Rozdział 4

18 2 3
                                    

CELLY

Kłamstwa są złe. Tak cholernie źle, że aż mam ochotę zwymiotować, gdy je mówię. Nigdy nie okłamywałam Cariusa, a teraz będę musiała. Znienawidzi mnie, o boże, znienawidzi mnie.

– To jakiś żart, tak? – milczę, czując łzy pod powiekami. – Celly robisz sobie jebane żarty, prawda?

Był zdenerwowany. Carius rzadko przeklinał w mojej obecności, wiedział, że nie lubię wulgaryzmów.

– Carius, ja...

– Nie! Po prostu nie, Celly. Wiem, że to jakiś przekręt i chętnie się dowiem dlaczego to zrobiłaś. Wiem, że lubisz pomagać ludziom, ale, kurwa, żeby zostać narzeczoną obcego typa?

Jezu, Jezu, Jezu, Jezu. Nienawidzi mnie. Cholera, nienawidzi mnie. Straciłam kolejną osobę, którą kochałam.

– Przepraszam, zrobiłam to, bo...

Właśnie, jaki był powód tej decyzji, Celly? Pytam sama siebie i nie umiem znaleźć odpowiedzi.

– Okej, spokojnie. Wyjaśnisz mi to, gdy będziesz w stanie, jasne? – kiwam głową, przecierając łzy. – Tylko więcej mnie nie kłam.

Przyciąga mnie do siebie i całuje w czoło.

– Kocham cię, Celly.

– Ja ciebie też, Carius.

Rozklejam się całkowicie. Zachowałam się okropnie. Jestem okropną przyjaciółką. Oh, tak okropną.

🌼

Mężczyzna, którego imienia nadal nie znam chodź wiele razy już go o nie pytałam, kieruje swobodnie jedną ręką. Czuję się trochę dziwnie w jego obecności. Nie czuję dyskomfortu, raczej na odwrót, jednak jest mi dziwnie.

– Widzę, że patrzysz. – moje rozmyślenia przerywa mi jego chłodnym głos.

Zawstydzona chowam twarz w szaliku, zaciskając dłonie. Boże, dlaczego się na niego tyle gapiłam.

– Przepraszam.

Przekręca głowę w moją stronę, zapewne zaskoczony moimi słowami, jednak nie widać tego po nim. Patrzę w okno i z zaskoczeniem odkrywam, że parkujemy pod domem Felicity.

– Felicity to twoja mama?

– Nie, dawna... opiekunka. – ostatnie słowo wymawia z odrazą, jakby nigdy nie chciał tego wymawiać.

– Oh, rozumiem.

Wchodzimy do domu, a do moich nozdrzy dociera zapach waniliowej herbaty, cynamonu i ciasteczek. Słyszę stukot obcasów, a już po chwili w progu pojawia się do połowy rozebrana z płaszczu Felicity. Zamiera, a potem na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech i niemal do nas podbiega.

– Tom, tak dawno cię nie widziałam!

Tom, nazywał się Tom.

– Mhm.

Patrzę na niego oburzona. Zbył ją zwykłym „mhm”, co napewno musiało być dla niej przykre. Potem czuję jej ramiona i przy okazji otula mnie zapach mąki oraz cynamonu.

Ciao Amore· |18+|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz