Rozdział 29

993 26 22
                                    

Paręnaście minut później całą szóstką leżeliśmy na kanapie oglądając horror.

Matt i Danny komentowali i śmiali się, czego zupełnie nie rozumiałam, bo dla mnie było to naprawdę straszne.

Emily i Luke leżeli przytuleni do siebie i co jakiś czas się całując.

A ja i David?

David uważnie oglądał horror i zajadał popcorn, zupełnie mnie ignorując.

Ja również z zaciekawieniem oglądałam film, lecz odrobine z niechęcią gdyż ten gatunek nieszczególnie lubiłam. Co chwilę wyskakiwały jakieś potwory, albo działy się dziwne rzeczy.
To nie dla mnie.

Pare razy ze strachu nawet podskoczyłam, ale było to na tyle nie zauważalne, że nikt nie zwrócił na to uwagę.

Ponownie się wzdrygnęłam gdy na ekranie pojawiła się straszna postać. Zamknęłam oczy i dodatkowo zakryłam je sobie rękoma, aby przypadkiem nic nie zobaczyć.

Tak naprawdę chciałam się ukryć przed przed tymi pierdolonymi potworami, które zaraz wyjdą przez telewizor.

David widząc to przyciągnął mnie do siebie nie odrywając wzroku od ekranu.

Patrzyłam na niego tylko przez chwile, bo do odwrócenia wzroku zmusił mnie śmiech Matta, który właśnie rechotał z sceny w filmie.

On był pierdolnięty.

W filmie ktoś umiera, a on śmieje się z tego, że nie potrafi zagrać nawet trupa.

Przewróciłam oczami, a następnie swój wzrok przeniosłam na plazmę gdzie wciąż leciał film.

– Nie bój się.

Przeniosłam wzrok na ciemnookiego, który uważnie mi się przyglądał.

– Co? – zapytałam głupio.

– Mówię, że przy mnie nie musisz się bać. – pocałował mnie w czoło.

W moim brzuchu pojawiło się miliony, wybudzonych ze snu, motylków.

Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Przecież to jest David Williams. Głupek z wyjebanym ego.

Ale jest kochany...

Stop!

Przestań to robić!

Przestań o nim myśleć, kretynko.

David Williams był tylko kolegą. Niczym więcej.

Nie skomentowałam tego. Przekręciłam głowę w kierunku telewizora, ale dalej nie potrafiłam przestać myśleć o tym buziaku. A w szczególności nie ułatwiła mi tego jego ręka na mojej talii. Brzuch mnie bolał od ilości motylków.

Gdy film się skończył brunet zabrał rękę i nieznacznie się odsuną, zabierając przy tym jego ciepło i zapach. Nie ukrywam trochę mi się z tego powodu przykro zrobiło.

– Zamawiamy coś? – krzyknął Luke.

Wybór padł na restauracje z szybkim jedzeniem McDonald's. Wszyscy zaczęli składać zamówienia, i naprawdę po cichu liczyłam na to, że nie zorientują się, że nic nie zamawiam.

– A ty, Maddy? – zwrócił się do mnie Luke, pytając o jedzenie.

– Jadłam w domu, jestem pełna. – wymusiłam uśmiech.

Oczywiście, że tego nie zrobiłam.

– To chociaż frytki zamów. – namawiał Matt.

– Naprawdę nie chce. – udawałam lekko rozbawioną tym wszystkim, przez co nie drążyli.

Jak bardzo byłam idiotką myśląc, że odpuścili?

Gdy przyjechało jedzenie, Luke zaczął rozdawać każdemu jego zamówienie.

Kurwa oczywiście, że ci debile zamówili mi burgera i małe frytki. Nawet nie chciałam myśleć ile to ma kalorii...

– Mad?

Od obserwowania mojej porcji wyrwał mnie głos Davida. Nawet nie wiedziałam, że zamiast ją jeść ja ją oglądałam.

Ale świadomość tego ile to musi mieć kalorii mnie dobijała.

Hm?

Czemu ty tak oglądasz to jedzenie, coś nie tak?

– Nie, wszystko jest git. – wysiliłam się na uśmiech. – Po prostu się zamyśliłam. Nie musisz się martwić, Williams. – ostatnim zdaniem chciałam obrócić tą sytuacje w żart, bo była ona dla mnie niekomfortowa.

David zwęził oczy jakby próbował wyczytać z mojej twarzy coś co mówiło, że kłamałam.

Byłam dobra w kłamaniu, ale nie przed nim.

On jakimś cudem zawsze wiedział.

Wiedział też w tym przypadku.

– No to jedz.

Wciągnęłam nerwowo, prawie niezauważalnie, powietrze.

Teraz wzrok wszystkich spoczął na mnie, a ja byłam pewna, że moja twarz kolorem przypomina dojrzałego pomidora. 

Nie pewnie wzięłam gryza burgera, który aż krzyczał abym go wypluła.

Pod ostrzałem spojrzeń skuliłam się lekko a następnie powiedziałam:

– Nie mogę. Nie dziś. Przepraszam. – i wyplułam.

Dwie pojedyncze łzy wydostały się z moim oczu.

Kogo ty chcesz oszukać? Przecież każdy wie, że jesteś problemem. Sama Emily ci powiedziała, że się ciebie boi. Jesteś dla nich obciążeniem. Musisz zniknąć. Zniknąć tak aby nikt cię nie znalazł. – Odezwał się ten okropny głos w mojej głowie.

– Hej, wszystko okej. Nic się nie stało. Każdy ma gorsze dni, prawda? – Pocieszał mnie Matt kreśląc powoli kółka na moich plecach.

– Przepraszam... – łkałam. Nawet nie wiem, w którym momencie moja twarz była całkowicie mokra, a makijaż prawie pływał. Dzięki temu komuś na górze, że nie malowałam się mocno.

Matt nie odezwał się. Zamiast tego złapał mnie w mocnym uścisku dalej kreśląc uspokajająco kółka na moich plecach.

Jak byłam przytulana przez, Matta czułam się jakby chciał odciąć mnie od całego zła tego świata. I tak właśnie było. Czułam się jakby żadne zło mnie nie dosięgało. I chyba właśnie, dlatego zasnęłam. Zasnęłam w bezpiecznych ramionach mojego najlepszego przyjaciela. Zasnęłam czując zapach mojego bezpieczeństwa.

Matt Evans był moim bezpieczeństwem.

Mój ukochany przyjaciel, który zasługuje na cały wszechświat.

I gdy już mnie na tym świecie nie będzie, odciążę go z takiego problemu jak ja.

Będąc w piekle sprawie, aby żadne zło nie dosięgło tak cudownej osoby jak Matt.

~~~
Hejka!

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału.

Mam nadzieje, że wam się spodobał!

❤️

Swans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz