Rozdział 26

775 70 21
                                    

Braelyn

Przez całą noc spałam może z dwie godziny. Jak zasnęłam, to śnił mi się Elliot z inną kobietą. Wolałam już nie spać w ogóle. Frederick nie przyszedł po rozmowie z ojcem do mojego pokoju, więc nie wiedziałam, jak ona przebiegła. Domyślałam się tylko, że niezbyt dobrze, skoro się nie pojawił. Musiałam go sama odwiedzić...

Nie zeszłam jednak na śniadanie. Nie zamierzałam jeść z nimi śniadania. Jak gdyby nigdy nic... Uchyliłam jednak cicho drzwi, ale szybko je zamknęłam, gdy dostrzegłam, że strażnicy wciąż pod nimi stali.

Nie miałam w głowie żadnego planu. Nie wiedziałam, jak mogłam skontaktować się z Elliotem. Nie znałam nawet jego numeru telefonu, bo jakbym go pamiętała, to ukradłabym siostrze telefon i od niej zadzwoniła. Wątpiłam jednak, że będzie chciała mi pomóc i znalazłaby go w mediach społecznościowych, żeby tam do niego napisać. Zbyt dobrze ją znałam...

W końcu postanowiłam wyjść z pokoju. Strażnicy mnie nie zatrzymali, ale dwóch z nich bez słowa ruszyło zaraz za mną. Dziwnie się czułam. Nie lubiłam, gdy każdy mój ruch był obserwowany. Szczególnie kiedy byłam w pałacu. Myślałam, że chociaż w nim mogę mieć trochę swobody. No cóż... Myliłam się.

Stanęłam pod sypialnią Fredericka i zapukałam w drzwi, czekając, aż mi otworzy. Na szczęście był w środku. Powiedział strażnikom, żeby zaczekali na zewnątrz i wpuścił mnie do środka, zamykając za nami drzwi. Rozejrzałam się dyskretnie po całej sypialni, aż mój wzrok zatrzymał się na jego telefonie, który leżał na łóżku.

– Co do cholery? – zapytałam, wskazując na urządzenie. – Oddał ci go? A ja?

– Lynnie... Usiądziesz?

– Nie mam zamiaru. Powiedz mi, że napisałeś do Elliota, że chcę się z nim skontaktować, ale nie mogę, bo mi zabrali telefon – powiedziałam szybko, patrząc na niego wręcz błagalnie. – Napisz do niego, proszę cię... Wiem, że będzie się martwił, jak nie będę dawała znaku życia. Frederick... Błagam...

– Nie napisałem do niego. Lynnie, posłuchaj mnie. Te zdjęcia mogą być prawdziwe. Przecież to na pewno on na nich był. Sama go rozpoznałaś. Może faktycznie się z kimś spotyka – westchnął cicho, siadając na fotelu. – Jaką mamy pewność, czy nie byłaś dla niego tylko chwilową rozrywką?

– Czy ty słyszysz, co ty w ogóle mówisz? Albo zapytam inaczej... Czy ty w ogóle wierzysz w to, co ty mówisz? Bo wydaje mi się, że nie. Frederick... Przecież go poznałeś. Myślisz, że on by tak postąpił? Nie. Nie zrobiłby tego. Nie on...

– Jaką mamy pewność, Lynnie? – zapytał nagle, zbijając mnie z tropu. – Praktycznie go przecież nie znamy. Nie sądziłem, że się zakochasz... Myślałem, że po prostu się lubicie, ale skoro jesteś zakochana... Może po prostu nie dostrzegasz pewnych rzeczy? Jesteś zaślepiona... Nie widzisz w nim wad i nie akceptujesz myśli, że mógłby cię skrzywdzić.

– Co mu obiecałeś za oddanie ci telefonu? Zerwiesz kontakt z Eleanor? Namówisz mnie, żebym przestała spotykać się z Elliotem? Co, Frederick? Powiedz mi. Bardzo chętnie tego posłucham. No mów! – krzyknęłam, gdy on wciąż milczał. Miał spuszczoną głowę i nawet na mnie nie patrzył. Byłam jednak pewna, że nie zerwałby kontaktu z Eleanor. Mając telefon, mógłby się z nią kontaktować, a ojciec i tak o niczym by nie wiedział. – Ufałam ci... Naprawdę ci ufałam i żałuję tego, wiesz? Myślałam, że się zmieniłeś, ale to nieprawda. Wciąż jesteś tamtym zimnym Frederickiem, który ma gdzieś uczucia innych ludzi. I nigdy się nie zmienisz – rzuciłam, zanim chwyciłam za klamkę i opuściłam jego sypialnię. Miałam dość.

Wróciłam do sypialni tylko po to, by wziąć z niej piłkę do kosza i skierowałam się do ogrodu, żeby trochę porzucać. Jednak nie byłam pewna, czy uda mi się skupić, przy tych wszystkich, obserwujących każdy mój krok mężczyznach...

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz