Rozdział XI cz. 2

347 83 300
                                    

Nie czułam się komfortowo w roli kłamliwej przewodniczki. Dobrze zapamiętałam okolicę i nie miałam trudności z modyfikacją trasy. Wybierałam ścieżki wiodące na około, by znów powrócić na główny trakt. Po pewnym czasie droga zrobiła się odrobinę szersza, wtedy Amikal zrównał się ze mną.

– O urodziwa pani o niewieścim sercu zasnutym mrocznymi intencjami, powiedź mi, proszę, po co ta maskarada? – Amikal nachylił się ku mnie z uśmiechem, lecz jego oczy świdrowały mnie z czujnością godną orła.

– To żadna maskarada, po prostu podążam taką trasą, jaką pamiętam. Zdaję sobie sprawę z tego, że w kilku miejscach niepotrzebnie zboczyliśmy ze ścieżki. Bałam się, że moglibyśmy się zgubić, jeśli zmieniłabym drogę.

Starałam się mówić przekonująco, jednak nigdy nie byłam dobra w kłamaniu, dlatego wcale mnie nie zdziwiło, gdy elf uniósł brew i mruknął pod nosem.

– Tralalala! – zakrzyknął i spojrzał na mnie inaczej niż dotychczas. – Nasza księżniczka ma duszę wojowniczki i elfy ją za to kochają. Potrafi być przekonująca, nawet jeśli nie do końca wie, co robi. Staram się nie tylko ją ochraniać, ale także doradzać w trudnych kwestiach, jednak tym razem nie zapytała mnie o zdanie, co bardzo mnie martwi. Rzekłbym wręcz, że nadszarpnęła zaufania mojego i reszty gwardzistów, ale także swego ojca. A młody rycerz, Oteldo... to może zaważyć na jego karierze i życiu. Jestem ciekaw, co tak naprawdę zaplanowała i będę się bacznie przyglądał rozwojowi sytuacji. – Zamrugałam, jakby to miało coś zmienić, ale elf nadal spoglądał na mnie z surowością, której się po nim nie spodziewałam. Zaczerpnęłam tchu, by coś odpowiedzieć, lecz przerwał mi, unosząc dłoń. – Proszę cię, tancereczko. Nic nie mów, jeśli nie zamierzasz wyjawić mi prawdy. Nie chcę byś i ty kłamała, patrząc mi w oczy. Wystarczy, że zrobiła to Meliandra.

Elf ściągnął wodze konia i oddalił się, pozostawiając mnie na przodzie, sam na sam ze swoimi myślami i kolosalnymi wyrzutami sumienia. Chciałam go zatrzymać i powiedzieć prawdę, a nawet zawrócić do Zielonych Wodospadów. Niestety koszmarne sny dręczyły mnie każdej nocy. Żyłam w poczuciu, jakby czekały tam na mnie niedokończone sprawy. Czułam się jak ćma, które frunie do ognia, mimo iż w głębi duszy wie, że może w nim spłonąć.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Mrok otulał okolicę, jednak świetliki, które zabraliśmy z miasta, oświetlały nam drogę lepiej niż samochodowe reflektory. Dojechaliśmy do rozstaju dróg, którego zupełnie nie pamiętałam i przez moment pomyślałam, że się zgubiliśmy.

– Dokąd teraz? – zapytała Meliandra, gdy wszyscy zgromadzili się na rozdrożu.

– Dajcie mi chwilę, muszę pomyśleć.

Nie wiedziałam, czy reszta gwardzistów zdawała sobie sprawę z tego, że jesteśmy animagami, dlatego wolałam zachować pozory normalności. Zamiast zbierać swoje myśli, rozszerzyłam zmysły i ogarnęłam nimi całą okolicę. Nie wiedziałam, czego szukać, może wskazówki albo znajomego zapachu. Usłyszałam szum wody i domyśliłam się, że zbliżamy się do strumienia, który przecinał polanę. Od zachodu, dotarł do mnie powiew ciepłego powietrza, więc wzięłam głębszy oddech z nadzieją, że coś wyczuję. I udało się, wiatr przywiał zapach dymu i ognia, a także obrzydliwy smród. Kojarzył mi się ze swądem ludzkich ciał, ułożonych na stosie w miasteczku z mojego świata, jednak był inny. O wiele gorszy, jeżeli to w ogóle możliwe.

– Jedziemy na północ.

Gwardziści bacznie obserwowali okolicę. Meliandra lustrowała wzrokiem ciemność i nasłuchiwała odgłosów nocy. Jedynie Dimissi kołysała się w siodle i spoglądała w korony drzew. Wstrzymałam swoją klacz i poczekałam, aż siostra mnie dogoni.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz