Poniedziałek był okropny. Paige nie pojawiła się w szkole a Tony chodził przybity i nie chciał ze mną rozmawiać. Właściwie to nie rozmawiał z nikim. Ja za to na lekcjach byłam nieobecna. Przynajmniej myślami ponieważ te uciekały ciągle w stronę ostatniej imprezy i niespodziewanej wizyty Pana Elshera. Tata mówił, że to sprawy dotyczące pracy, ale i tak miałam obawy. Przez weekend oprócz zdania raportu z "imprezy", nic więcej ode mnie nie chciał.
Gdyby mój szef mu powiedział, byłabym skończona.
Wychodziło na to, że faktycznie były to sprawy biznesowe.
Wyszłam z autobusu, chłonąc świeże powietrze jakbym wydawała swój ostatni oddech dlatego, że gdy znowu wejdę do gabinetu, mój układ oddechowy zostanie zaatakowany przez zmysłowe perfumy Pana Elshera.
No i jeszcze ten cholerny pocałunek. Plułam sobie w brodę, że wtedy tego nie przerwałam a z drugiej strony po prostu nie umiałam. Mój wciąż trwający, wewnętrzny konflikt zaczynał mnie powoli wykańczać.
– Xylia? Ty znowu tutaj? – Pytanie Maddison sprawiło, że przystanęłam przy wyspie blatu.
Panika powoli narastała gdy żadne dobre wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy. Wczepiłam na twarz przyjazny uśmiech mając nadzieję, że kłamstwo które zaraz powiem, nie wyjdzie na jaw. Przez tydzień mi się udawało więc mogłam przewidzieć, że któregoś dnia mnie zaczepi.
– Tak, zapomniałam swetra z gabinetu ojca. Potrzebuję go do szkoły.
Mina Maddison wskazywała na to, że mi nie uwierzyła. Kurde. Mogłam wymyślić coś bardziej kreatywnego, ale mój mózg wyłączył się gdy tylko przeszłam przez próg firmy.
Opuściła wzrok na laptopa a ja wtedy wykorzystałam jej chwilę nieuwagi i zniknęłam za ścianą, idąc schodami do góry.
Jak miałam się zachowywać?
Jak gdyby nigdy nic? Nie umiałam tak. W chwili gdy jego pocałunek wywołał we mnie takie emocje, nie potrafiłam tego zlekceważyć. Cały czas czułam na sobie jego dotyk i usta, które całowały mnie jakby świat miał się zaraz skończyć. Może przesadzałam? Może on wcale nie odebrał tego w taki sposób?
Ten jeden pocałunek zabrał mi stały grunt pod nogami i teraz nie umiałam myśleć logicznie w jego obecności.
Utwierdziło mnie w tym jego spojrzenie jakim mnie obdarzył gdy szłam po schodach na piętro w moim domu. Nawet tam nie miałam spokoju od zieleni jego wzroku. Zamknął mnie w szmaragdowej pułapce i za żadne skarby świata nie wiedziałam jak mam się z nich uwolnić.
W gabinecie jak zwykle siedział mój szef. Miał na sobie te cholerne okulary z ciemnymi oprawkami w których wyglądał jak gorący profesor wykładający na prestiżowej uczelni. Rozpiął kilka pierwszych guzików koszuli a rękawy podwinął do góry.
Bogowie i wszyscy święci chrońcie mnie przed nim.
– Dzień dobry – odezwałam się jednocześnie wyjawiając swoją obecność. Podniósł głowę niemal od razu odnajdując moje oczy. Spięłam się bardziej niż w momencie gdy Pan Herman wywoływał mnie do tablicy.
– Witam Panno Hughes – odparł.
Nawet moje nazwisko w jego ustach brzmiało jakby było czymś niestosownym.
Usiadłam na swoim miejscu i z ulgą odkryłam, że zostało mi niewiele by zakończyć pierwsze zadanie jakie mi zlecił. Myślałam, że zajmie mi ono góra dwa dni a robiłam je już tydzień.
Chciał zobaczyć jak szybko wymięknę.
Niestety trafił na osobę, której zaletami są perfekcjonizm i wysoka ambicja.
CZYTASZ
Elsher
RomancePierwsza miłość jest wyjątkowa. Inna. Jest pełna motyli w brzuchu, przerysowania, idealizowania i euforii spowodowanej obecnością naszego obiektu westchnień. A co jeśli wam powiem, że moja pierwsza miłość była zakazana, niemoralna i... Niepoprawna...