Rozdział II cz. 2

524 99 337
                                    

Trwała noc, gdy poczułam czyjąś rękę przyłożoną do moich ust.

Potwory! – pomyślałam i szarpnęłam się, próbując wydostać się z uścisku.

Pokój oświetlał blask księżyca, więc gdy tylko oprzytomniałam, zorientowałam się, że trzymał mnie brat. Palec wskazujący drugiej ręki położył na swoich ustach, nakazując mi zachowanie ciszy. Tata stał przy oknie ze strzelbą w dłoniach, a czoło przecinała mu pozioma zmarszczka. Michał stanął przy drugiej futrynie. Coś błysnęło w jego dłoni. Nóż?

Podeszłam do rozbitego okna i wyjrzałam. Ciekawość wzięła górę nad strachem. Zanim cokolwiek zdążyłam dostrzec, do moich uszu dotarł miarowy stukot. Wyobraźnia podsuwała mi wiele przerażających scenariuszy. Po czym uzmysłowiłam sobie, że jest to dźwięk kopyt uderzających o asfalt. Księżyc użyczał swego blasku i oświetlał okolicę niczym latarnia, więc chwilę później naszym oczom ukazał się kary koń. Kroczył przez okolicę w pełni osiodłany, a na grzbiecie niósł jeźdźca, który bezwładnie opadał na jego szyję. Człowiek się nie poruszał, sprawiał wrażenie martwego lub nieprzytomnego. Ogier wyglądał niczym zjawa z horroru, przemierzająca wymarłą mieścinę. Kiedy znalazł się na wysokości naszego domu, zauważyłam na grzywie warkocze, przeplecione czerwoną wstążką, a także czarne siodło z charakterystycznymi emblematami.

– Milena, to chyba jest Jojo – wyszeptałam do ucha siostry. Nie dałam jej czasu na odpowiedź, tylko podeszłam do pozostałych. – Słuchajcie, tam jest koń Mileny, Jojo. Poznaję jego siodło z symbolem stajni.

Tata zerknął na mnie sceptycznie, ale siostra aż się zapowietrzyła, gdy dostrzegła zbliżającego się rumaka.

– To faktycznie on! Wszędzie bym go poznała. To musi być mój Jojo. Tylko kim jest ten człowiek?

– Wygląda na nieprzytomnego. Z tej odległości nic nie widać. Złapmy konia – oznajmiłam i ruszyłam w stronę drzwi.

– Zaczekaj! – krzyknęła mama i złapała mnie za rękę. – A jeśli to pułapka tych potworów?

– Mamo, ten człowiek jest o wiele za mały na tę kreaturę. Poza tym skąd mieliby akurat konia Mileny?

– No właśnie, skąd mieliby jej konia? – Posłała mi wymowne spojrzenie.

– Nie będziemy tak stać. Ten człowiek może potrzebować pomocy. Musimy to sprawdzić – odrzekł tata i odsunął stół, którym zabarykadowali wejście.

Wyszedł, nie zważając na złowieszczy ton mamy. Koń zastrzygł uszami i uniósł łeb w kierunku nadchodzącego taty. Parsknął, jakby oznajmiał, że jest gotowy do ucieczki w razie niebezpieczeństwa. Milena wyprzedziła nas i gestem ręki nakazała, byśmy się zatrzymali.

– Jojo, słoneczko. Stój grzecznie. Dobry konik – przemawiała spokojnym głosem i wyciągnęła rękę w kierunku wierzchowca, by sięgnąć po wodze. – Chodź do mnie, Jojo.

Koń parsknął i przystanął w miejscu, wtedy siostrze udało się złapać za uzdę. Gestem dała nam znak, że możemy podejść. Uspokajająco pogłaskała wierzchowca po szyi i przejechała ręką po spoconym grzbiecie. – Musiał długo galopować.

– To Siwy! – obwieściłam, gdy tylko zobaczyłam twarz jeźdźca. – Zobaczcie to Siwy! Trzeba go ściągnąć.

– O Jezu, faktycznie – zawtórowała Milena. – Zanieśmy go do środka, tylko ostrożnie.

Chwyciła mężczyznę za nadgarstek i sprawdziła puls, by upewnić się, czy żyje. Tata próbował ściągnąć jeźdźca z konia, ale okazało się, że był przywiązany do siodła. Michał przeciął sznur nożem i dopiero wtedy udało się uwolnić Siwego, którego od razu zanieśliśmy do domu. Mama rozpaliła dwie świece i postawiła je na podłodze, byśmy przyjrzeli się nieprzytomnemu.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz