Rozdział XXI

322 26 5
                                    

Lyra stała pośród płonącego placu. Dookoła niej było wiele na wpół nadpalonych ciał agentów Tarczy, których Kate przed chwilą zabiła. Dziewczyna upadła na kolana, powstrzymując szloch. "Spóźniła się", tylko tą jedną myśl miała w głowie. Przez to, że wróciła do domu po strój do walki zginęło wielu dobrych ludzi, którzy chcieli tylko pomóc ją powstrzymać. Obserwowała jak płomienie pochłaniają coraz więcej rzeczy w swoim zasięgu. Z oddali słyszała syreny straży pożarnej, pędzącej w tą stroną. Wiedziała jednak, że w tym wypadku nic nie zdziałają. Avengers byli nie osiągalni, więc ona była jedyną szansą tych wszystkich ludzi na przeżycie.

- To co bohaterko? Wejdziesz w końcu do mojej gry? - odezwał się głos przepełniony nienawiścią.

***

Lyra gwałtownie usiadła na łóżku z trudem łapiąc oddech. Za każdym razem po pożarach miała ten sam sen, ale to nie znaczyło, że się do tego przyzwyczaiła. Uchyliła lekko powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się uniknąć ataku paniki. Jednak zamiast ją to uspokoić, przestraszyła się jeszcze mocniej, nie rozpoznając pokoju, w którym się znajdowała. Nagle usłyszała jak ktoś wchodzi do środka.

- Lyra? - usłyszała cichy, kobiecy głos. - Co się dzieje?

Nastolatka starała się skupić wzrok na stojącej przed nią postaci. Po chwili zrozumiała, że była to Pepper Stark. Kobieta patrzyła na nią z niepokojem w oczach, starając się wymyślić jak jej pomóc. Usiadła obok niej na materacu i zaczęła kreślić delikatne kółka na jej plecach. Kilka minut później dziewczynie udało się na tyle opanować, żeby unormować oddech.

- Już w porządku?

- Tak, dziękuję.

- Nie ma za co. Tony też w kółko ma koszmary i pomagam mu się uspokoić. Teraz znowu zamknął się w warsztacie, ale zamiast do niego dołączać to spróbuj jeszcze się trochę przespać, do świtu pozostało kilka godzin.

- Dobrze. Dobranoc.

- Posiedzieć z tobą aż zaśniesz?

- A możesz?

- Inaczej bym nie proponowała - uśmiechnęła się delikatnie.

Pepper najwyraźniej wiedziała, że po atakach paniki nikt nie lubił być całkiem sam. Przysunęła sobie krzesło, które stało przy stole i na nim usiadła. Zaczęła cicho nucić jakąś kołysankę, wraz z którą dziewczyna ponownie odpływała do krainy snów. Tym razem nie miała już żadnych koszmarów.

***

Następnego dnia nastolatka obudziła się bardzo wyspana. Nie pamiętała kiedy ostatnim razem spała tak dobrze i najchętniej to by w ogóle nie wstawała z wygodnego łóżka. Niestety wiedziała, że powinna dzisiaj pójść do szkoły. Sprawdziła godzinę, 7.03. Jeżeli się pośpieszy to powinna zdążyć na pierwszą lekcję. Dlatego szybko wstała i wyszła z pokoju. Planowała poprosić pana Starka o oddanie jej stroju Shadow, który wczoraj wziął do warsztatu, żeby mogła wrócić do domu i się przebrać.

- Hej, LS - przywitał ją Rhodey, który również wyszedł na korytarz.

- Dzień dobry, panie Rhodes.

- Panie Rhodes? Co tak oficjalnie? Tak to się możesz zwracać do Tony'ego, ale mi możesz nadal mówić "wujku". Oczywiście jeśli chcesz.

- To trochę dziwne, ale mogę spróbować.

- To chodźmy na śniadanie.

Chciał jej chyba zarzucić rękę na ramię, ale widząc jak dziewczyna się wzdryga na ten ruch, zrezygnował z tego pomysłu. Nastolatka posłała mu przepraszający uśmiech, a ten odpowiedział jej tym samym. Zeszli po schodach i zobaczyli, że w kuchni już się krzątają Pepper i Tony, przygotowując dla nich śniadanie.

Avengers. Rozświetlić ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz