Rozdział 22. To był błąd

1.4K 65 2
                                    

Maxim

Xylia poszła do łazienki kilka minut temu, jednak ja nie mogłem pozbyć się złego przeczucia. Czułem się za nią odpowiedzialny. Nie zwlekając opuściłem Oliviera i Tatianę, szukając Xylii.

Przepychając się przez masę ludzi, wzrokiem odnalazłem drzwi prowadzące do damskiej łazienki. Nim moja dłoń dotknęła metalowej klamki, drzwi otworzyły się a w progu stanęła moja asystentka. Wpadła prosto w moje ramiona i gdyby nie mój zajebisty refleks, już dawno siedziałaby tyłkiem na ziemi.

Brązowe, sarnie oczy wpatrywały się we mnie najpierw z przerażeniem a potem ulgą. Cień uśmiechu przemknął przez jej delikatną twarz. Opuściła głowę, zakładając kosmyk brązowych włosów za ucho. Ten zwykle nic nie znaczący gest dodał jej uroku.

Znowu się na tym złapałem.

Były momenty w których nie widziałem w niej tego dziecka, za którego od początku ją brałem. Xylia była dojrzalsza niż jej rówieśnicy z którymi miałem nieprzyjemność się styknąć. Sumiennie wykonywała moje polecenia, nawet podczas tego wyjazdu zrobiła na mnie wrażenie, swoim profesjonalizmem.

Ale ona wciąż była dzieckiem.

Byłem od niej dziewięć lat starszy. Nie mogłem patrzeć na nią jak na potencjalną partnerkę a czasami właśnie o tym myślałem. Ona była jeszcze młoda, niedoświadczona przez życie, zależna od ojca, którego wyraźnie się bała.

Już na pikniku to zauważyłem, gdy tylko do nas dołączył. Nie miałem jednak prawa pytać. Już sam fakt, tego, że po cichu ingeruję w jej życie był nie na miejscu. Popełniłem ogromny błąd pokazując jej, że coś między nami kiedykolwiek może się wydarzyć. Naiwne nastolatki zazwyczaj wyobrażają sobie zbyt wiele a ja nie chciałem zranić tej dziewczyny. Było w niej coś, co kazało mi ją chronić. Przed jej ojcem, przed znajomymi i przed całym złem tego świata. I choć było we mnie wiele sprzeczności, serce kłóciło się z rozumem, to wiedziałem, że najlepsze dla niej będzie, jeśli po powrocie do Baltimore, powiadomię ją, że nasza współpraca dobiegła końca.

– Coś się stało? – zapytała gdy się nie odezwałem. Pokręciłem głową, obejmując ją jedną ręką i prowadząc w stronę loży.

– Przyjście tutaj było błędem – oznajmiłem, nachylając się ku jej twarzy. Za każdym razem gdy zainicjowałem bliższy kontakt rumieniła się tak, że nie mogłem przestać się w nią wpatrywać. Była kurewsko słodka i to chyba denerwowało mnie najbardziej.

– Dlaczego? Zrobiłam coś nie tak? – Panika w jej głosie stopniowo narastała. Zamiast na kanapy, zaprowadziłem ją przed klub, by nieco zażyła świeżego powietrza. Ja również tego potrzebowałem.

– Nie, skądże. Radzisz sobie świetnie – odparłem, chwaląc ją. Czułem, że właśnie tego oczekiwała. Xylia musiała upewniać się, że to co robi, robi dobrze. Jakby była wiecznie niedoceniana. Jakby ktoś ciągle wymagał od niej więcej niż była w stanie dać. Sprawa coraz bardziej mi śmierdziała, jednak kim byłem, żeby się wtrącać? W jej oczach byłem chujem, który na dodatek ją szantażował.

Na początku faktycznie tak było.

Chciałem małolacie utrzeć nosa jednak nie spodziewałem się spotkać odpowiedzialnej i ambitnej dziewczyny. Zgodziła się tylko przez strach spowodowany przez jej ojca. Pewne było to, że w życiu bym się mu nie przyznał do tego, jak naprawdę poznałem jego córkę.

– No to o co chodzi? – dopytała zniecierpliwiona moim milczeniem. Przejechałem wzrokiem po jej sylwetce. Czarna sukienka, lekko rozkloszowana na dole wcale nie pasowała do klimatu klubu. Sandałki na średnim obcasie sprawiały, że była tylko delikatnie wyższa niż zwykle, a makijaż, który zrobiła nie różnił się niczym od tego codziennego. Mimo to, wyglądała pięknie i dużo lepiej niż dziewczyny w środku.

Do tego widziałem, jak mężczyźni pożerali ją wzrokiem.

Może dlatego chciałem ją pilnować.

– Brown wyraźnie sobie z nami pogrywa. Nie podoba mi się to.

Jej usta ułożyły się w lekkim, dziewczęcym uśmiechu a ja myślałem, że krew mnie zaleję. Dotknęła dłonią moje ramię i uścisnęła je, dodając mi otuchy. Miałem ochotę prychnąć na ten gest. To ja powinienem jej dodawać jej wsparcia a nie ona mi.

– Wytrzymajmy. Widzę jak ci zależy na nim. Chodźmy do środka, pewnie się zastanawia gdzie nas wcięło.

Zgodziłem się a ona łapiąc mnie za rękę, poszła przodem. Nie odepchnąłem jej ponieważ jeśli daje jej to odrobinę poczucia bezpieczeństwa, to nie miałem nic przeciwko. Zresztą nie wiem czy gdybyśmy nie zostali tam trochę dłużej, to czy byłbym w stanie się powstrzymać przed popełnieniem kolejnego błędu.

Elsher Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz