Rozdział III cz. 1

614 126 555
                                    

Słyszę je. Słyszę bicie swojego serca, które już od tak dawna pozostawało w bezruchu. Czy to możliwe, czy to może złudzenie? To musi być przebłysk ulotnej nadziei albo pierwsza oznaka szaleństwa. Czekam, aż zamilknie, lecz nie daje za wygraną. Uparcie pulsuje, jakby budziło się do życia.

Przyspiesza. Czuję, potwornie bolesny ucisk w klatce piersiowej. Słyszę krzyki ludzi i mógłbym przysiąc, że nawet widzę ich twarze wykrzywione w grymasie bólu. Nie wiem, co trudniej mi znieść, cierpienie czy poczucie winy? Serce dudni i łomoce coraz szybciej, aż w końcu pęka i rozpada się na miliony kawałków. Znowu zapada głucha cisza towarzysząca mi przez wszystkie te lata stagnacji.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Gdy się ocknęłam, świat wirował, a przed oczami błyskały jasne plamy. W uszach nadal rozbrzmiewało echo tego okropnego dźwięku, mimo to próbowałam usiąść i rozeznać się w sytuacji. Uzmysłowiłam sobie, że ściskam w dłoni coś ciepłego, rękę mojej siostry. Wokół panowała ciemność. Świetlista brama zniknęła, a po potworach nie było śladu.

Wstałam, przytrzymując się ściany, by złapać równowagę. W grocie panowała przerażająca cisza, przerywana niespokojnymi oddechami psów. Kręciły się niespokojnie i chrobotały pazurami o kamienne dno.

– Milena, ocknij się. – Potrząsnęłam nią, ale w ogóle nie reagowała. Chwiejnym krokiem podeszłam do kolejnej osoby. Błądziłam dłońmi, aż natrafiłam na szeroką klatkę piersiową, twarz, coś lepkiego. Krew. – Michał. Obudź się! – Położyłam mu palce na szyi w poszukiwaniu pulsu, ale nie mogłam go wyczuć. Po chwili poruszył się i przycisnął rękę do skaleczenia na głowie.

– Co się stało? – Uniósł się do siadu z mozołem.

– Nie wiem, ale żyjemy, a potworów tu nie ma. Wstawaj. Musisz mi pomóc obudzić resztę.

Pociągnęłam go za ramię i pomogłam stanąć na nogi, ale minęła chwila, nim złapał równowagę. Usłyszałam, że wszyscy zaczynają się budzić. Wszyscy poza Siwym, który leżał bezwładnie na kamiennej posadzce. Myślałam, że nie żyje, lecz poruszył się, gdy go szturchnęłam.

– To był wybuch? – zapytała Milena. – Tak strasznie dzwoni mi w uszach.

– Niemożliwe – zawyrokował tata. – Nigdzie nie ma odłamków skał. Zresztą, wybuch zawaliłby grotę na nasze głowy.

– Może się wystraszyły i uciekły – stwierdziła mama, rozmasowując stłuczone ramię.

– Ta brama zniknęła – zauważył Michał. Usłyszałam, że poklepuje dłonią po kamieniu. – Hmm, chyba nadal tu jest, bo czuję pod palcami te dziwne znaki. Po prostu przestały świecić.

– Wyjdźmy stąd. Sprawdzimy, czy jest bezpiecznie. Zbierzcie swoje rzeczy – polecił tata i chciał schylić się po swoją strzelbę. – Chyba zgubiłem broń.

Obszukaliśmy całą grotę, ale większość zniknęła. Plecaki, broń, telefony, zapalniczka. Zostało nam tylko to, co mieliśmy na sobie przed wybuchem, a także łuk Mileny i nóż Michała. Chyba tylko dlatego, że w czasie eksplozji trzymali je w dłoniach.

Rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę po śliskich kamiennych schodach. Po pewnym czasie wyszliśmy na zewnątrz przez wąską szczelinę w ścianie. Oślepiło nas słońce. Musiało minąć wiele godzin, podczas gdy byliśmy nieprzytomni.

Kiedy nasze oczy przystosowały się do jasnego światła poranka, spostrzegliśmy zmiany, jakie zaszły w otoczeniu. Owszem, znajdowaliśmy się na tej samej polanie z rzeką płynącą przez jej środek, jednak na szczycie skał stał kamienny łuk, wyrzeźbiony w kształcie bramy z groty. Las, który nas otaczał, był dużo wyższy, a drzewa o wiele grubsze, a niektóre gatunki widziałam pierwszy raz. Pomyślałam, że tak musi wyglądać dżungla, z lianami i pnączami okalającymi rośliny. Na łące wzdłuż rzeki rosły zjawiskowe kwiaty podobne do lilii. Szerokie zielone liście i fioletowe kwiatostany sięgały mi niemal do ramion.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz