Rozdział VII cz. 1

423 99 347
                                    

Jak długo jeszcze będę musiał to znosić? Dzień, dwa, setki albo tysiące lat? Słyszę głosy tych wszystkich ludzi, których zgładziłem lub okaleczyłem. Błagają mnie o litość, proszą o śmierć albo przeklinają i wzywają bogów. Mają rację, mówiąc, że zasłużyłem sobie na te wszystkie cierpienia, ale nie ja jeden. Dlaczego Ona nie doznała żadnej krzywdy? Bogowie nie mogą być sprawiedliwi, skoro zostawili Ją przy życiu, by nadal snuła swe marzenia. Przez większość czasu, trwam w zawieszeniu, pomiędzy cierpieniem i obłędem, ale bywają takie chwile, gdy znów mogę myśleć trzeźwo. Próbowałem walczyć, bywałem obojętny, zły, skruszony, rozgniewany, ale teraz jestem już zupełnie pusty.

Czekam na prawdziwą śmierć.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Ocknęłam się na podłodze biblioteki, z potężnym bólem głowy. Musiałam upaść, uderzając się o kant biurka. Potarłam czoło i spojrzałam na czerwoną plamę, jaka została na mojej dłoni. Głębokie rozcięcie pulsowało boleśnie, a krople krwi kapały na posadzkę. Kilka uderzeń serca później, wszystko ustało. Ból zniknął, a gdy ponownie przyłożyłam rękę do głowy, nie wyczułam żadnego wgłębienia ani śladu uderzenia. Krwawienie ustało. Przypomniało mi się, że nawet najsłabszy animag posiada umiejętność szybkiego uzdrawiania. Nie miałam siły czytać i potrzebowałam snu w normalnym łóżku.

Kiedy wracałam do swojego pokoju, spostrzegłam, że korytarze oświetlone są inaczej, niż do tej pory. W ciągu dnia zawsze widziałam palące się pochodnie po obu stronach tunelu, lecz w nocy, zaświecono tylko co trzecią, przez co korytarz stał się mroczniejszy. To całkiem praktyczny i prosty sposób określania pory dnia. W większości wewnętrznych pomieszczeń nie było żadnych okien, więc bez płomieni nie odnalazłabym się w dobowym rytmie. Przy drzwiach do sypialni spotkałam Valię, niosącą koc oblepiony psią sierścią.

– Witaj, pani. – Ukłoniła się. – Wszystko już gotowe. Mam cię zaprowadzić do sali szkoleniowej. Czy życzysz sobie pomocy w ułożeniu włosów?

– Tak, poproszę. Tylko daj mi chwilę dla siebie.

Jeszcze nigdy nie przyłapałam mojej służącej na wykonywaniu swoich obowiązków, a to oznaczało, że elfka zjawiała się u mnie wcześniej, niż słońce nad doliną. Zawsze wchodziła i wychodziła bezszelestnie, podczas gdy ja smacznie spałam. Zamknęłam za sobą drzwi i uściskałam Zazę, zaraz po tym, jak zeskoczyła z łóżka, by się przywitać. Szybko jednak znudziły się jej pieszczoty, powróciła na swoje legowisko i ponownie ułożyła do drzemki. To nie pies, tylko rozpieszczone dziecko.

Podeszłam do stolika z owocami i zjadłam dwie pomarańcze oraz cynamonową bułeczkę. Nalałam sobie wody, lecz po chwili zmieniłam zdanie i uznałam, że po tak ciężkiej nocy, oraz w obliczu czekającego mnie treningu odrobina wina lepiej się nada. Musiałam przyznać, że elfy znały się na rzeczy, ich wyroby okazały przepyszne, choć może powinnam nazwać je sokami? Trunki dostępne w królestwie zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy, były delikatne. Tylko trunki, podawane do kolacji, miały w sobie nutę naturalnej fermentacji i potrafiły na moment zamącić w głowie.

Napitek, który dziś przyniosła Valia, wyróżniał się delikatnym smakiem białej porzeczki i agrestu. Wzięłam kolejny łyk i skupiłam się na nowych doznaniach, płynących do moich kubków smakowych. Zamknęłam oczy i poczułam dziwny nieznany posmak, lekko kwaśny i suchy. Ziemia. Nie wiem, skąd, ale wiedziałam, że tak musi smakować podłoże, na którym rosły porzeczki. Przy kolejnej porcji miałam wrażenie, że ciepło ogrzewało moją skórę, jakby słońce oświetlało ją przez otwarte okno, mimo iż moja komnata nie posiadała nawet najmniejszego prześwitu, przez który wpadałyby jego promienie. Po raz kolejny tego dnia uświadomiłam sobie korzyści płynące z bycia animagiem. Wyostrzył mi się nie tylko wzrok i słuch, ale także zapach i smak.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz