Rozdział X cz. 2

352 91 327
                                    

Stałam za bluszczową ścianą, pogrążona w największym szoku.

Moje treningi, są prowadzone w ten sposób z woli rodziców. Nie do wiary, że to wszystko dzieje się za moimi plecami, jakbym nie miała nic do powiedzenia – pomyślałam. – Dość tych intryg. Albo mi teraz wszystko powiedzą, albo nie ręczę za swoje czyny.

– Mamo, wszystko słyszałam! – krzyknęłam w przypływie emocji.

Próbowałam się przedostać przez bluszcz, jednak był zbyt gęsty. Rodzice pogrążyli się w rozmowie i nie reagowali na moje wołanie.

Pięknie, czyli na dodatek jeszcze mnie ignorują.

– Tato, czekajcie tam na mnie... Halo! Stójcie! – Krzyczałam tak głośno, że cały ogród powinien mnie usłyszeć, tymczasem rodzice nawet nie drgnęli.

– Jak odzyskamy moce, to trzeba coś zrobić z tą suszą. Trwa już ponad trzydzieści lat. Jak tak dalej pójdzie, to zaczną głodować – skwitowała mama. Nie mogłam uwierzyć, że w takiej chwili rozmawiali o pogodzie.

– Masz rację, trzeba się im odwdzięczyć za pomoc i gościnę. Będę musiał doglądać ich pól. Może pod moim wpływem odżyją.

– Aaaaa! – krzyknęłam na cały głos, ale dalej nie reagowali, mimo iż stali blisko.

Ogarnięta wściekłością, wyrwałam kilka gałązek bluszczu. Za każdym razem, gdy zdołałam poruszyć jedną, inna zajmowała jej miejsce, zupełnie jakby ta roślina żyła. Przyłożyłam do niej dłoń i rozszerzyłam zmysły, w poszukiwaniu czegoś niezwykłego, jakbym chciała trafić na ślad magii. Węszyłam tak mocno, że poczułam w ustach smak wody i gleby, ciepło słońca i chłód skały, grzyby, lilie... Po chwili udało mi się złapać coś ulotnego i ledwie na ułamek sekundy pojawiły się brokatowe drobinki, które widziałam w tunelach. Miałam rację, ta roślina musi posiadać w sobie cząstkę magii, dzięki której zupełnie maskowała moją obecność. Zapewne, mogłabym tutaj grać na bębnach i nikt by mnie usłyszał, ani nawet nie wyczuł mojej obecności. Przyszło mi na myśl, że te małe skalne tunele wyryte na całej długości groty, są idealnym miejscem do podsłuchiwania.

W zasadzie to jak inaczej nazwać to, co ja teraz robię... podsłuchiwanie, szpiegowanie? – pomyślałam i spojrzałam w stronę ogrodu, ale moich rodziców już nie było.

W drodze powrotnej wciąż wrzałam ze złości, jak makaron pozostawiony na kuchence aż do wykipienia. Czułam się zdradzona i postanowiłam, że nie będę mówić, co usłyszałam, a wiedzę o tunelach zachowam tylko dla siebie. Skoro wszyscy dookoła mieli tajemnice, to czemu ja miałabym ich nie mieć?

Kiedy dotarłam do ukrytego balkonu, wyjrzałam za bluszcz, by określić przybliżoną porę dnia. Słońce już zaczynało zachodzić, dlatego musiałam się pospieszyć, by nie spóźnić się na umówione spotkanie. We włosach zebrało się pełno kurzu i pajęczyn, dlatego musiałam jeszcze pójść do łaźni.

Gdy dotarłam do swojej komnaty, z ulgą odkryłam, że Valia już na mnie czeka. Zapewne domyśliła się, że będę potrzebowała jej pomocy przy szykowaniu się do wyjścia. Zawsze wiedziała, kiedy się zjawić.

– Pani, Parros obiecał stawić się na umówione spotkanie. – Ukłoniła się, gdy weszłam i wskazała na pakunek leżący na moim łóżku. – Polecono mi, dostarczyć ci tę paczkę.

Spojrzałam na białe zawiniątko z symbolem czerwonej róży, identycznej jak moja broszka. Delikatnie rozerwałam papier, a moim oczom ukazała się granatowa sukienka, z delikatnie połyskującego materiału. Długie rękawy, rozszerzały się przy nadgarstkach, zgodnie z panującą tu modą. Dekolt w półkolistym kształcie był odważny i odkrywał znaczną część ramion. Na prawym biodrze, srebrną nicią, został wyhaftowany emblemat róży.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz