IMPROWIZACJA

2K 112 89
                                    

Pov Mia

Obudziłam się w moim łóżku. Jeśli można tak nazwać miejsce w, którym się spało przez cztery miesiące. Delikatnie się poruszyłam i odrazu poczułam piekący ból przeszywający moją rękę. Kiedy na nią spojrzałam przypomniały mi się wydarzenia z ostatniego dnia. Odrazu zebrały mi się łzy w oczach. Nie chodziło nawet o tą rękę, czy jakikolwiek inny ból fizyczny. Bardziej bolała mnie utrata przyjaciela. A może ja go tak naprawdę nigdy nie miałam. Zamknęłam na chwilę oczy by pozbierać myśli, otworzyłam wszystko z ostatnich godzin? Dni? Sama nie wiedziałam ile tak spałam. Mój wzrok od razu powędrował do okien, te jednak okazały się być zasłonięte. Podjęłam kolejną próbę wstania z łóżka i choć spotkało się to z ogromnym wyrazem bólu z mojej strony udało mi się podnieść.

Starałam się nie wspierać na rannej ręce, powoli podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Spostrzegłam, że na zewnątrz jest jasno. Może nie świeciło słońce ze względu na to, że był koniec stycznia, jednak nie było ciemno. Wpatrywałam się w małe ruchome ulice. Pokój w, którym się znajdowałam był dość wysoko położony że względu na to, że cała rezydencja była na wysokich fundamentach. Dlatego też miałam widok na miasto mimo, że posesja była od niego oddalona. Mogłabym nigdy nie odrywać wzroku od okna, jednak przypomniało mi się gdzie jestem i co ja tu właściwie robię. Niechętnie więc odwróciłam się od okna i podeszłam do drzwi. Już miałam pociągnąć w dół klamkę, jednak uświadomiłam sobie jak ja muszę wyglądać. W tamtym też momencie spostrzegłam się w co jestem ubrana. Duża czarna bluzka, która sięga mi nie mal do kolan musiała należeć do kogoś z rodziny Blite. Udałam się w stronę łazienki. Rozczesałam włosy, umyłam twarz i założyłam mundurek, który leżał na fotelu. Przy okazji uważałam na swoją rękę. Gdy już przyzwoicie wyglądałam zeszłam na dół. Akurat siedzieli tam wszyscy domownicy.
Trochę się speszyłam ich obecnością, jednak szybko się ogarnęłam.

- Cześć - Powiedziałam nie śmiało gdy byłam w salonie.

- Mia o matko kochana jak dobrze, że już się obudziłaś. Strasznie się martwiliśmy. - Powiedział przejęty Will podnosząc się z kanapy.

- Tak już wstałam i lepiej się czuję więc jakbyście mogli...bo ja nie wiem jak dojść...jakby to nie był problem gdybyście mnie odwieźli do akademika? Sama nie umiem tam z tąd tam dojść. - Powiedziałam spuszczając głowę w dół.

- Nie wracasz do akademika. - Powiedział jako pierwszy Raphael.

Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam więc popatrzyłam na każdego z nich. Nikt jednak nie zamierzał kwestionować tej decyzji.

- Jak to nie wracam? - Powiedziałam w ciągłym szoku.

- Umówiliśmy się, że wyjeżdżasz dla swojego bezpieczeństwa, a z tego co widzieliśmy tam jesteś w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Chłopak, który cię zaatakował uciekł. Nie mamy pewności, że nie wróci. Więc zostajesz u nas. - Wytłumaczył mi spokojnie Pan James.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy ja naprawdę nie miałam nic do powiedzenia w tej kwestii? Wcześniej bardzo chciałam wrócić, jednak po dłuższym czasie w akademiku przyzwyczaiłam się do tego. Właściwie było mi tam lepiej niż tu taj. To prawda, że prawie cały czas spędzałam z kimś kto chciał mnie porwać jednak to dalej były najlepsze chwile w moim życiu i niegdy ich nie zapomnę.

- Ale będą się o mnie martwić w szkole. Dyrektor i Izabela ja im nie mówiłam, że wyjeżdżam. - Próbowałam się jakoś bronić.

- Cóż wszystko wygląda na porwanie. Wyszłaś i nie wróciłaś. - Powiedział Apollo.

- No więc to oznacza, że będą się martwić. - Podsumowałam jego słowa.

- Jak dla mnie to mogą się nawet zesrać. - Skomentował Matthias.

Zaginiony skarb (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz