Rozdział IV cz. 2

434 100 409
                                    

Odetchnęłam głębiej dopiero gdy minęliśmy linię drzew, zostawiając napastników daleko w tyle. Zwolniliśmy do kłusa, a dopiero po dłuższej chwili, pozwoliliśmy koniom przejść do wolniejszego tempa. Puszcza wyglądała dość zwyczajnie jak na moje standardy. Drzewa nie przeplatały liany ani pnącza, a ścieżka była na tyle szeroka, że mogły jechać obok siebie dwa konie. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu, by napoić wycieńczone zwierzęta. Odeszłam na bok, by rozprostować nogi, ale bolały mnie tak bardzo, że musiałam oprzeć się o drzewo, by nie stracić równowagi.

Miałam stąd widok na dolinę usłaną jeziorami, o różnych rozmiarach i kształtach. Oddzielały las od skalistego masywu, który jak mi wcześniej powiedziano, skrywał stolicę elfów. Wyglądało to tak, jakby natura sama zbudowała zamek, z kamiennego wzgórza, z jeziorami stanowiącymi jego fosę. W połowie wysokości skał były wodospady, które łączyły się w niektórych miejscach, tworząc cudowne kaskady. Większość była niewielkich rozmiarów i sięgała zaledwie kilkunastu metrów, a jeden miał wysokość wieżowca. Zbocza skalistej góry, pokrywała zieleń. Zastanawiałam się, którędy można wejść do tego królestwa, ponieważ nigdzie nie dostrzegłam żadnej bramy, ani nawet drogi dojazdowej, a przeprawa przez górę wydawała się niemożliwa.

Zjechaliśmy do doliny krętym traktem i znaleźliśmy się przed bramą garnizonu. Wartownicy stanęli na baczność, skłonili głowę przed Higgidonem i otworzyli masywne wrota. Szeroki trakt powiódł nas przez gęsty bór i po chwili minęliśmy linię drezw. Elfy prowadziły nas przez równinę krętymi ścieżkami, po grząskim gruncie składającym się głównie z dziwnego mchu. Teraz rozumiałam, czemu nie widać żadnej wyraźnej ścieżki wiodącej do kamiennego zamku. Mech, po którym jechaliśmy, okazał się tak sprężysty, że gdy tylko koń podnosił kopyto, roślina od razu wracała do swojej pierwotnej postaci. Obróciłam się i spostrzegłam, że nawet po przejściu wszystkich wierzchowców, zieleń pozostała nienaruszona.

– Nie zatrzymuj się – ponaglił mnie Michał. – Pod żadnym pozorem nie zbaczaj z drogi.

– Czemu?

– Tylko elfy znają przejście przez ten labirynt. Powiadają, że jeśli ktokolwiek obcy chce wejść tędy na własną rękę, to jezioro go pochłonie.

– A jeśli koń mi się spłoszy?

– Konie elfów na pewno się nie spłoszą.

Droga przez dolinę, zajęła nam więcej czasu niż się spodziewałam, ponieważ musieliśmy kluczyć między wodami. Próbowałam nawet zapamiętać trasę i powtarzałam sobie ją w głowie, wtedy dostrzegłam, że jedno z jezior się poruszyło. Może nawet nie tyle woda, ile otaczający ją mech. Sprawiał wrażenie żywego i zniknął, tworząc z dwóch zbiorników jeden. Kolejny stawik zmienił kształt z owalnego na kwadratowy, a znowu kolejny rozpadł się na kilkanaście małych oczek wodnych. Zastanawiałam się, jakim cudem elfy odnajdują drogę, skoro krajobraz tak często zmienia swoje ustawienie.

Dojechaliśmy do pionowej skały, po prawej stronie od największego wodospadu i stanęliśmy na płaskiej półce skalnej, w pobliżu opadającej wodnej kurtyny. Płaski kamień wysunął się ze skały niczym dach, chroniący przed wodą. Przeszliśmy przez wrota i weszliśmy do jaskini, która wiodła do środka góry. Nie spodziewałam się, że elfy będą mieszkały we wnętrzu takiego potężnego kamiennego masywu. Z tego, co o nich wiedziałam z książek dostępnych w „moim" świecie, podejrzewałam, że powinny przebywać wśród zieleni, lub na drzewach. Pod ziemią spodziewałam się raczej krasnoludów.

Jechaliśmy krętym korytarzem, cały czas kierując się w lewo, przez co pomyślałam, że wyjdziemy z drugiej strony. Moje domysły były słuszne, gdyż tunel doprowadził nas do ogromnej doliny otoczonej górami. Elfie królestwo przypominało miskę. Grube, kamienne ściany otaczały szczelnie całą dolinę, a zarazem stanowiły dla niej mury obronne. Strome zbocze opadające od szczytu gór zdawało się idealnie płaskie i niczym lustro odbijało promienie słoneczne, dzięki czemu dolina była skąpana w słońcu. Nad naszymi głowami, rozpościerały się tarasy, połączone między sobą siecią drewnianych pomostów. Wyglądały tak bajkowo, że nie mogłam oderwać od nich wzroku.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz