CELLY
miesiąc późniejLato dawało o sobie znać już na samym początku wiosny. Ubrana w ciemnozieloną sukienkę siedziałam na tarasie z moim ukochanym kotkiem. Gucio głośno mruczał, gdy go głaskałam i ocierał się o mój brzuch. Dzisiaj byłam umówiona z Tomem pod parkiem. O dziwo była piękna, ciepła pogoda i cieszyło mnie to. Wreszcie nie lało jak z cebra.
Tom:
Mam nadzieję, że spotkanie nadal aktualne. Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę. Stęskniłem się.Celly:
Oczywiście, że aktualne.Celly:
Stęskniłeś? Nie widzieliśmy się tylko dwa dni, Tom.Tom:
To dla mnie wieczność, moja droga.Zaśmiałam się głośno, przez co gucio się przebudził. Przeprosiłam go szybko, a potem wróciłam do konwersacji.
Celly:
Oh, bez przesadyyy. Widzimy się za godzinę, do zobaczenia.Tom:
Już mi uciekasz? No dobrze, do zobaczenia, kochanie.Kochanie...
🌼
Co ja odwalam? Myślę, gdy moje usta zderzają się z ustami Toma. Obaj jesteśmy zaskoczeni swoimi czynami, jednak żadne z nas nie przerywa.
Tak długo nie czułam jego ust na swoich, przez co odpływam przez przyjemność, którą mi dają. Uwielbiam jego usta. Są delikatne, czasami stanowcze, a gdy trzeba to dają wielką przyjemność.
– Powinniśmy przerwać, Tom. – szepcze wprost w jego usta.
Mężczyzna kiwa głową, jednak nie przerywa. Boże święty, myślę, zaczepiając palcami o jego włosy.
– Hej, dzieciaki! – krzyczy do nas jakaś starsza, uśmiechnięta kobieta. – To jest miejsce publiczne!
Odrywamy się od siebie, a ja od razu wstaje. Czuję się głupio i źle, że to zrobiłam. Co ja w ogóle sobie myślałam. Że co? Że nagle do siebie wrócimy i postanowimy normalnie ze sobą żyć? No chyba nie.
– Wiesz... spotkamy się później. Dzisiaj już chyba wystarczy.
– Mhm... – odchodzę powoli, a za sobą słyszę ciche. – przepraszam, Celly.
Kiwam głową i przyspieszam. Dochodzę do domu, a tam czeka na mnie niezła niespodzianka. Oliver Delcon. Uśmiechnięty i rozłożony na moim fotelu z papierosem w ustach. Wystawia go w moją stronę, a ja od razu go przejmuje i pierwszy raz w życiu się zaciągam, a potem kaszle.
– Cygaretka. Kurewsko mocne. – mówi, zaciągając się.
Jakim cudem on się tym nie krztusi? Marszczę brwi i idę w stronę kuchni, gdzie Oliver ma dokładny widok na mnie.
– Całowałaś się z nim.
Zatrzymuje całe ciało, a przez szok omal szklanka, którą trzymałam, nie wypada.
– Słucham?
– Widziałem was, a gdy Tom do mnie zadzwonił wydawał się trochę ucieszony. To logiczne, Celly. – wyjaśnia, a ja się cała czerwienie. – Do twarzy ci z czerwienią.
– Przestań i jak tu wszedłeś do cholery?
Śmieje się cicho i podchodzi dosyć blisko, przez co się cofam. Nie mam już za sobą miejsca i moje plecy uderzają o zimną, białą ścianę. Chryste, czemu pieprzony brat Toma tak na mnie działa? Dotyka mojego rozgrzanego policzka i szepcze;
– Drzwi były otwarte, więc postanowiłem się wprosić. Nie miej mi tego za źle, słodka.
Kiwam głową jak w amoku, skupiając się na jego dłoni. Czemu on mnie tak dotyka? I czemu do cholery mnie to... rozgrzewa?
– Przestań.
– Ale co? – szepcze, przybliżając twarz do mojej. – Ja nic nie robię, Celly.
Odpycham go i chowam twarz w dłoniach. Co się ze mną dzieje do cholery?
– Wyjdź. Błagam, wyjdź.
Bez pytania zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Trzaska za sobą drzwiami, a ja siadam do stołu, wyjmując jakąkolwiek czystą kartkę. Patrzę w prawo widząc pozostawione opakowanie cygaretek. Wyciągam jedną i odpalam. Mają posmak wanilii i truskawki. Dziwne, jednak dobre połączenie.
R.V.R
:)

CZYTASZ
Ciao Amore· |18+|
AléatoireTom Delcon nie był zbyt wylewny w uczucia, nie lubił wanilii, a za każdym razem, gdy widział swoje rodzeństwo zbierało mu się na wymioty. Mimo iż byli dorośli, nadal zachowywali się jakby mieli po dziesięć lat. Miał uraz do statków, ponieważ gdyby n...