Rozdział 11

1.1K 92 18
                                    

Braelyn

Przemierzałam puste pałacowe korytarze, chcąc jak najszybciej zamknąć się w mojej sypialni. Byłam wręcz pewna, że Elliot nie będzie chciał już się ze mną zobaczyć. Nie po tym, jak dowiedział się prawdy. Żałowałam, że nie dowiedział się o tym ode mnie. Przyłożyłam przestraszona dłoń do klatki piersiowej, gdy nagle wyłonił się przede mną mój brat. I dopiero po chwili dotarło do mnie, że to faktycznie był mój brat. Który na pewno domyślił się, że wyszłam z pałacu.

– Co ty tutaj robisz o tej porze? Jeszcze w takim stroju... Gdzie byłaś? – zapytał dość cicho, wpatrując się we mnie intensywnie. Rozejrzałam się po korytarzu, jednak na szczęście było pusto. Nikogo poza nami na nim nie było. – Uciekłaś?

– Byłam w ogrodzie – skłamałam, unikając kontaktu wzrokowego. Frederick skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przez co na niego zerknęłam. Uniósł brew i pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Nie kłam. Byłaś na zewnątrz.

– Nikt mnie nie rozpoznał – odparłam. Od razu chwycił mnie za ramię i pociągnął do mojej sypialni, żebyśmy czasem nikogo nie obudzili.

Byłam gotowa na jego kazanie. Było mi wręcz wszystko jedno, co miał do powiedzenia na ten temat. Mogli mi nawet postawić ludzi pod drzwiami od sypialni, żeby mnie pilnowali, abym tylko nie uciekła. I tak nie miałam już po co wychodzić poza pałac... Skoro Elliot... Poczułam automatycznie kolejne łzy, które zaczęły mi się gromadzić w kącikach oczu.

– Wiesz, co by się wydarzyło, jakby ojciec się dowiedział? – zapytał, wpychając mnie do środka. Od razu zamknął za nami drzwi. Oparłam się o ścianę niedaleko niech i patrzyłam przez chwilę na moje łóżko. Chciałam się zakopać w pościeli i przepłakać całe życie.

– To mu nie mów. Wtedy się nie dowie.

– Jesteś nienormalna. Mogło ci się coś stać, ktoś mógł cię rozpoznać... Kto by ci wtedy pomógł? Nie było przy tobie nikogo, Braelyn. Żadnej ochrony, nikogo, rozumiesz? Byłaś sama. Zdana sama na siebie...

– Nic się nie wydarzyło – mruknęłam, wzruszając obojętnie ramionami. Wiedziałam, że lepiej będzie, jeśli Frederick nigdy nie dowie się o mężczyźnie, który zaczepił mnie w nocy, gdy Elliot mi pomógł.

– I śmierdzisz męskimi perfumami – spojrzałam na niego, jak tylko to powiedział. Tego nie przewidziałam. – Myślisz, że nie czuję? Nawet nie zaprzeczaj, bo węch mam bardzo dobry, Lynnie. Spotykasz się z kimś? Kto to jest?

– To nie jest istotne.

– Dlatego chciałaś, żebym znowu był z Eleanor. Mimo że wiedziałaś, ile ona przeszła przy rodzicach. Chciałaś, żebyśmy znowu byli razem, bo wtedy ty miałabyś wymówkę, żeby spotykać się z normalnym facetem – prychnął, krążąc nerwowo po całej sypialni. – Wiedziałem, że to ten twój podstęp. Powiem ci, że jestem pod wrażeniem, Braelyn. Wiesz czemu? Bo ty nieraz powtarzasz, że nie jesteś taka jak my wszyscy. A jednak jesteś – powiedział, stając nagle przede mną i patrząc mi w oczy. – Też zrobisz wszystko, żeby tylko ugrać coś dla siebie. Myślisz tylko o sobie... Tak samo jak my wszyscy. Czyli jednak jesteś taka jak my... A naprawdę zaczynałem wierzyć, że może jednak nie.

Zabolało. Nawet bardzo.

– Nie spotykam się już z nim – odparłam cicho. – Dzisiaj to zakończyliśmy, więc nie musisz się martwić. Nie zamierzam już uciekać. Spędzę tu całe swoje nędzne życie...

– Wszystko w porządku? – zdziwił się, gdy opadłam na łóżko. Gdybym go nie znała, to pomyślałabym, że może się martwił.

– Nic nie jest w porządku. Nie mów ojcu. Albo w sumie to mów, jeśli tak bardzo chcesz. Mogę dostać szlaban do końca życia. Nie zależy mi. I nie musisz się bać. Ten chłopak mnie nie znał. Nie wiedział, kim jestem.

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz