Rozdział 18

1K 92 5
                                    

Braelyn

Droga minęła nam dość szybko i spokojnie. Elliot był świetnym kierowcą, a ja miałam na co popatrzeć. Kolegów Fredericka nie było, gdy zaparkowaliśmy tuż obok jego samochodu. Wysiedliśmy z pojazdu i przedstawiłam im chłopców. Eleanor obserwowała mnie uważnie, gdy Elliot stanął obok mnie. Nie tylko mnie, bo jego także.

– Ty musisz być Eleanor.

– Tak to ja – uśmiechnęła się do niego. – Widzę, że Lynnie już o mnie opowiadała.

– Troszeczkę, ale same dobre rzeczy. Miło cię poznać.

– Ciebie również, Elliot.

– Chodźcie, pokażę wam pokoje – powiedział Frederick i kiwnął głową na wejście. Elliot się uparł, że zabierze moją torbę i wskazał, żebym szła przodem.

Zamek, w którym się znajdowaliśmy, nie był zbyt duży, ale wciąż robił wrażenie. Przeszedł mnie dreszcz, gdy weszliśmy do środka. Było trochę chłodno. Weszliśmy do ogromnego holu. Przed nami były majestatyczne schody, obite czerwonymi wykładzinami, prowadzące na wyższe piętro do sypialnianej części zamku. Frederick od razu stwierdził, że on będzie spał w swoim pokoju na dole, a Eleanor wybrała pokój tuż obok jego.

Ciekawe dlaczego...

Moja ulubiona parka stwierdziła, że oni się rozpakują, a ja pokażę resztę pokoi, które znajdowały się właśnie na górze. Wyszliśmy więc na piętro. Spojrzałam na chłopców, którzy rozglądali się po nudnym wnętrzu. Dla mnie to wnętrze było nudne, bo widziałam je milion razy, ale na nich mogło robić wrażenie. Wysokie sufity, eleganckie żyrandole i imponujące portrety wisiały na ścianach, tworząc atmosferę godną zamku. Stanęłam obok jednego pokoju, który był przy samych schodach.

– Który chętny?

– Ja mogę – zgłosił się Kenneth. – Andres, weź ten obok.

– Dobra. Chyba że ty chcesz... – spojrzał na mnie, ale pokręciłam od razu głową. – Cudownie.

– To my idziemy dalej – poinformowałam ich i poprowadziłam Elliota dalej.

Podążając korytarzem, mijaliśmy ogromne okna, przez które do wnętrza wpadało światło słoneczne. Mieliśmy piękną pogodę tej soboty. Liczyłam na to, że uda nam się także wyjść na mały spacer nad brzeg morza. Otworzyłam pokój, w którym dość często spałam i spojrzałam na bruneta, gdy wszedł za mną do środka. Cała przestrzeń była niemalże całkowicie pokryta czerwonymi dywanami. Na środku pokoju dominowało imponujące, masywne łóżko z baldachimem, wykonane z ciemnego drewna. Był nawet kominek, nad którym wisiał obraz. Kilka foteli, komody... Nic interesującego.

– Z poprzedniej epoki, wiem. Jednak nie jesteśmy tutaj tak często i tata nie chce ich odnawiać. W sumie nie wiem, czy byłby sens. Nie przypominałoby to już pewnie zamku, tylko normalny dom... Jak kiedyś umrę, to mam nadzieję, że będę mogła mieszkać w którymś zamku i na nim straszyć. To by było dobre – powiedziałam i od razu usłyszałam jego ciche prychnięcie. – No co? Myślę, że bym się nadawała.

– Teraz ma swój klimacik. Ja bym go nie remontował. Straci całą magię. Podoba mi się. Łóżko wygląda na wygodne.

– Bo takie jest. Możesz się położyć. Ja się rozpakuję. Wzięliśmy trochę jedzenia, więc później będę musiała coś ugotować i liczę na waszą pomoc – powiedziałam, sięgając po moją torbę. – Ale na to jest jeszcze czas. No i mamy dla was te dokumenty... Też będziesz musiał podpisać. Tak jak Eleanor...

– Nie przejmuj się tym. To akurat żaden kłopot. – Podszedł do mnie i położył dłoń na moim policzku. – Wiem, że lubię łamać zasady, ale tym razem będę się pilnował, obiecuję.

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz