~ I never die !Poprawione!~

297 10 2
                                    

Pstryknęłam palcami a w jednej chwili ,wszystkie lampy dostały zwarcia, oraz popękały raniąc znajdujących się tutaj ludzi i magiczne istoty. Słychać było przeraźliwe krzyki, szyby w oknach popękały a odłamki zaczęły wbijać się w skórę. Musiało boleć.
- Co tu się odwala !?(Rebekah)
Przyjaciółka Bonnie, Elena leżała na podłodze cała we krwi. Odłamki lampy wbiły jej się w szyję, Bonnie płakała, a Blondyna dzwoniła do kogoś. Podeszłam do stolika przy którym znajdowali się pierwotni.Klaus był o wiele przystojniejszy niż widziałam go ostatnio, ale nie powinnam o tym myśleć.

- Witajcie pierwotni. (Rosanna)

- Marcus...White... (Klaus)

Kurde,nooo ,zapomniałam ,że teraz udaje Marcusa. No trudno .

- No ,no . Ktoś tu zna na moją rodzinie.(Marcus-Rosa)

- Piękne przedstawienie ale ... (Klaus)

- A dziękuje starałem się.(Marcus-Rosa)

- Przerwałeś mi. Nie uczył cię nikt ,że w trakcie rozmowy się nie przerywa ? (Klaus)

Zażucił oczami pacząc na mnie jak na dziecko.

- Tak ? Nie zauważyłem. Będę ci przerywać kiedy JA ,będę chciał.(Marcuso-rose)

W tej chwili żucił się na mnie jakiś nieznajomy wampir ,który przyszpilił mnie do ściany, po chwili jednak go poznałam .

- No nie morze być Damon Salvatore. Co tu robisz ? A no tak Katherina mi mówiła, walczysz o Elene . (Marcuso-rose)

- Ty mnie znasz a ja ciebie nie kojarzę. Z kim mam do czynienia ?

- Marcus White (Marcuso-rose)

W tym momencie wzięłam go za ręke i wygiełam ją do tyłu, następnie skręciłam mu kark.

- Nie ładnie tak Damon, przerywać komuś rozmowę.(Marcuso-rose)

Cmoknęłam z irytacją w głosie.
Teraz pierwotni stali bliżej mnie, dzięki czemu nie musiałam się ruszac z miejsca .

- Czego od nas chcesz! (Rebekah)

- Chciałem się tylko pobawić, a wy akurat wpadliście na mnie, przy tym obrażając moją rodzinę, nie ładnie. Spotkajmy się u was w sobotę o 14 . Omówimy nasze stosunki.(Marcuso-rose)

- Jakie stosunki ? Narazie nic nam nie zrobiłeś, a my z łatwością możemy cię powstrzymać, z czym do czego .(Klaus)

- Oh no tak. Pokazywanie umiejętności czas zacząć.

Podniosłam rękę do przodu i wypowiedziałam zaklęcie. Ręka robiła coś na kształt jakby, chciała coś odkręcić.
Było to serce Rebekah. Opadła na kolana i zaczęła pluć krwią, jej ubranie całe było teraz w jej szkarłatnej krwi. Elijah podbiegł do niej, a Klaus do mnie abym mnie powstrzać. Zatrzymała go niewidzialna ściana.

- Oh, co za przykra sprawa. Mała Rebekah nie lubi się bawić !
Ecie pecie mała wampirzyca,szach mat, Santa Klaus.

Roześmiałam się.Widać było ,że go to nie rozbawiło.

- Dobrze ! Zatem o 15 00 u mnie .( Klaus)

Powiedział z uśmiechem na twarzy.

- Dobrze, jak chcesz .Weź ze sobą ekipę, ,,ratujmy Elenę ''wiedz ,że też się przydadzą.(Marcuso-rose)

W tej chwili przestałam ranić Rebekę i podeszłam do Eleny.

- Odejdź z tąd, dam radę sama ją uleczyć,
Muwiła z zapłakanym głosem Bonnie.

- Właśnie ,że nie dasz.

Odgryzłam sobie skóre na nadgarstku,i dałam Elenie moją krew do picia. Szamotała się trochę ,ale zdrowiała.

-A zatem do soboty!

Dodałam radosnym głosem.
Wyszłam z Mystic Grill ,i to się nazywa dobre przedstawienie Marcusa. Szkoda ,że go tu nie było. Będzie dobra zabawa. Najpierw się z nimi podrocze a później pomyśle co dalej.







Pamiętniki Rosanny - Identical Creatures       Klaus Mikaelson(Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz