Rozdział XXVI cz.2

95 25 193
                                    

Kiedy przemierzaliśmy Kamienne Miasto, miałam okazję przyjrzeć się z bliska infrastrukturze. Wszystkie duże nacieki wyglądały na naturalne, a animagowie ukształtowali ich wnętrza tak, by nie naruszyć zewnętrznej struktury. Te pomniejsze uformowano w wyszukane posągi przedstawiające przeróżne rośliny i zwierzęta. Gdzieniegdzie, przed domostwami, wytworzono nawet rabaty z kwiatami wyglądającymi jak prawdziwe rośliny zaklęte w kamień. Na skalnych drzewach sterczały liście i pąki kwiatów, a z fontann wylewała się nieruchoma woda. Stukot kopyt wierzchowców rozbrzmiewał echem po martwej okolicy, zupełnie jakbyśmy byli tutaj jedynymi żywymi istotami.

Dotarliśmy do głównego stalagnatu przypominającego swym kształtem klepsydrę, z oknami w przeróżnych kształtach i rozmiarach. Na samym środku, znajdowały się wrota, strzeżone przez dwóch animagów. Na nasz widok skinęli głowami i otworzyli przejście za pomocą magii. Ociągałam się z zejściem z wierzchowca, ale zmobilizowało mnie złowieszcze mruknięcie Revina. Weszliśmy do środka długim tunelem i stanęliśmy w okrągłym szybie sięgającym, aż po sufit, w którym znajdowały się kręte schody. Co kilka metrów, pojawiały się podesty, łączące stopnie ze ścianą, odsłaniające tunele, prowadzące w dalsze części zamku. Na ścianach wykuto przepiękne kompozycje przedstawiające rozmaite gatunki roślin i zwierząt. Nie mogłam nie docenić piękna tego miejsca, jednak atmosfera, jaka tu panowała, była wręcz nie do zniesienia.

Gdy dotarliśmy do drzwi, Tyremon wziął głęboki wdech, jakby przygotowywał się do skoku na głęboką wodę. Pchnął wrota i wprowadził mnie do przestronnej, pustej komnaty. Na kamiennych ścianach nie widniał żaden obraz ani płaskorzeźba. Nie było nawet jednego okna, a wszystko oświetlono kilkoma kulami ognia, które migotały bladym światłem pomiędzy kryształowymi żyrandolami. Na samym końcu komnaty znajdowało się podwyższenie, ze złotym tronem, przyozdobionym wielobarwnymi kamieniami. Tamta część sali pozostawała w nienaturalnym mroku, ale wyostrzony wzrok pozwolił mi dostrzec, postać ze zwieszoną głową i dłońmi zaciśniętymi na podłokietnikach. Obok tajemniczej istoty stała kobieta, którą w pierwszej chwili wzięłam za posąg.

– Wasza Wysokość. – Tyremon i pozostali animagowie padli na kolana ze zwieszonymi głowami, ale ja nie miałam takiego zamiaru.

– A ty, nie okażesz mi szacunku? – zapytała mocnym i zimnym głosem, podchodząc do nas. Jej czarna suknia sunęła po posadzce, nie wydając najmniejszego dzwięku.

Próbowałam ocenić kobietę, ale zdominowało mnie spojrzenie jej niespotykanych oczu. Chyba nigdy nie widziałam tęczówek w odcieniu tak jasnego błękitu, niczym arktyczne morze skute lodem. Oczy kobiety wyrażały jedynie chłód i wrogość. Proste, jasnozłote włosy sięgały jej do pasa. Poruszała się nerwowo i mocno zaciskała usta. Biła od niej niespotykana aura, od której niemal ugięły mi się kolana.

Może tak pachnie śmierć?

– Wasza Wysokość, oto Jagoda nazwana przez bogów Lavirrą. Córka Tarrpasa z rodu Aivelothe, władczyni sześciu żywiołów. – Tyremon wstał z kolan, tym samym wybawiając mnie od konieczności złożenia ukłonu.

– Spisałeś się, Tyremonie. Na twoje szczęście – odparła ostro kobieta. – Nazywam się Aivvaja i wezwałam cię tutaj, byś wyświadczyła mi przysługę.

– „Wezwałam"? Chyba porwałam! – powiedziałam, gdy odzyskałam odrobinę animuszu.

– Nazywaj to, jak chcesz, ale efekt jest ten sam. – Przewyższała mnie wzrostem o głowę, a mimo to uniosła podbródek z wyższością. Spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu, – Jesteś tutaj, by wypełnić zadanie powierzone ci przez Pięciu Bogów.

– Nie przypominam sobie, by mi o czymkolwiek mówili ani...

– Ty nie jesteś godna rozmowy z nimi – prychnęła tak głośno, że echo jej głosu zadźwięczało w kryształowych żyrandolach. – Bogowie zsyłają na mnie sny, w których objawiają swą wolę i to dzięki nim wiem, jakie jest twoje przeznaczenie. Ja jestem wieszczką, ty jedynie narzędziem.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz