Rozdział XV cz. 2

249 69 431
                                    

Gnałam korytarzami, wykorzystując nadprzyrodzoną szybkość animaga. Brakowało mi tchu, ale nie spowodował tego bieg, tylko nagromadzone emocje. Przelała się czara goryczy, którą zbierałam od kilku tygodni. Kropla po kropli. Rozczarowanie za rozczarowaniem. Panująca w stolicy atmosfera przytłaczała mnie od dawna, ale dopiero powrót rodziny sprawił, że się załamałam. Moje serce już pękło się na pół, zanim Higgidon wbił w nie sztylet. Jego zachowanie tylko upewniło mnie w przekonaniu, które kiełkowało od dłuższego czasu.

To nie jest miejsce dla mnie! Nie jestem jego częścią i nigdy nie będę!

Biegłam korytarzem w kierunku stajni, gdy nieokreślone przeczucie zaalarmowało moje zmysły. Minęłam zakręt z prędkością błyskawicy i spostrzegłam króla Vertilla. Powinnam się zatrzymać, ale nie zdążyłam zareagować, ponieważ uderzyłam o coś z łoskotem. O powietrze?

Usłyszałam charakterystyczne chrupnięcie i upadłam na podłogę z potwornym bólem twarzy. Poczułam ciepło na policzkach i charakterystyczny smak krwi wypływającej ze złamanego nosa. Uniosłam się na łokciach i zlustrowałam tunel zamglonym spojrzeniem. Przestrzeń między mną a królem Vertillem migotała, a stojący za nim Parros powoli opuszczał dłoń z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Tak wyglądało pierwsze spotkanie z mocą animagów. Nie uszło mojej uwadze, że moja rodzina przygląda się mi w napięciu, a nowi animagowie z czujnością i wyraźnym zaciekawieniem.

– Obawiam się, że to nie jest stosowny moment na audiencję – odparł Vertill, skrywając złość pod sarkastycznym tonem.

Surowe spojrzenie jego błękitnych oczu, tylko upewniło mnie w przekonaniu, że wpadłam w tarapaty. Nie sądziłam, że wieczerza potrwa tak długo i nie spodziewałam się, że właśnie teraz, akurat tym korytarzem będzie przechodziła para królewska, moja rodzina i obce osoby. Mimowolnie spojrzałam na bliskich, ale ich twarze nie wyrażały zbyt wielu emocji. Parros poprawił kamizelkę, wyszeptał do towarzyszy coś niezrozumiałego i gestem dłoni zaprosił do dalszej drogi.

– Moja droga, czy potrzebujesz pomocy? – Pełne troski pytanie królowej, zagłuszyło odgłosy trzech nadbiegających osób. Nie musiałam się obracać, by wyczuć obecność Amikala, Meliandry i jej przyszłego męża.

– Potrzebuję świeżego powietrza, Wasza Wysokość – odparłam.

Świat zakręcił się jak na karuzeli, gdy wstawałam z posadzki. Silne dłonie złapały mnie za ramiona i uchroniły przed kolejnym upadkiem. Zemdliło mnie, gdy tylko poczułam zapach Higgidona.

– Wasza Wysokość, racz wybaczyć. Zajmiemy się tą sytuacją – powiedział.

– Sobą się zajmij, a mnie zostaw w spokoju. – Przeniosłam wzrok ku rodzinie, ale żadne z nich nie uczyniło nawet najmniejszego gestu w moim kierunku. Jakbym była niewidzialną mrówką przemykającą po posadzce. – Nie mam tu czego szukać.

– Generale Higgidonie, zaprowadź ranną do uzdrowiciela – Vertill ujął pod ramię królową Tenessi i ruszył w dalszą drogę.

– Nie potrzebuję uzdrowiciela! – Wyszarpnęłam się z uścisku elfa.

Rozum podpowiadał, że powinnam siedzieć cicho, aby zachować anonimowość, ale dotyk zimnych dłoni elfa sprawił, że cała zesztywniałam.

– Król wyraził się jasno – wyszeptał. Ciepło jego oddechu spowodowało mrowienie na karku. Gdybym była kotem, zjeżyłaby mi się sierść na grzbiecie.

– Zatem słuchajmy króla. On wie co dla nas dobre i pokieruje naszym losem, niczym kuglarz – potakiwałam z ustami wygiętymi w sarkastycznym grymasie

– Do lochu można trafić na kilka różnych sposobów. – Amikal stanął między mną a Higgidonem i spojrzał na mnie wymownie. – Jeśli nie chcesz do niego zawitać za obrazę króla, to zamilcz.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz