Rozdział 27. Srebrny łabędź

1.2K 61 1
                                    

W drodze zadzwoniłam do taty, żeby wiedział o moim późniejszym powrocie do domu. Nie był zachwycony moim pomysłem, jednak argument o moich urodzinach go przekonał. Siedząc w autobusie, podkuliłam nogi i wpatrywałam się w okno, na których krople deszczu robiły sobie wyścig. Deszcz zaczął padać od razu, gdy tylko wsiadłam do transportu publicznego. Beznadziejność mojego życia dotarła do mnie i nie czułam już sensu dalszej walki. Miałam wrażenie, że poznanie go było czymś jedynym dobrym w moim życiu. Czułam się magicznie będąc z nim. Jakby nic wokół nie miało znaczenia. Jakbym przy nim nie musiała się niczego bać. A to wszystko, to poczucie bezpieczeństwa, docenienia i uwagi było tylko piękną iluzją. Na co ja liczyłam?

Wszystkiego najlepszego, Xylio.

Wysiadłam na przystanku a po deszczu została jedynie mokra nawierzchnia. Szłam poboczem doskonale znając drogę. Niedługo potem przeszłam przez bramkę i wlepiłam wzrok w uroczy domek babci. On kojarzył mi się z dzieciństwem. Gdy to rodzice byli zbyt zajęci by się mną zajmować, dlatego zawozili mnie do babci. To ona zaszczepiła we mnie miłość do tworzenia rysunku. Potrafiłyśmy godzinami kolorować kolorowanki czy odwzorowywać zwierzęta z bajek na kartce papieru.

Zapukałam do drzwi i nie musiałam długo czekać, gdy w progu zobaczyłam starszą kobietę. Widząc ją na nowo rozkleiłam się, mocno ją przytulając. Z początku babcia była mocno zdezorientowana jednak od razu odwzajemniła mój uścisk.

– Xylia dziecko, jak dobrze cię widzieć – powiedziała babcia, gdy się od siebie odsunęłyśmy. Posłałam jej smutny uśmiech.

– Ciebie też babciu.

– Co się stało? Dlaczego płaczesz?

– Długo by mówić. – Machnęłam lekceważąco dłonią. Babcia zaprosiła mnie do środka. Usiadłam na miękkiej sofie, obserwując jak kobieta zwinnie porusza się w kuchni. Chusteczką wytarłam mokre policzki, wpatrując się w palce, którymi się bawiłam. W pomieszczeniu panowała cisza, której nie chciałam przerywać.

Przyszłam do babci bo było to jedyne miejsce na ziemi, gdzie czułam się chciana. Nigdzie nie było mi lepiej, choć przez chwilę myślałam, że to właśnie ramiona Maxima są takim miejscem. Ale ja byłam głupia. Nie oczekiwałam od niego wielkiej miłości a jedynie szczerości. A nawet to było udawane.

– Wszystkiego najlepszego, słoneczko – wypowiedziała babcia, kładąc przede mną małe pudełeczko. Uniosłam wzrok napotykając błękitne spojrzenie, znajomych oczu i z małą ciekawością zajęłam się rozpakowywaniem. Uniosłam wieczko a tam moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik z łabędziem. Babcia doskonale wiedziała, że to było zwierzę, którego nie umiałam tak ładnie narysować jak pozostałe. Paige i Tony również to wiedzieli, dlatego dzisiaj musiałam go rysować podczas zadania.

– Jest piękny. Dziękuję bardzo – wyszeptałam i ponownie ją objęłam. Potrzebowałam tych przytulasów dzisiaj bardziej niż zazwyczaj.

– A teraz opowiadaj.

Westchnęłam, starając się w głowie ułożyć odpowiednie słowa. Nie mogłam powiedzieć babci o wszystkim, ale też musiałam się wygadać. Nie miałam też dużo czas bo przecież jeszcze czekał mnie powrót i odrabianie lekcji.

– Zostałam wykorzystana babciu i czuje się z tym okropnie.

Babcia wytrzeszczyła oczy.

– Ktoś... Ktoś cię wykorzystał? – zapytała drżącym głosem. Niemal od razu pokręciłam głową, uświadamiając sobie jak to strasznie brzmi.

– Nie nie. Nie w takim sensie jak myślisz. Po prostu zaufałam komuś i myślałam, że coś się pomiędzy nami działo. Okazało się jednak, że to wszystko było kłamstwem a on wykorzystał mnie do pracy.

– Oj. Brzmi bardzo źle.

– Takie właśnie jest. Ale z drugiej strony to moja wina. Wyobraziłam sobie za dużo. Nawet z okazji urodzin zrobiłam dla niego babeczki. Teraz nadają się wyłącznie do śmieci – odparłam, wyciągając moje wczorajsze wypociny z plecaka. Babcia od razu przejęła ode mnie reklamówkę ze słodkościami i wstała, podążając do kuchni.

– Nic nie może się zmarnować! Zjemy sobie same. – Uśmiechnęła się zarażając tym również mnie.

– Ile się znacie? – zapytała nagle, zajmując miejsce obok mnie. Odłożyła paterę z moimi poturbowanymi babeczkami na stoliku kawowym tuż przed nami. Nawilżyłam spierzchnięte usta i opuściłam wzrok.

– Trzy tygodnie.

– I ci się podoba, tak?

– No chyba tak. To znaczy nie wiem. Czuję się przy nim magicznie. Mogę być sobą, nie muszę nikogo udawać. Na dodatek jeszcze...

– Jeszcze? – dociekała babcia.

– Całowałam się z nim. Dwa razy.

Babcia pokiwała głową z uznaniem a ja złapałam jedną babeczkę i powstrzymywałam się od śmiechu. W chwili gdy czekolada ze środka babeczki ubrudziła mi twarz, babcia wybuchła szczerym i donośnym śmiechem. Wtedy już nie mogłam się powstrzymać i wkrótce obie chichotałyśmy na jej kanapie.

– Posłuchaj mnie, kochanie. Nie wiem co się między wami wydarzyło, ale widzę jak cierpisz z tego co się stało. Jeśli uważasz, że to co pomiędzy wami się stało, było prawdziwe, to warto to wyjaśnić. Natomiast jeśli to również było kłamstwo, to kopnij go w ten męski zadek.

Uniosłam kąciki ust do góry, opadając plecami na poduszki.

– Kocham cię babciu, wiesz o tym, prawda?

– Ohh, oczywiście, że tak. Ja też cię kocham.

Pożegnałam się z babcią godzinę później. Idąc na przystanek, wyciągnęłam telefon, który wcześniej w drodze wyłączyłam. Gdy tylko ekran się podświetlił, zobaczyłam masę nieodebranych połączeń od rodziców, Tony'ego i Pana Elshera. W wiadomości nawet nie wchodziłam. Wybrałam numer taty i już po kilku sygnałach odebrał.

– Gdzie jesteś? – zapytał surowo.

– Właśnie czekam na autobus powrotny. Musiałam jeszcze pomóc babci w kilku rzeczach – wyjaśniłam. Oczywiście, że było to kłamstwo. Po prostu się zagadałyśmy.

– Punkt dwudziesta widzę cię w domu.

– Jasne, do zobaczenia – odparłam. Tata zakończy połączenie a mnie zrobiło się jakoś lżej.

A pan Panie Elsher niech się pieprzy! 

Elsher Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz