Rozdział 15

1.1K 91 8
                                    

Braelyn

Elliot zgodził się na przyjście do pałacu. Wiedziałam jednak, że był okropnie zestresowany przed tą wizytą. Na dodatek poinformował mnie, że jego dziadek nie czuje się najlepiej i nie może przyjść. Postanowił jednak przyjść sam. Domniemałam, że robił to głównie dla mnie. Bez wątpienia, gdyby nie moja obecność, nie rozważałby nawet udziału w tym spotkaniu.

Cichutko liczyłam na to, że coś niespodziewanie wypadnie mojemu ojcu i nie weźmie udziału w obiedzie. Tymczasem mama w piątek wyjechała z moją siostrą w podróż, więc na głowie został mi tylko Frederick. Jednak on nieustannie wpatrywał się w telefon. Zauważyłam, że jego kontakt z Eleanor zaczynał nieco się polepszać.

W piątkowy wieczór dolałam sobie wina i zdałam sobie sprawę, że przez ostatnią godzinę spędzoną w sypialni opróżniłam całą butelkę. Przechyliłam kieliszek, wypijając wszystko na raz i opadłam na łóżko, patrząc przez chwilę na sufit. Zaburczało mi w brzuchu, dlatego cicho wyszłam z sypialni, mając nadzieję, że wszyscy już śpią i poszłam w stronę kuchni, przechodząc czasem przez różne pomieszczenia, żeby nie iść korytarzem, na którym stała straż. Po tylu latach w tym miejscu, wiedziałam, jak przejść do kuchni kompletnie niezauważona.

Zaświeciłam sobie światło, gdy tylko dotarłam do mojego celu i otworzyłam lodówkę, zastanawiając się, na co mam ochotę. Postawiłam na makaron. Znalazłam przy okazji jakieś otwarte wino, więc nalałam sobie trochę do kieliszka i postawiłam w garnku wodę.

– Braelyn Feyre Worthington-Bradbury – usłyszałam nagle za sobą głos brata, co mnie okropnie wystraszyło i przyłożyłam dłoń do serca, patrząc na mężczyznę, który stał ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami. Nienawidziłam, gdy się skradał. Myślałam, że już dawno jest w swojej sypialni... Albo śpi. A on sobie wycieczkę po pałacu nagle urządził...

– Nie strasz mnie... Trzymam w ręce nóż.

– Do masła... – mruknął, wywracając oczami. – Po co ci nóż do masła? Poza tym krzywdy to byś mi nim nie zrobiła – zauważył, unosząc brew. Miał rację. – Obudzę kucharzy.

– Nie! – zatrzymałam go od razu. Nie chciałam nikogo budzić. Wiedziałam, że dam sobie radę. Nie byłam dzieckiem... – Poradzę sobie sama. Głodna jestem.

– Po takiej ilości spożytego alkoholu, to się nie dziwię.

– Wypiłam tylko butelkę – wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie byłam pijana i nie wydawało mi się, jakbym dużo wypiła. I byłam dorosła, więc miałam prawo. – Nudziłam się sama i nie miałam nawet z kim pogadać... Poza tym umiem gotować. Poradzę sobie.

Elliot był na imprezie urodzinowej, więc nie chciałam mu przeszkadzać i do niego wypisywać. Chciałam, żeby swobodnie się bawił i zrelaksował przed zbliżającym się obiadem w pałacu, wiedząc, jak bardzo jest tym zestresowany. Przed poznaniem go również często czułam się samotna i musiałam sobie jakoś radzić. Wiedziałam więc, że tego wieczoru też sobie poradzę. Liczyłam tylko, że nie pojawi się w pałacu pijany albo na kacu. Jednak wierzyłam, że zna swoje granice i zachowa umiar.

– Powinienem już dzwonić na straż pożarną. Niech czekają w gotowości – szepnął pod nosem, ale doskonale go usłyszałam. – W porządku. Poczekam, aż łaskawie skończysz.

Spojrzałam na niego, gdy chwycił gaśnicę i usiadł na schodku, blisko drzwi. Zero wiary w moje możliwości. Zero. I to mój własny brat!

– Naprawdę, Frederick?

– Przezorny zawsze ubezpieczony, nie?

– Czekasz, aż skończę, bo tak naprawdę to sam jesteś głodny i chcesz, żebym cię nakarmiła – stwierdziłam, kontynuując przygotowywanie tej dość późnej kolacji. – Po co niby innego byś tu przychodzić? Rozszyfrowałam cię.

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz