Rozdział 38

825 71 10
                                    

Braelyn

Po rozmowie z panem premierem i jego małżonką chodziłam powoli po sali, szukając dyskretnie Elliota, Eleanor albo nawet Fredericka. Nikogo nie mogłam znaleźć. Ciągle ktoś się ze mną witał i musiałam poświęcić mu chwilę, zatrzymując się. Trochę się bałam, że coś złego się wydarzyło. Sala nie była jakaś ogromna i na pewno gdzieś bym ich dostrzegła. Wiedziałam, że tata niedługo do nas dołączy i wygłosi przemowę. Miałam nadzieję, że Westwood znajdzie się do tego czasu. Wyszłam z sali i spojrzałam z uniesioną brwią na całą trójkę, która śmiała się głośno.

– Frederick – zwróciłam się do niego. – Goście o ciebie pytają, a ja nie wiedziałam, co im odpowiadać.

– Tu jest o wiele śmieszniej niż tam.

– Tata zaraz przyjdzie, chodźcie do środka – powiedziałam, a Eleanor i Frederick poszli przodem. – Wszystko w porządku? – zapytałam bruneta, kiedy przede mną stanął. – Dobrze się czujesz?

– Tak. Wszystko w porządku. Jak ci się rozmawiało?

– Nie najgorzej. Chodźmy.

Chwilę po naszym przyjściu rodzice weszli do środka. Nie lubiłam tych początków po ich przybyciu. To była dla mnie najnudniejsza część. Szczególnie słuchanie przemowy, którą słyszałam w ciągu ostatniego tygodnia milion razy. Zerknęłam na Elliota, który stał obok mnie i uśmiechnęłam się do niego lekko, co od razu odwzajemnił. Miałam cichą nadzieję, że pewnego dnia zatańczymy razem na jakimś balu. Przy ludziach. Bez ukrywania się po kątach.

Byłam rozkojarzona podczas całej przemowy ojca. Nie usłyszałam ani jednego jego słowa. Na szczęście nie trwało ono długo. Tata zaczął rozmawiać z gośćmi, a ja poszłam w stronę wyjścia do ogrodu. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, jak tylko zamknęłam za sobą drzwi. Tego potrzebowałam.

Elliot praktycznie od razu za mną wyszedł. Spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy.

– Coś się stało? Źle się poczułaś?

– Sama nie wiem – odpowiedziałam, spoglądając w ciemne niebo pełne gwiazd.

– Jak to nie wiesz? Zakręciło ci się w głowie? Niedobrze ci się zrobiło?

– Nie. Potrzebowałam po prostu trochę świeżego powietrza. Wszystko jest w porządku. Nie musisz się o mnie martwić – powiedziałam, przenosząc wzrok na niego. Uśmiechnęłam się lekko, żeby chociaż trochę go uspokoić.

– Zawsze się o ciebie martwię – wyszeptał, stając tuż przede mną. – Gdybyś się źle czuła, to od razu mi mów, dobrze?

– Dobrze.

– Obiecujesz?

– Tak, obiecuję. Zostańmy tu jeszcze chwilkę – poprosiłam i wskazałam na ławkę. – Chodź, usiądziemy. I tak nikt nie zauważy naszej nieobecności. Chyba że Eleanor i Frederick będą nas szukali. Niech się zajmą sobą. Rozmawiałeś z nią?

– Tak, porozmawialiśmy trochę. Wasz ojciec ją przeprosił. Nie wie, co robić, ale ja się jej na przykład nie dziwię.

– Ja tak samo. Frederick się stara, więc niech się stara. Zobaczymy, co będzie.

– Mówiłem ci, że uciekną. – Usłyszałam i spojrzałam na Fredericka, który szedł w naszą stronę z Eleanor.

– O wilku mowa – powiedziałam nieco głośniej, żeby mnie usłyszeli. – Obgadywaliśmy was, a wy akurat teraz do nas przychodzicie?

– Uszy nas piekły – odezwała się Eleanor. Wstałam z ławki, żeby ją objąć, bo wcześniej nawet tego nie zrobiłam.

– Pięknie wyglądasz.

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz