaguję, a wstrząsy stają się coraz silniejsze. - Valeria, spóźniłaś się na samolot!

Jak poparzona wstaję ze swojego łóżka. Chichot Alby wydostaje się z jej gardła, a ja w pośpiechu próbuję znaleźć jakiekolwiek ubrania, które będą się nadawać na lot.

Lot na który się spóźniłam. Cholera!

Coś mi jednak nie pasuje, więc zerkam na zegarek, który stoi na szafce nocnej. Przecieram swoje zaspane oczy, a następnie złowrogim wzrokiem spoglądam na brunetkę.

- Jest siódma rano! - próbuję znowu się położyć do łóżka, jednak dziewczyna zagradza mi drogę. Marszczę w zirytowaniu swoje brwi, a następnie coś sobie przypominam. Moje oczy lądują na łóżko, na którym wczoraj oprócz mnie spał też Pablo. Nie ma go. Pewnie wyszedł z samego rana. Jak zwykle.

- Za cztery godziny nie będzie cię już w Barcelonie, a my mamy dla ciebie niespodziankę, więc się szykuj! - Alba zakłada ręce na piersi i spogląda na mnie z politowaniem. Jak naburmuszone dziecko siadam na obrotowym krześle i zakładam nogę na nogę.

- My? - powtarzam po niej na co brunetka przytakuje głową. - Kto jeszcze jest?

- Przyjechałam razem z Pedro, czeka na nas w holu. Szykuj się, masz dziesięć minut. Weź od razu walizki, bo zawieziemy cię na lotnisko.

Przyjaciółka opuściła mój pokój. Wiedziałam, że nie ma sensu się z nimi spierać. Pomimo tego, że nie miałam ochoty nigdzie jechać o siódmej rano, doceniałam, że chcieli się ze mną pożegnać i zorganizowali dla mnie niespodziankę. Wstałam ze swojego miejsca i z walizki, która stała przy łóżku, wygrzebałam zwykłą białą koszulkę oraz czarne szorty. Nie miałam ochoty się malować, więc skorzystałam tylko z toalety i wyszłam do moich przyjaciół. Alba pisała coś na swoim telefonie, a Pedri bawił się z Simonem, który musiał już się pewnie obudzić. Brat zerknął w moją stronę i uśmiechnął się szeroko.

- Valeria! - chłopiec podbiegł do mnie wtulając się w moje nogi. Poczochrałam go po jego jasnych włosach i zerknęłam na Pedro, który również przywitał się ze mną uśmiechem. - Mogę jechać z wami? Proszę zgódź się, nie mam co robić, bo babcia jeszcze śpi.

Sześciolatek patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Wykrzywiłam swoją twarz, ponieważ nie wiedziałam, co przyjaciele dla mnie przyszykowali. Poza tym, nawet nie wiedziałam, czy chcieliby spędzić czas w towarzystwie Simona. Miałam już zaprotestować, jednak głos piłkarza mnie wyprzedził.

- No pewnie! Potrzebuję męskiego towarzystwa - gdy chłopiec zrozumiał słowa Pedriego, wyrzucił ręce w powietrze i pobiegł w stronę sypialni babci, by poinformować ją, że jedzie z nami. Brunet podszedł bliżej mnie i delikatnie pogładził po ramieniu, tak jak miał to w zwyczaju. - Jak się masz?

Przytaknęłam tylko głową na jego słowa i uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku, dając mu tym znak, że wszystko jest pod kontrolą.

Tak mi się przynajmniej wydawało.

Simon znów zjawił się przy nas i poinformował, że babcia zgodziła się, by jechał z nami. Opuściliśmy dom i wsiedliśmy do auta bruneta. Ja z bratem zajęliśmy miejsca z tyłu, a Alba pasażera. Widziałam, jak przyjaciele rzucają czasami w swoją stronę dziwne spojrzenia. Wydawało mi się, że pomiędzy nimi coś jest, jednak nie komentowałam tego. Jeśli przyjaciółka będzie mi chciała o tym opowiedzieć, to zrobi to. Nie będę na nią naciskać. Odchrząknęłam, ponieważ z powodu wysokiej temperatury w Barcelonie, czułam jak zasycha mi w gardle.

Broken| Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz