22

7.2K 311 158
                                    

Stałam na środku drogi patrząc się pusto w rozwalone auto. Medycy ratowali  pięćdziesięcioletniego mężczyznę. Maria trzymała się za głowę chodząc wkoło i patrzyła na mnie złowrogo. Światła na dachu karetek oślepiały mnie, a ból w klatce piersiowej stał się nie do zniesienia. Jeden z medyków podszedł do nas patrząc na nas współczującym wzrokiem. Nie musiał nic mówić. Widziałam czarny worek, który leżał kilkanaście metrów od nas. Krzyk mamy rozległ się w moich uszach. 

On nie żył. Mój tata właśnie odszedł na zawsze. 

— To twoja wina! — kobieta podeszła do mnie bliżej, a jej dłoń wylądowała na moim policzku. — Twoja, twoja, twoja!

Maria miała rację. Zabiłam swojego ojca.


Otworzyłam z przerażeniem swoje oczy, nie mogąc złapać oddechu. Przeniosłam się do pozycji siedzącej, a dłonie nie przestawały się trząść. Starłam pot ze swojego czoła. 

To znowu wracało. Koszmary zaczynały wracać.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał siódmą rano. Rozejrzałam się dookoła przypominając sobie, że w nocy zasnęłam u boku Gaviego. Chłopaka nigdzie jednak nie było. Chwyciłam w swoją roztrzęsioną dłoń karteczkę, która znajdowała się na poduszce obok. Przeczytałam wiadomość napisaną pochyłą czcionką. 

Poszedłem już do domu, tym razem wyszedłem drzwiami. 

W głowie ciągle miałam swój sen, a słowa mamy nie opuszczały moich myśli. To twoja wina. Pomimo tego, że mama nigdy nie powiedziała mi tego w rzeczywistości i tak poczucie winy siedziało we mnie w środku. Podświadomie czułam, że Maria obwinia mnie o śmierć swojej miłości. Przeze mnie została kompletnie sama. 

Chwyciłam w dłoń swój telefon i ściągnęłam z niego etui. Moim oczom ukazało się małe zdjęcie. Tata trzymał mnie na swoich kolanach, a zadowolona ja zdmuchiwałam świeczkę w kształcie cyfry siedem. Łzy pojawiły się w kącikach oczu powodując ich pieczenie.

— Przepraszam — mój słaby szept wydostał się z moich warg, a oczy nie spuszczały wzroku ze zdjęcia. — Tak bardzo cię przepraszam..

***

Chodziłam po ulicach Barcelony. Głowę miałam spuszczoną, a w słuchawkach leciała jedna z przygnębiających piosenek. Czułam się źle. Byłam smutna, żałosna i ponura. Moje negatywne myśli nie opuszczały mnie na krok, a sen, który przyśnił się w nocy wciąż był przed moimi oczami. Pociągnęłam nosem, by powstrzymać płacz, dłonie schowałam do kieszeni bluzy. Poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu. Zaskoczona nagłym kontaktem fizycznym skuliłam się. Westchnęłam ciężko, gdy przede mną stanęła Alba. Wyjęłam słuchawki, by słyszeć co mówi dziewczyna. 

— Co się z tobą działo przez pół dnia? Próbowałam się skontaktować, ale wszystko na marne! — swój pusty wzrok wlepiałam na budynki mieszkalne, które znajdowały się za brunetką. Wzruszyłam ramionami. 

— Trochę gorzej się czuję. Musiałam się przejść — zmartwiony wzrok dziewczyny wylądował na mnie. Błagam, nie chcę współczucia. 

— W porządku, Pilar czeka w środku. Chodźmy do niej! — nie zdążyłam zareagować w żaden sposób, ponieważ Alba pociągnęła mnie za nadgarstek. Odwróciła mnie w stronę stadionu, który znajdował się niedaleko nas. Czy mój spacer wydłużył się aż tak? Nawet nie wiedziałam, kiedy znalazłam się tak blisko obiektu. 

Weszłyśmy do środka, gdzie znajdował się tłum osób. Przecisnęłyśmy się przez piszczące nastolatki i szczęśliwe dzieci. Znowu był jakiś mecz? Nie przypominam sobie, żeby Gavi coś o tym wspominał. Spojrzałam na jeden z plakatów i zrozumiałam skąd takie zamieszanie. FC Barcelona organizowała dziś trening, na który mogli popatrzeć fani. Znalazłyśmy się na trybunach zajmując miejsca obok Pilar. Przywitałam się z dziewczyną i wbiłam swoje łokcie w uda, by wygodnie się oprzeć. Blondynka chyba zrozumiała, że nie byłam w nastroju na jakiekolwiek rozmowy, ponieważ uśmiechnęła się do mnie lekko i zaczęła rozmowę z brunetką. Byłam jej wdzięczna. 

Broken| Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz