Rozdział XXXIV

287 25 16
                                    

Tony Stark nawet nie był pewny kiedy zasnął, ale wiedział, że to był pierwszy porządny sen od kilku tygodni. Czuł się spokojny i bezpieczny. Najchętniej spałby o wiele dłużej, ale ciszę przerwał dźwięk telefonu. Z jękiem na oślep zaczął szukać komórki, ale utrudniała mu to głowa śpiącej nastolatki opartej o jego ramię. Gdy w końcu udało mu się go znaleźć chciała odrzucić połączenie, jednak wtedy zobaczył kto dzwoni.

- Barton, co...

- Tony! - szybko mu przerwał. - Są w moim domu i grożą, że nas zabiją; mnie, Laurę i dzieci.

- Clint, o kim ty mówisz? - zapytał, równocześnie potrząsając Lyrą, żeby ją obudzić.

Fury, który najwyraźniej również zasnął na kanapie, popatrzył na niego półprzytomnym wzrokiem. Miliarder włączył głośnik w telefonie, by pozostali też mogli usłyszeć to co się działo.

- Mówią, że jeżeli nie przyjdziesz to zabiją nas jednego po drugim.

- Ale kto?

- Hydra! - krzyknął i połączenie się urwało.

Trójka wymieniła między sobą zaniepokojone spojrzenia, ciągle próbując przetworzyć to co właśnie usłyszeli. Wyglądało na to, że Clint i jego rodzina zostali wzięci na zakładników przez członków Hydry, którzy chcą by Stark do nich przyszedł. Tony wahał się tylko przez chwilę - na tyle długą, by w pełni zrozumieć o co tak naprawdę go proszą - a później wstał i ruszył do drzwi wyjściowych.

- Stark, czekaj!

- Panie Stark!

Dobiegły go zaniepokojone głosy, ale postanowił je zignorować. Zanim nacisnął klamkę na jego nadgarstku zacisnęła się silna dłoń.

- Tony, potrzebujemy planu.

- Mam plan. Atakować - odpowiedział i wyszedł.

***

Lecąc nad miastem Tony miał czas na rozmyślania; może popełnił błąd odrzucając próbę pomocy, ale nie miał zamiaru narażać życia nikogo innego. Zanim udało mu się w pełni opuścić miasto zobaczył, że coś dziwnego dzieje się z jego zbroją; najpierw FRIDAY przestała odpowiadać, a chwilę później coś przejęło kontrolę nad kierunkiem lotu i zmusiło go do wylądowania

Pewnie powinien być zdenerwowany lub chociaż zaniepokojony faktem, że ktoś właśnie go "porwał", ale niestety doskonale wiedział, że jest jedynie jedna osoba zdolna do czegoś takiego.

Kiedy zbroja się otworzyła zobaczył stojących przed nim Lyrę i Fury'ego. Oboje mieli niezadowolenie widniejące na twarzach, ale nastolatka chociaż wyglądała na lekko zawstydzoną tym, co właśnie zrobili. Fury za to nie wykazywał nawet najmniejszej skruchy.

- Stark - zaczął groźnie. - Co ty najlepszego wyprawiasz?

- Ratuję przyjaciela? - odpowiedział ze swoim zwykłym sarkazmem.

- W ten sposób tylko sprawisz, że oboje zginiecie.

- Nie mam zamiaru stać z boku bezczynnie!

- A ja nie mam zamiaru patrzeć jak przez swoją głupotę zabijasz siebie i innych!

- Dosyć! - krzyknęła Lyra, przerywając tą bezsensowną dyskusję. - Krzycząc na siebie do niczego nie dojdziecie. Jeżeli chcemy wszyscy wyjść z tego cało musimy współpracować - na te słowa Nick posłał Tony'emu spojrzenie pełne zadowolenia na wieść, że dziewczyna się z nim zgadza. - Ale pan Stark ma rację mówiąc, że nie mamy czasu. Każda sekunda jest ważna. Jeśli przybycie tam zajmie nam za dużo to od razu zorientują się, że coś jest nie tak. Mam chyba pewien pomysł, ale będzie to wymagało naprawdę ścisłej współpracy, bo inaczej skończy się to tragicznie dla wszystkich.

Avengers. Rozświetlić ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz