Bez względu na to, jak bardzo byli zmęczeni, musieli ruszyć dalej. Zostając tak blisko muru ryzykowali zbyt wiele, a jeśli ktokolwiek by ich tutaj znalazł, nie mieliby szans, kiedy część z nich była ranna. Nie do tego stopnia, co San, on miał problemy, by iść o własnych siłach, nawet jeśli rana była oczyszczona i opatrzona. Wooyoung nie spuszczał go z oczu i trzymał się blisko niego w obawie, że podróż będzie dla niego zbyt wymagająca. I tak miał wyrzuty sumienia, że zostawił go samego, kiedy mógł być potrzebny.
- Nie zadręczaj się - prychnął San pod nosem, kiedy razem szli obok siebie, młodszy podtrzymując drugiego, by łatwiej było mu iść. - To nie tak, że prawie umarłem.
- Po prostu pomyślałem, że możesz mieć wątpliwości co do tego, co do ciebie czuję...
- Woo - uśmiechnął się San. - Nie mam żadnych wątpliwości. Owszem, z początku byłem zły, ale już rozumiem. Yeosang nie miał się jak bronić. Dlatego nie musisz się obwiniać. Tak czy siak skończyłbym w ten sposób.
- Cieszę się, że nic poważnego się nie stało. Bardzo cię boli? Wiesz, że możesz powiedzieć, jeśli potrzebujesz przerwy?
- Bez obaw - zaśmiał się San. - Póki co czuję się prawie, jakbyś mnie niósł, więc nie ma mowy, żebym tak szybko się zmęczył. Musimy iść jak najdalej, żeby jak najszybciej znaleźć miejsce, gdzie możemy się zatrzymać na dłużej.
- Myślisz, że to możliwe, byśmy zaczęli normalnie żyć poza granicami miasta?
- Wierzę w to, choć mam wątpliwości. Zawsze warto próbować. Według starych map, na zachodzie był niegdyś port. Można by sprawdzić, czy cokolwiek się tam znajduje i spróbować wydostać się stąd na dobre...
- Chcesz popłynąć?
- Boisz się?
- Sam nie wiem... Nigdy nie widziałem oceanu.
- Ja też nie. Myślę, że jest niesamowity.
- Pomyśleć, że tyle pokoleń przed nami żyło nie mając pojęcia, jak wygląda świat...
- Nie wiedzieli co tracą - prychnął San. - Teraz już nic nas nie zatrzyma. Możemy podróżować do woli i szukać swojego miejsca.
- O ile nie padniemy gdzieś po drodze.
- Nie mów tak. Wszystko jakoś się ułoży. Jestem tego pewien.
Droga wcale nie była łatwa. Pogoda nie sprzyjała zarówno w dni chłodniejsze, kiedy z nieba spadały ciężkie krople deszczu, zmuszając ich do poszukania jakiegoś schronienia, jak i te ciepłe kiedy znowu słońce mocno grzało, powodując, że męczyli się znacznie szybciej. Nie wiedzieli tak naprawdę jaki jest ich cel. Chcieli po prostu znaleźć swoje miejsce, a podczas poszukiwań jakoś musieli zadbać o swoje potrzeby. To nie tak, że nie byli w stanie. Było to trudne, ale wszyscy byli szkoleni na tyle dobrze, że te warunki nie były dla nich wielkim wyzwaniem. Może co innego było w przypadku Yeosanga, który nie potrafił zadbać o siebie tak dobrze jak oni i poniekąd czuł się z tym źle. Przynajmniej mógł się na coś przydać i co jakiś czas zmieniał opatrunek Sana. Rana wciąż była paskudna, nawet po tygodniu od ich opuszczenia miasta. To sprawiało, że Yeosang się martwił i miał nadzieję, że wkrótce znajdą cokolwiek, co pomoże im odzyskać nadzieję na normalne życie.
Wszędzie wokół rozciągała się dzika, nieokiełznana natura. Wszyscy tracili nadzieję, że dotrą do miejsca, które nada się na dłuższy pobyt, a także na zobaczenie jakichkolwiek ludzi. No bo na pewno nie byli jedynymi. Musiało ich być więcej, prawda?
- To nie ma końca - westchnął Youngtaek, kiedy kolejny dzień słońce nie dawało im żyć.
- Nie możemy jeszcze się poddać - odparł Seonghwa.
- Nie ukrywam, że też już powoli mam dosyć... - przyznał mu rację Wooyoung.
- Musimy iść dalej. Może nie wygląda to póki co najlepiej, ale nie możemy teraz zrezygnować - oznajmił Yeosang, a wszyscy poczuli pewien komfort słysząc te słowa z jego ust.
To prawda, nie mogli tak po prostu przystać w połowie drogi i zdecydować, że to nie ma sensu. Nie mogą już wrócić. Albo dotrą do celu, albo umrą. Nie było innej opcji.
Kolejny dzień drogi przyniósł w końcu ze sobą ochłodzenie i delikatny wiatr, który dla wszystkich był pewnego rodzaju ukojeniem. San wierzył, że są już niedaleko portu i docierając tam nie zastaną gruzowiska i jedynie pozostałości... To była ich jedyna nadzieja.
Roślinność nieco się zmieniła. Wciąż wyglądało na to, że nikt nie zamieszkuje tych stron, drzewa i krzewy rosły jak chciały i nikt ich nie powstrzymywał. Odnosili jednak wrażenie, że ktoś już wcześniej tu był. Ta myśl trzymała ich jeszcze na nogach, prowadząc przed siebie. Tylko wiarą i nadzieją mogli dotrzeć do końca.
- Czuję się, jakbym od wieków nie widział nikogo poza znajomymi twarzami - powiedział Wooyoung, kiedy przysiedli znów na odpoczynek i szykowali się do spędzenia kolejnej nocy pod gołym niebem.
- Też zaczynam mieć coraz większe obawy - uśmiechnął się słabo San. - Chodź tutaj - wskazał na miejsce obok siebie.
Wooyoung posłusznie usiadł obok i wtulił się w bok chłopaka wzdychając cicho. Tylko to im zostało. Uczucie, które podnosiło ich na duchu i dawało siłę do dalszej drogi. Mieli nadzieję, że to w zupełności wystarczy.
Znów zbierało się na deszcz. Tym razem jednak nie chowali się przed nim i szli bez względu na to jak mokrzy byli. Musieli iść przed siebie, bo zbyt dużo czasu już spędzili poza miastem nie natykając się na choćby ślad życia poza nimi. Brakowało im też podstawowych zapasów. Jedzenie i wodę mogli znaleźć w drodze, ale na dłuższą metę nie mogli żyć w ten sposób. Było to bardzo męczące, zwłaszcza dla Yeosanga, który nie był przystosowany do tego typu rzeczy.
- Roślinność robi się rzadsza - zauważył Seonghwa.
I faktycznie, im dalej szli, tym mniej zielona była okolica. Krzewy nie zajmowały już większości powierzchni przysłaniając horyzont, a w oddali można było dostrzec tajemnicze cienie.
- Czy to beton? - San spytał z nadzieją.
- Chyba dotarliśmy do celu... - powiedział niepewnie Park kierując się przed siebie.
Mijali pojedyncze słupy i drzewa rozrośnięte wśród betonowych ścieżek. Miejsce to wyglądało na opuszczone, ale miało w sobie coś, co sprawiało, że wszyscy wciąż mieli nadzieję.
Do ich uszu dotarł szum. Deszcz nie był już tak uciążliwy, choć wciąż czuli delikatne krople uderzające w ich twarz. Zaaferowani nieznanym odgłosem ruszyli w tę stronę. Po chwili na horyzoncie ukazał im się nieskończony ocean, ciągnący się daleko poza zasięg ich wzroku. Stanęli na krawędzi betonowych płyt z podziwem wpatrując się we wzburzone fale.
- Dotarliśmy - uśmiechnął się San. - To jest port.
Wooyoung widząc uśmiech na twarzy chłopaka również uniósł kąciki ust i odzyskał nadzieję w ich sukces. Chwilę później zauważył Seonghwę wskazującego na coś dalej po prawej.
- Wygląda na to, że San miał rację - oznajmił z widoczną ulgą.
Wszyscy spojrzeli we wskazanym kierunku i ujrzeli pojedyncze sylwetki. Ich serca zabiły mocniej w nadziei. Grupa osób oddalona od nich zdawała się również ich zauważyć. Postanowili więc zaryzykować i powoli ruszyli w ich stronę.
CZYTASZ
Unbreakable • Woosan ✓
Fiksi PenggemarWooyoung od zawsze myślał, że będzie podążał śladami swoich rodziców. Nie sądził, że w wieku 18 lat przyjdzie mu opuścić rodzinny dom i rozpocząć zupełnie nowy rozdział w swoim życiu, pełen wysiłku, potu, krwi i nowych uczuć, które dały o sobie znać...