Rozdział 37

909 37 30
                                    


– Nie może nam pani tego zrobić.– wyszeptałam ze strachem i zrezygnowaniem. Miałam lekko zaszklone oczy co nie było częstym widokiem.

Kobieta spojrzała na mnie z wyraźnym współczuciem.

– Naprawdę rozumiem i widzę, że Pani bardzo kocha swojego brata, ale takie są przepisy. Nie mogę nic na to poradzić.

Spuściłam głowę w dół zastanawiając się co takiego okropnego musiałam zrobić w poprzednim życiu, że teraz los mnie każe.

Naprawdę nie chciałam, aby to wszystko dotknęło Liama. On na to nie zasługuje.

– Powiem to jeszcze raz na spokojnie. – rozpoczęła spokojnym głosem kobieta, na co ponownie przeniosłam na nią wzrok. – Ma pani urodziny 10 kwietnia. To naprawdę nie jest dużo czasu, minie bardzo szybko. A niestety do tego czasu twój brat pan Liam Clarke będzie musiał niestety trafić do domu dziecka. Dla państwa wygody młody człowiek zostanie przetransportowany do Culver City, i sąd w tamtym mieście zajmie się sprawą. W skrócie mogę powiedzieć pani przebieg procesu. Gdy pani osiągnie pełnoletność będzie pani mogła zgłosić się po opiekę, natomiast aby ową opiekę dostać trzeba mieć odpowiednie warunki. Wspominała pani, że mieszka pani w mieszkaniu, prawda? – potaknęłam w odpowiedzi głową. – Ile pokoi ma dane mieszkanie i czy jest możliwość pomieszczenia w nim jeszcze jedną osobę?

– Moje mieszkanie ma 3 pokoje i hol. Moja sypialnia, łazienka, i salon połączony z kuchnią. Nie jest ono małe, aczkolwiek nie wydaje mi się, aby było wstanie pomieścić jeszcze jedną osobę. Wiadomo chłopak pewnie chce mieć swoją przestrzeń niestety nie miałabym możliwości zrobić jeszcze jednego pokoju. – odpowiedziałam smutno.

Kobieta z kruczoczarnymi włosami myślała przez chwilę, a następnie mi odpowiedziała:

– Cóż, w takim razie będzie pani musiała znaleźć inne, większe miejsce zamieszkania.

***

DAVID POV:

Cały dzień miałem wrażenie, że coś jest nie tak.

Każdy w swoim życiu chociaż raz doświadczył dziwnego poczucia, że coś się stanie lub, że coś już się stało.

Ja osobiście miałem tak pare razy.

Często to uczucie towarzyszyło mi przez cały dzień do momentu gdy wydarzyło się coś nieprzyjemnego.

To było jak przepowiednia.

Ostrzeżenie.

Zazwyczaj starałem się to rozchodzić. I właśnie w takie dni byłem najbardziej produktywny i wszędzie było mnie pełno.

Myłem naczynia, szedłem z Koksem na spacer lub spędzałem więcej niż zazwyczaj czasu z Olivierem.

Koks to mój pies rasy Cavalier king charles spaniel. Kiedyś, jak młody miał 7 lat uznaliśmy, że to fajne imię dla psa. Przynajmniej dla nas. Dla rodziców było to karygodne, tak więc musieliśmy wymyśleć dostojniejsze imię dla psa. No bo takiej wysoko postawionej rodzinie nie wypada mieć psa który nazywa się koks.

Tak więc oficjalnie pies nazywa się Adonis, a nie oficjalnie Koks.

– Davidzie, jesteś dzisiaj bardzo nerwowy. – zwróciła się do mnie oficjalnym tonem matka. – Czy coś się stało? – zapytała udając, że ją to obchodzi.

Pokręciłem głową.

– Nie, Matko. – Wysiliłeś sie na nieszczery uśmiech, który moja mama odwzajemniła.

Nienawidziłem tej rodziny z całego serca. Jedyni członkowie, którzy faktycznie znaczyli dla mnie cokolwiek byli Olivier i Koks. Rodziców nawidziłem. Byli toksyczni i zapatrzeni w siebie. Codzienne kłótnie, wyzwiska, i udawanie, że jesteśmy idealni.

Rodzinka jak z obrazka.

Gdy byliśmy w domy i nitk nic nie widziała rodzice nie potrafili zamienić ze sobą chociażby 2 słów bez kłotni. Czasami dochodziło do rękoczynów. Mnie też się obrywało. Zazwyczaj było to wtedy gdy dostałem złą ocenę, źle się zachowałem bądź niestosownie się odezwałem.
Musiałem wyrażać się do nich i ich znajomych z kulturą, a jakbym chociaż śmiał podnieść głos rodzice szybko by temu zaradzili.

Dlatego w domu przestałem się odzywać.

Gdy się nie odezwiesz nie dostaniesz, bo przecież nic nie zrobiłeś. Odzywaj się jak najmniej, a będziesz bezpieczny.

Znalazłem bezpieczeństwo w ciszy.

Moi rodzice mnie nie znają. Jesteśmy obcymi, którzy mieszkają w jednym domu.

Nie wiedzieli czym się zajmuje, czym się interesuje. Nie znali moich znajomych ani nie interesowali się moim życiem.

Nie interesowało ich nic oprócz ocen i opinii ludzi.

I to boli.

No bo, cholera, mam 18 lat a nigdy nie zaznałem prawdziwej miłości. Nie wiem jak to jest mieć normalną rodzinę. Nie wiem jakie to uczucie gdy rodzice cie kochają i wspierają.

Ale co ja mogę wiedzieć o życiu, w końcu jestem tylko popularnym chłopakiem z liceum.

– Dav?

Z zamyśleń wyrwał mnie cichy chłopięcy głos. Przeniosłem wzrok na Oli'ego.

– Co jest, Oli?

– Zagrasz ze mną na konsoli? – zapytał z nadzieją.

– Jasne.

Ze szczęśliwym chłopcem u boku ruszyłem w kierunku kanap po drodze pisząc wiadomość na grupie z przyjaciółmi.

Do: Króle
David: Hej, idziemy dziś do kina? Podobno grają jakiś nowy fajny film.

Nie minęła minuta, a dostałem pare wiadomości, że każdy się chętnie zgadza.

Do grupy: Króle
Luke: A Maddy i Matt?
Matt: Cóż... Nie ma nas obecnie w CC.

Zmarszczyłem brwi nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.

Do grupy: Króle
Emily: Co?
Matt: Jesteśmy w Australii i nie bardzo mamy czas rozmawiać. Nie wiemy kiedy wrócimy. Może zadzwonimy wieczorem, aby wszystko wyjaśnić. To znaczy... Jak u Was będzie wieczór.

Madison pieprzona Clarke jest w Australii i nic mi nie powiedziała.

Czego ja oczekuje od takiej zapatrzonej w siebie idiotki, przecież i tak by nie powiedziała.

CZEKAJ!

Australia... Madison wyjechała do Australii! O kurwa! W Australii jest jej brat i babcia, a ona przecież boi sie latać. Kurwa musiało stać się coś złego. A ta sytuacja pod McDonald's...

O kurwa, teraz wszystko nabiera sensu.

~~~
Hejka!

Jak się podobał rozdział?

Nie chcę cierpieć sama, dlatego chcę Wam przypomnieć, że jest 1 września (nie czuje satysfakcji) (bede płakać całą noc) (za 3 dni do szkoły) (pojebie mnie coś) (mam załamanie nerwowe).

Jeżeli się podobało można zostawić gwiazdkę pod rozdziałem.

❤️

Swans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz