ROZDZIAŁ XIV Rudowłosa żmija.

866 62 10
                                    

Ferie brzmi cudownie, ale nie dla każdego chociaż tym razem trochę się pozmieniało. Dokładnie cztery dni przepraszałam mamę za swoje zachowanie, błagałam żeby nie powiedziała tacie o moich ostatnich przewinieniach, a na końcu zakomunikowałam, że lecę do San Francisco. Wywołałam w ten sposób trzecią wojnę światową. Nie było łatwo ją przekonać, ale w końcu jakimś cudem udało się. Chociaż nie cieszę się jeszcze, bo zrobiła się strasznie uciążliwa i robiła mi ciągle przesłuchania. Upewniła się czy przypadkiem nie wyjeżdżam z jakimś dużo starszym chłopakiem, który mógłby być moim ojcem. Powiedziałam jej prawdę, no prawie.

-Tak mamo jedzie Michael, Alex, Ginny, Mia, Zosia, Stefan i nasza nowa koleżanka Stefania.

Tak Stefania, bo Sebastianna trudniej zapamiętać i nie brzmi za logicznie. Po za tym takie imie chyba nie istnieje, a jeśli tak to przepraszam.

-A kiedy poznam tą nową koleżankę?

- Nie wiem. Jest bardzo wstydliwa.

Ma coś z głową i ogólnie jest pierdolnięta, a tak poza tym to tak naprawdę o 5 lat starszy pieprzony gbur o imieniu Sebastian.

-Baw się dobrze. Odwieźć cię na lotnisko?

- Nie mamo, przyjadą po mnie.

- Będzie Stefania?

Na te pytanie tak bardzo chciałam przewrócić oczami, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

- Nie, ona już będzie czekać na nas na lotnisku.

- Dzwoń i pisz do mnie jak najczęściej.

- Dobrze mamo, postaram się.

Mama pocałowała mnie w czoło i mocno przytuliła zabierając mi w ten sposób dopływ tlenu. To był mój pierwszy wyjazd gdziekolwiek więc rozumiem jej obawy. Na jej barkach też spoczęła decyzja czy mnie puści. Oczywiście próbowała też rozmawiać o tym z tatą, ale zasięg był tam znikomy więc ostatecznie sama podjęła decyzję. Wiem, że było jej z tym ciężko, ale wiedziała też, że dosłownie za chwilę mam 18 lat i jeśli się nie zgodzi mogę wyfrunąć z tego gniazdka tak jak jej wcześniej mówiłam, ale prawda jest taka, że nie chciałam z niego jeszcze wyfruwać. Moja mama nie lubi się kłócić, ja też nie więc po tych czterech cholernie uciążliwych dniach udało się. David miał trochę racji z tym buntem, pomogło.
Moja mama musiała dziś wcześniej jechać do pracy więc po jej czułych przytulasach zabierających mi tlen w końcu pojechała. Po mnie miał pół godziny później przyjechać Stefan. Tak się z nim umówiłam. Gdy mama zniknęła już za skrzyżowaniem postanowiłam wejść jeszcze do środka gdy nagle zobaczyłam podjeżdżającego pod moją bramę czarnego Jaguara. No kurwa nie!
Co on tu do cholery robi?

- Miał przyjechać Stefan. - powiedziałam zakładając ręce na piersi.

-Ale Zosi coś wypadło i teraz na nią czeka. Nie wiadomo ile im się zejdzie, ale raczej zdążą na lot. Mi też nie jest to na rękę smarkulo. - powiedział z obojętną miną.

Podszedł do mnie nie spuszczając mnie z oczu. Dopiero gdy staliśmy już obok siebie chwycił za moją walizkę i zaniósł do bagażnika.

-Czy ty tam trzymasz kamienie? - spytał.

-Myślałam, że silniejszy jesteś. - powiedziałam, a następnie wsiadłam do jego czarnego Jaguara.

Droga z nim minęła tak jak zwykle w milczeniu. Nie chciałam z nim rozmawiać ani on ze mną. Jak zwykle nie patrzyłam na jego licznik, bo po prostu się bałam, że jak zobaczę te wszystkie cyferki to zacznę panikować jeszcze bardziej. Jego obecność i tak wywoływała u mnie negatywne emocje takie jak złość, a nawet czasami strach. Nie znałam go, nie czułam się przy nim dobrze, nie lubiliśmy się, nie rozumiałam tylko jednej rzeczy mimo tego, że oboję siebie nie znosimy to i tak był blisko i zjawiał się w dziwnych okolicznościach jakby mnie po prostu śledził, a może to naprawdę robi?
W końcu dojechaliśmy na lotnisko gdzie czekali na nas przed wejściem Mia, Zosia, Ginny, Stefan, Alex i Michael.
Czyli szybko uporali się z tym problemem, przez który Stefan po mnie nie przyjechał.

[ZOSTANIE WYDANE!] It started with a lie - The Rebellion Trilogy [ Część I ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz