Rozdział 24

866 73 3
                                    

Braelyn

Na szczęście szybko dotarliśmy na miejsce. Jednak nie był to dom rodziców Elliota, co skłoniło mnie do przypuszczenia, że to pewnie dom jego dziadków. Po krótkiej rozmowie z ochroniarzem zbliżyłam się do Elliota, który cierpliwie na mnie czekał. Razem weszliśmy do środka. Jego rodzina była już na miejscu. Stresowałam się trochę tym spotkaniem z nimi. Nigdy nie poznawałam rodziny żadnego chłopaka. Jednak w filmach, czy w książkach, które czytałam, był to często dość niekomfortowy dla wszystkich moment.

W sumie to nigdy nie miałam chłopaka...

A my w zasadzie to nie jesteśmy nawet parą...

– Lynnie! – usłyszałam i kucnęłam, gdy jego brat do nas podbiegł. Nie było go na pogrzebie. Nie dziwiłam się, że rodzice nie chcieli go tam brać. Był jeszcze mały... Nie wiedziałam, skąd Evan znał moje imię, ale Elliot musiał mu o mnie opowiadać, skoro zapamiętał. – Cześć!

– Cześć, Evan. Tęskniłam za tobą.

– Tak?

– I to bardzo – uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam na Elliota, gdy jego młodszy brat mnie przytulił. – Może dzisiaj uda nam się chwilę pobawić, co? Ale najpierw przywitam się z twoją rodzinką, co ty na to? Pasuje ci to?

– Tak!

– Chodź do mnie, młody. Puść Lynnie – powiedział Elliot i wziął go od razu na ręce. – Udusisz mi ją kiedyś, wiesz? – szepnął do niego, żeby nikt poza nami go nie usłyszał. – Tak mocno ją przytulasz.

– Zazdrosny? – zapytałam go cicho, ale tylko wywrócił oczami, gdy usłyszał moje słowa. – Dzień dobry – przywitałam się z resztą, przyglądając każdemu po kolei. Część osób nie znałam. Nie wiedziałam nawet, kim mogli być.

– Lepiej niech nikt się nie kłania – mruknął Elliot i po minach wnioskowałam, że chyba dopiero wtedy co do niektórych dotarło, kto przed nimi stał. Mógł im nie mówić... – Czego się napijesz? Kawy? Herbaty? Wody? Soku?

– Może herbaty, jeśli to nie problem – odpowiedziałam miło.

– Ja zrobię – odezwała się mama chłopaka. – Miło cię znowu widzieć, Braelyn.

– Panią również.

– Tato, weź Evana – powiedział brunet, podając mu syna. – Lynnie, możemy zamienić słówko? Zaraz wam ją oddam.

– Jasne.

Elliot poszedł przodem. Szłam za nim, nawet nie rozglądając się po korytarzu. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, a on zamknął za nami drzwi. Nie było w nim zbytnio mebli. Pod oknem stało tylko pojedyncze łóżko, a obok znajdowała się wysoka, ale wąska szafa.

Bez słowa objęłam Elliota, który lekko odetchnął, jak tylko to zrobiłam.

– Dziękuję, Lynnie. Za to, że tam przyszłaś... I że jesteś tutaj... Przepraszam, że musiałaś oglądać mnie w takim stanie. Ja... Nie wiem... To były trudne dla mnie dni.

– Nie przepraszaj. Chcę być przy tobie w każdym stanie. Jak będziesz szczęśliwy, smutny... Obojętne. Chcę być blisko – powiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy. Byłam ciekawa, czy w ogóle spał przez te ostatnie kilka dni. – Naprawdę.

– Byłem pewny, że tata cię nie puści.

– A jednak – pociągnęłam lekko nosem.

– Dowiedziałem się po powrocie. Nie chcieli do mnie dzwonić wcześniej, bo bali się, że spowoduję jakiś wypadek po drodze. Przepraszam, że nie odpisywałem i nie odpowiadałem na twoje telefony.

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz