Rozdział 8

25 3 10
                                    

CELLY

Tom Delcon coraz częściej pojawiał się w mojej głowie. Coraz częściej chciałam go dotknąć, zapytać o jego przeszłość i wszystko inne. Chciałam dotknąć jego ust. Ale te wszystkie pomysły wybił mi z głowy Carius.

– Pojebało cię! Nie zrobisz tego, ani tamtego. – krzyczy, a ja patrzę na niego otępiała.

– Ale czemu?

– Bo to ON musi postawić pierwszy krok. To on ma jakąś traumę z dotykaniem, nie ty, wanilko.

Może ma rację? Chociaż Carius zawsze ma rację. Bardzo chciałam, żeby Tom postawił ten, cholerny, pierwszy krok, jednak w tej kwestii nie byłam zbytnio cierpliwa.

I zrobiłam coś, czego żałowałam.

🌼

Siedzę naprzeciwko Olivera, który ciągle się do mnie jednoznacznie uśmiecha, co najwidoczniej denerwuje Toma. Siedzi obok mnie i zaciska z całej siły pięść, a ja odnajdując w sobie resztki odwagi, kładę swoją rękę na jego. Rozluźnia się, przymykając oczy, jednak natychmiast je potem otwiera, patrzy najpierw na brata, a dopiero potem na mnie, mierząc mnie wściekłym wzrokiem i wyrywa rękę. Natychmiast wstaje z krzesła i szybkim krokiem zmierza do swojej sypialni. Patrzę na czarne drzwi smętnym wzrokiem, czując w nich łzy, chociaż nie powinnam. Głupia ja. Przecież to było wiadome, że nie odwzajemni mojego dotyku tylko ucieknie.

– Nie martw się. Zawsze, gdy ktoś go dotyka to przed tym ucieka. – szepcze Oliver, a ja szybko kiwam głową. – Może będziesz tą jedyną, której da się dotknąć. Kto wie.

Uśmiecham się delikatnie w jego stronę i wstaje, zbierając swoje rzeczy. Tom najwidoczniej mnie tu nie chciał. Gdy byłem już przy drzwiach do wyjścia, poczułam szarpnięcie za ramię.

– Gdzie idziesz? – usłyszałam jego niski głos obok swoje ucha. Opierał się o ścianę ramieniem, a rękę opierał o biodro. – Pytam; gdzie idziesz?

Nie zapytał tym razem łagodnie. Jego głos był wypełniony zaborczością i złością.

– Do domu.

Podniósł delikatnie brew, przyglądając mi się dociekliwie. Odsunął się od ściany, podchodząc do mnie. Gdybym postawiła kolejny mały kroczek, nasze usta by się połączyły.

– Odwieźć cię do domu? – spytał, a ja przymknęłam powieki, gdy poczułam jego gorący oddech na swoich wargach.

– N-nie trzeba, naprawdę.

– Jest coraz zimniej, odwiozę cię.

Zauważyłam, że z Tomem Delconem nie da się wygrać.

🌼

Byliśmy prawie na miejscu. Patrzyłam w okno, wstydząc się na niego popatrzeć, chociaż czułam jego spojrzenie na swojej twarzy.

– Przepraszam. – wyszeptał, a ja w końcu na niego popatrzyłam.

– Za co?

– Uciekłem, a nie powinienem. – wytłumaczył, a ja podkręciłam głową. – Powinienem ci to wyjaśnić, Celly.

– Nic nie musisz, Tom. Zrobisz to w swoim czasie.

Kiwa głową i zatrzymuje samochód przed moim mieszkaniem. Gdy chce wysiąść, ten delikatnie łapie mnie za rękę i składa na niej równie delikatny pocałunek, patrząc mi w oczy. Czuję jak moje serce przyspiesza, jakby miało zaraz wyrwać się z mojej piersi i ucieka, pęknąć.

– Do zobaczenia, Thomasie.

– Do zobaczenia, Celly.

Weszłam do domu, nie oglądając się. Czułam jego zielone tęczówki na sobie, czułam swoje mocno bijące serce. Czułam, że się zakochuje. Bez wzajemności.

🌼

Patrzę w sufit, na którym jest wiele rysunków. Uśmiecham się, gdy odnajduje rysunek mojego brata. Była to cynamonka. Moje ulubione ciastko. Bryce miał talent do rysowania i zawsze jak byłam mała to prosiłam go, by narysował mi księżniczkę do pomalowania lub jakieś zwierzę.

Przymykam oczy, czując w nich łzy. Żałowałam, że nie udało mi się uratować ani rodziców ani Bryce'a. Kochałam ich wszystkich, mimo iż ten ostatni był okropny.

Kiedyś

– Co to jest? – wskazuje na moje wiersze, a ja odwracam wzrok od kartki.

– W-wiersze, Bryce.

Bierze jeden do ręki i zaczyna czytać. Zaczynam się stresować, że zaraz mnie wyśmieje. I właśnie to się dzieje.

– Nie jest to nic warte, Celly. Przestań lepiej pisać, bo to bez sensu. Nic tym nie osiągniesz, dziecko. – wyśmiewa mnie i zaczyna rwać kartkę, która była cała zapisana. Patrzę na to ze łzami w oczach, przytykając dłoń do ust, by powstrzymać szloch.

– Bryce, chodź mi pomóc, skarbie! – słyszymy krzyk naszej mamy, a Bryce od razu idzie, ostatni raz na mnie patrząc.

Wzięłam porwane części do ręki i zaczęłam je sklejać taśmą i ponownie wszystko przepisywać.

Teraz

Patrzę na zaklejone kartki, a potem na nową wersję. Czułam się dumna, że tego nie porzuciłam. W końcu to było moje małe marzenie, a teraz mam czas, by je spełnić.

R.V.R

I git. Mam nadzieję, że się podoba.

Ciao Amore· |18+|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz