Rozdział XIV cz. 1

305 77 346
                                    

– Jak to uciekł? Jak to, nie możesz go znaleźć? – krzyczy pełna goryczy. Jej głos zamienia się w złowieszczy syk. – Pozwoliłeś mu zabrać najważniejszy atrybut władzy animagów, Kostur Mocy i zniknąć. Teraz stajesz przede mną i prosisz o wybaczenie?

– Pani, nadal będę go szukał, jednak musisz o czymś wiedzieć. – Sługus wyraźnie boi się jej gniewu. Wie, do czego może się posunąć, jeśli sprawi jej zawód. – Dowiedziałem się, że rodzina królewska powraca do miasta elfów, po tę dziewczynę i pomyślałem, że powinnaś wiedzieć. Ona może być jednak ważna.

– Nie zawracaj mi głowy tą niemagiczną... – Zawiesza na chwilę głos, jakby się nad czymś zastanawiała. – Chociaż... Może to jednak ją widzę w przepowiedniach? Czarną kotkę skradającą się przez polanę do mojego wilka. Niech ten drugi dowie się o niej jak najwięcej, a ty ścigaj Davossiego.

– Oczywiście, Wasza Wysokość – odpowiada z wyraźną ulgą. Przeżył tę rozmowę, tylko dlatego, że jest taki użyteczny. On i jego brat.

– Jeżeli tym razem mnie zawiedziesz, sprawię, że oszalejesz, wypuścisz swego brata z mentalnego więzienia i sam zajmiesz jego miejsce.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

W królestwie elfów zima wyglądała zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam. Z nieba nie spadł nawet jeden płatek śniegu. Broczyłam w brei błota, która kiedyś nosiła znamiona trawy pokrywającej dolinę wewnątrz gór. Zamiast przyjemnego zapachu sadów owocowych towarzyszył mi swąd zgnilizny, pleśni i chorób. Wystarczyło kilka tygodni bezustannego deszczu, by ludzie podupadli na zdrowiu, za sprawą wilgoci, która wkradała się do domostw nawet na najwyższych kondygnacjach. Elfy były odporniejsze, ale po suchym lecie i upalnej jesieni, nie miały wystarczająco dużo zapasów pożywienia.

Sytuacja robiła się napięta.

Monotonna pogoda, przygnębiająca aura i tęsknota za rodziną sprawiły, że z każdym dniem wpadałam w coraz większą melancholię.

Od Pierwszego Dnia Zimy minęło wystarczająco dużo czasu. Gdyby zamierzali po mnie wrócić, już by tu byli.

Takie myśli towarzyszyły mi przez większość dnia, chyba że w pobliżu pojawiał się Higgidon. Otulał mnie nie tylko silnymi ramionami, ale przede wszystkim spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Śmiałam się tylko przy nim, czasem przy Amikalu. Nasza relacja oparta na fizycznym pociągu przerodziła się w coś głębszego. Coś, czemu moje serce przygniecione tęsknotą, nie potrafiło się poddać.

Uniosłam głowę i spojrzałam w szare chmury, a krople rzęsistego deszczu spłynęły mi po twarzy.

– Szukasz czegoś? – zapytał Higgidon spod kaptura nasuniętego na twarz.

– Słońca. Tęsknię za nim. Pierwsze krople deszczu były takie przyjemne, ale po tylu dniach, marzę, by ujrzeć chociaż jeden ciepły promień.

– Zimy w Zielonych Wodospadach wyglądały kiedyś zupełnie inaczej, ale od kilkunastu lat towarzyszy nam niesprzyjająca aura. Gleba nie jest w stanie wchłonąć takiej ilości wody i dolina przestaje być zdatna do uprawy.

– Dolina? To już nie jest dolina, tylko kopalnia błota – mruknęłam pod nosem. – Chciałabym stąd wyjść. Może i jestem na świeżym powietrzu, ale te wasze góry... Czuję się jak w klatce.

– Król nie miał innego wyjścia. Musiał zamknąć bramę miasta, by tunele nie zostały zalane – odparł Higgidon i wsunął dłonie pod płaszcz. Dygotał z zimna, ale uparł się, by mi towarzyszyć podczas spaceru. Wręcz nalegał, byśmy przestali się kryć za murami zamku. – Kiedy poziom wody w jeziorach opadnie, wyłoni się mech, a wtedy wybierzemy się na przejażdżkę.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz