Rozdział 28

807 73 2
                                    

Braelyn

Koło piętnastej Frederick zapukał do moich drzwi. Nie za bardzo chciałam z nim rozmawiać, ale wpuściłam go do środka, bo byłam ciekawa, co z tatą. Wolnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Obserwowałam go uważnie, czekając, aż powie cokolwiek. Chyba przyszedł po prostu ćwiczyć moją cierpliwość. Usiadłam więc po turecku na łóżku i położyłam sobie na nogach małą poduszkę.

– Lepiej się już czuje – odezwał się wreszcie i usiadł niedaleko mnie. Od razu przeniósł wzrok na poduszkę. – Trzymasz blisko poduszkę, żeby mnie nią walnąć? Śmiało... Zasłużyłem. – Uniósł lekko kącik ust, ale nie zamierzałam tego robić. – Możesz się przebrać. Na dole czeka na ciebie kierowca. Zawiezie cię, gdzie będziesz chciała, chociaż chyba wiemy, gdzie się udasz.

– I nie macie nic przeciwko temu? Co się niby zmieniło?

– Będziesz marnowała teraz czas na wyjaśnienia? – Uniósł brew, spoglądając na mnie.

– Zastanawiam się po prostu, czy to nie zasadzka.

– Nie, to nie żaden podstęp, Lynnie. Kierowca nie będzie na ciebie czekał. Daj mi znać, jak będziesz chciała wracać. Chociaż znając ciebie, to wrócisz w nocy, żeby zrobić sobie spacer. Strażnicy cię wpuszczą, możesz wejść normalnie.

– Co wam się stało? Dopiero nie chcieliście mnie nigdzie wypuszczać. A spacer? W życiu byście mi na niego nie pozwolili, a ty mi teraz mówisz, że mogę przyjść na nogach – spojrzałam na niego podejrzanie. – Ojciec musiał prawie umrzeć, żebyście wreszcie chociaż trochę oprzytomnieli? Bo nie rozumiem...

 – Jutro z nim porozmawiasz, to sama się przekonasz. Skoro nie chcesz nigdzie jechać, to powiem kierowcy, że nie musi na ciebie czekać.

– Chcę! – Podniosłam się od razu i pobiegłam do garderoby. – Na pewno żyje? Nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że mnie tu nie było, jakby gorzej się poczuł.

– Śpi teraz. Ma najlepszych lekarzy obok siebie, nie martw się. Może chociaż od ciebie się odczepi i da wam spokój – westchnął, wchodząc za mną do garderoby, w której szukałam koszulki.

– Musiałeś coś obiecać, żeby pozwolił mi wyjść?

– Nie.

– Przysięgnij – spojrzałam mu w oczy, a on swoimi wywrócił. – No dalej, Frederick... Nie dziw się, że ci nie wierzę.

– Przysięgam.

Miałam w sobie dużo, różnych emocji, więc po prostu wyszłam z pałacu i pojechałam prosto do Elliota. Chciałam go zobaczyć, przynajmniej przez chwilę. Chociaż po drodze zastanawiałam się, czy nie popełniłam błędu i czy nie powinnam była zostać w pałacu. To było wręcz dziwne, że ojciec tak nagle zmienił zdanie. Trzymał nas z Elliotem z dala od siebie przez te dni. Nie pozwalał nam się skontaktować, a nagle tak po prostu mogłam do niego jechać? Chyba że moje spotkanie z Elliotem coś mu uzmysłowiło. W końcu wyznałam chłopakowi swoje uczucia... A on przy tym był. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

Gdy kierowca odjechał, zostawiając mnie pod domem Westwoodów, było już za późno na powrót. Zadzwoniłam więc dzwonkiem i po chwili spojrzałam na mamę Elliota, która zdziwiła się, widząc mnie.

– Dzień dobry, pani Westwood – przywitałam się z nią miło. – Przepraszam, że przeszkadzam. Jest może Elliot?

– Jest. Wchodź, Lynnie. Dobrze cię widzieć, chociaż nie ukrywam, jestem trochę zdziwiona. Jest przecież środek dnia...

 – Też byłam zdziwiona. Kierowca mnie przywiózł, proszę się nie martwić – powiedziałam, wchodząc do środka.

– Jak twój tata?

Nocne Rendez-vous | NAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz