Stałam we mgle gęstszej niż opary z podgrzewanej smoły.
Machnęłam rękami przed twarzą, by ją rozgonić, ale nie widziałam nic, nawet poniżej swoich kolan. Zrobiłam krok, ale coś osunęło mi się spod nogi, jakbym stała na szczycie wysokiej góry. Natrafiłam stopą na coś ostrego i sypkiego, ale bałam się ruszyć. Intuicja podpowiadał mi, że jeden zły ruch może kosztować mnie upadek. Poczułam ciepło...
Jestem boso? Stoję na szczycie wulkanu? – zastanawiałam się, ale senne otępienie nie pozwalało mi myśleć logicznie.
Gorący podmuch wiatru potargał mi włosy i uderzył raptownie, zmuszając do zaczerpnięcia powietrza. Smród, odór spalenizny wdarł się do mojego gardła i płuc, jakby chciał wypełnić każdą cząstkę ciała. Znałam ten zapach zbyt dobrze. Otaczający mnie kłąb dymu opadał i rozmywał się przy powierzchni ziemi. Ujrzałam rozgwieżdżone niebo, las w oddali i swoje bose stopy oblepione pyłem czarniejszym niż węgiel.
Stałam na szczycie zwęglonych ciał.
Krzyknęłam, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Chciałam uciec, ale gdy tylko postawiłam krok, stopa zapadał mi się aż po kolana w popiele i częściowo spalonych zwłokach. Uniosłam wzrok i dostrzegłam potwory o wężowych skórach. Stały wokół stosu w luźnym szeregu, bez cienia wrogości na twarzy.
Czekały.
꧁︵‿🟍‿︵꧂
Poderwałam się do siadu gwałtownie, a suczka wyskoczyła z łóżka, zaalarmowana moim nagłym przebudzeniem.
– To tylko sen – powiedziałam na głos, bardziej do siebie niż do spłoszonej Zazy.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i podeszłam do komody, na której czekało na mnie ubranie. Tym razem była to prosta sukienka, w kolorze brzoskwiniowym, z krótkimi rękawami i dekoltem w półkolistym kształcie. Nigdy nie wybrałabym dla siebie takiego odcienia jednak, gdy spojrzałam w lustro, doszłam do wniosku, że ktoś musi mieć dobre oko. Jasnopomarańczowy, podkreślał ciemniejszy kolor mojej cery. Ze zdziwieniem stwierdzałam, że włosy zaczęły mi się falować, więc zostawiłam je rozpuszczone. Na stoliku, czekały owoce i bułeczki, które Valia musiała przynieść, zanim się obudziłam. Nie mogłam się oprzeć maślanym wypiekom, które rozpływały się w ustach, pozostawiając pomarańczowy posmak.
Zaza kręciła się już przy wyjściu, dlatego postanowiłam, że wyprowadzę ją na spacer. Zapukałam do drzwi sypialni moich rodziców i rodzeństwa, ale nikt mi nie odpowiadał, musiałam sama znaleźć wyjście. Moim przewodnikiem okazała się suczka, która truchtała przez korytarze z nosem przy ziemi. Doprowadziła mnie do głównego najszerszego korytarza, a następnie do schodów wiodących w dół. Co pewien czas mijałam elfów, którzy witali się ze mną skinieniem głowy.
Słońce oświecało już całą dolinę, kiedy stanęłam na zamkowym dziedzińcu. Rozkoszowałam się ciepłym, świeżym powietrzem i patrzyłam, jak suczka biegnie w dół w stronę pastwisk. Zazdrościłam jej tej beztroski, ja nie wiedziałam, dokąd pójść.
Postanowiłam, że przejdę wzdłuż wschodniej ściany i przyjrzę się życiu mieszkańców. Większość elfów nie zwracała na mnie uwagi, pochłonięta swoimi zajęciami, jednakże czułam na sobie ukradkowe spojrzenia. Po tej stronie miasta nie odnalazłam wielu miejsc usługowych. Na dolnych kondygnacjach, znajdowały się karczma dla rycerzy, zbrojownia, a także duża grota przeznaczona na salę treningową. Następnie minęłam piętrową tawernę, z której nawet tak wcześnie rano, dochodziły odgłosy wesołej muzyki i ożywionych rozmów. Tę część doliny przeznaczono dla elfów. Na każdym kroku zachwycały mnie elegancją.
CZYTASZ
Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.
FantasyCo byś zrobił, gdyby w jedną noc, zmieniło się całe Twoje życie? Co byś myślał, gdyby siłą przerzucono Cię do innego świata, w którym magia jest codziennością? Czy byłbyś w stanie zaufać bliskim, mimo że przez cały czas skrywali swoje prawdziwe po...