Rozdział XVIII cz. 1

234 57 279
                                    

Już zapomniałem, że jej śmiech jest tak przerażający, Gdybym miał ciało pokryte skórą, pewnie dostałbym dreszczy przez odgłosy, które powinny przypominać radość.

– To ona! To naprawdę ona, mój najdroższy! Przywlokę ją tutaj specjalnie dla ciebie, wtedy powrócisz i już na zawsze będziemy razem.

– Pani. – Dawno nie słyszałem jego głosu. Jedyna osoba, znająca moje prawdziwe oblicze. Mój jedyny przyjaciel. – Wróciłem zgodnie z rozkazem.

– Nareszcie jesteś. Mam dla ciebie wielce odpowiedzialne zadanie, którego nie powierzyłbym nikomu innemu.

– Pani moja, czy to Sztylet Prawdy? – Słyszę w jego głosie zachwyt i niedowierzanie.

– Tak. Zanieś go jednemu z braci, niech poświęcą tę małą kocicę na Krwawym Ołtarzu.

– Ale czy to rozsądne? Co, jeżeli nie przejdzie próby?

– Umrze, przecież to oczywiste – wypluła te słowa z nonszalancją. – Bogowie są jednomyślni. Wizje są tak klarowne – dodała zachwycona.

– Oczywiście, Wasza Wysokość.

Biedna dziewczyna, kimkolwiek jest, bogowie zgotowali jej okropny los. Gdybym mógł wybierać, wolałbym, aby zostawili ją w spokoju.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Od Pierwszego Dnia Wiosny, czas upływał tak szybko, że zanim się obejrzałam, minęły ponad dwa miesiące. Pochłaniała mnie monotonia codziennych czynności, dni zlewały się w jedno. W tym czasie miała miejsce wspaniała uczta z okazji zaręczyn Higgidona i Meliandry, którzy od razu zdobyli serca swoich poddanych. Gdybym mogła, rzygnęłabym tęczą, na widok słodkiej obłudy płynącej z ust i postawy Higgidona.

Rodzinę pochłaniały ćwiczenia, a ja szkoliłam się sama. Czasem dołączał do mnie pod Amikal, który zrezygnował z funkcji gwardzisty i został Dowódcą Straży Granicznej. Często opuszczał stolicę elfów i niechętnie do niej wracał. Co kilka dni wybieraliśmy się poza miasto razem ze wszystkimi animagami, gdzie mogliśmy w spokoju przemieniać się w zwierzęce postacie. Przemierzaliśmy lasy, z ptakami latającymi nam nad głowami i wracaliśmy do zamku dopiero nad ranem.

Jednego z wieczorów, rodzice zaprosili nas na uroczystą kolację, a to oznaczało, że mieli do nas szczególną sprawę.

– Moi drodzy, zbliża się Pierwszy Dzień Lata, na który tak długo czekaliśmy. Jagoda dostanie swój wzór. – Tata uśmiechnął się promiennie.

– Kompletnie zapomniałam. – Zastygłam z uniesionym widelcem i otwartymi ustami.

– Niestety ja i mama, mamy zbyt wiele spraw do załatwienia przed zjazdem animagów i będziemy musieli was opuścić – kontynuował. – Udacie się do Świętego Miejsca i zadbacie o to, by Jagoda przyjęła dar od bogów. Parrosie ufam, iż będziesz sprawował pieczę nad swymi siostrami, a także, że wasza wyprawa przebiegnie w jak największej tajemnicy. W razie problemów nie wyjawiajcie jej celu.

– Oczywiście ojcze, będę ich strzegł. – Parros skinął głową.

– Droga zajmie wam około dwóch tygodni. Powinniście wyruszyć w ciągu najbliższych dni – wtrąciła się mama. – Trzymajcie się na uboczu i unikajcie kłopotów, a już na pewno nie nadużywajcie swych mocy, chyba że zagrożone będzie wasze życie lub powodzenie misji.

– A wy, gdzie zamierzacie się udać? – dopytywała się Dimissi.

– Musimy pojechać do stolicy. Od dłuższego czasu nie mamy kontaktu z Davosim. Nie mieliśmy od niego żadnej wieści, odkąd rozstaliśmy się pod Świętym Miejscem, a powinien wrócić dawno temu. Nawet nie wiemy, czy dotarł do Północnego Królestwa. – Mama starała się zachować neutralny ton głosu, ale zdradzały ją sztywne ruchy rąk, podczas nakładała sobie jedzenie na talerz.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz