Rozdział 9. Drwiny losu

1.6K 69 1
                                    

Wygładziłam dół białej sukienki, zawieszając wzrok na delikatnych kwiatach zdobiących moją talię. Oczywiście, że mama wybrała dla mnie białą kreację oznaczającą czystość i niewinność. Przecież taka właśnie powinnam być. Nieskazitelna i dobra bez względu na wszystko. Córka pielęgniarki i prawnika nie mogła być ubrana w pierwsze lepsze ciuchy. Przecież jakby to wyglądało przy ludziach?

Brązowe fale spływały po moich ramionach a delikatny makijaż jedynie podkreślił naturalną urodę. Byłam gotowa, ale od dziesięciu minutach nie mogłam odejść od lustra. Zrobiłam krok w tył a sandałki na lekkim obcasie przy spotkaniu z podłogą, wydały cichy dźwięk który chwilowo przerwał ciszę panującą w mojej sypialni. To tylko kilka godzin chodzenia za rodzicami i posyłania każdemu obcemu, promiennego uśmiechu. Dam radę.

– Xylio wychodzimy! – krzyknął ojciec donośnym głosem. Chwyciłam beżową, małą torebkę pasującą do butów i zeszłam na dół.

Całą drogę wgapiałam się w widoki za oknem, wciąż rozpamiętując to, co zrobiłam kilka dni temu. Oczekiwałam poczucia ulgi i spokoju, ale o dziwo wcale nie czułam się lepiej. Znowu postąpiłam tak jak chcieliby tego rodzice. Jak miałam przerwać ich rządy skoro za każdym razem z tyłu głowy czułam obawę na myśl, że gdybym zrobiła coś złego, spotkałaby mnie kara?

Podążałam posłusznie za dwójką ludzi wyglądających na niezwykle pewnych siebie. Oboje byli wychowywani przez ojca który trzymał ich krótko. Podobnie robili ze mną. Miałam wsparcie jedynie w babci, którą widywałam bardzo rzadko przez napięty grafik rodziców. Mieszkała kilka godzin drogi od miasta a oni w życiu nie pozwoliliby pojechać mi do niej samej. Uważali, że babcia była dla mnie zbyt pobłażliwa.

– Nie oddalaj się od nas – oznajmił cicho ojciec, zerkając na mnie kątem oka. Kiwnęłam głową bez zamiaru sprzeciwu. Nie chciałam narobić mu wstydu przy tylu ważnych ludziach. Wzrokiem odnalazłam stół na którym rozłożone były przekąski wraz z napojami. Mój żołądek niemal od razu tak o sobie znać, przypominając o uzupełnieniu. Odechciało mi się jeść, gdy obcy głos rozbrzmiał tuż obok mnie.

– Państwo Hughes, miło was widzieć – Niższy mężczyzna ujął dłoń mojej mały i uniósł ją do swoich ust, całując powietrze. Następnie uścisnął dłoń taty a mnie kiwnął lekko głową. Uśmiechnęłam się delikatnie tak, jak zapewne chciałby tego ojciec. Coraz częściej łapałam się na tym, że nie chciałam robić tego, do czego mnie zmuszali. Przecież mogłam odmówić przyjścia tutaj, symulując ból głowy. Dlaczego ja od zawsze byłam tak posłuszna? Zadając sobie to pytanie, od razu znałam odpowiedź. Byłam kierowana strachem nad konsekwencjami swoich czynów. Sprzeciwienie się ojcu równało się z oddaniem duszy diabłu.

Nie powinnam tak o nim myśleć. To był mężczyzna, który o mnie dbał i mnie kochał. Chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze. Przez całe życie byłam przekonana, że wszystko co robił, było dla mojego dobra. Z każdym moim kolejnym małym buntem, rozumiałam, że to co robili nie było ani trochę dla mnie dobre. Nieustannie czułam lęk przed nimi a patrzenie w oczy ojca stało się dla mnie niewykonalne.

Przywitaliśmy się z kilkoma innymi pracownikami, którzy przyszli ze swoimi rodzinami a potem zajęliśmy miejsce przy drewnianych rozłożonych stołach. W tle grała cicha i przyjemna muzyka, która mieszała się z głośniejszymi rozmowami. Zaciskałam dłonie na materiale sukienki, mnąc idealnie wyprasowany materiał. Nie czułam się komfortowo wśród tych wszystkich nienagannie wyglądających ludziach. Uniesione podbródki, fałszywe uśmiechy i udawane zainteresowanie drugą osobą sprawiały, że cała atmosfera imprezy była toksyczna i ani trochę nie przypominało to pikniku, jakiego się spodziewałam. Wysoko postawieni mężczyźni żywo dyskutowali o czymś oddaleni od reszty a ich partnerki siedziały samotnie przy stołach, robiąc dokładnie to samo co ja. Odliczałam do końca tej męczarni.

Elsher Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz