Siedzę na schodach prowadzących do liceum imienia Marii Skłodowskiej-Curie. Papieros tli się w mojej drżącej dłoni, a ja patrzę w dal, na gałęzie drzew poruszane październikowym wiatrem. Lecz tak naprawdę wcale ich nie widzę, bo wzrok mam zamglony. Każdy oddech jest dla mnie bolesny, a gardło wciąż mam ściśnięte. Jest zimno, zdecydowanie zbyt zimno na siedzenie na zewnątrz, na kamiennych schodach. Ale nie mogę ruszyć się z miejsca, nie mam na to siły ani chęci. Czuję ból w całym ciele, którego nie potrafię zmusić do posłuszeństwa. Mięśnie mi drżą, wydają się takie słabe.
To ja jestem słaby.
Dzwonek kończący długą przerwę rozlega się za moimi plecami. Słyszę gwar ludzi spieszących się do swoich klas. Muszę do nich dołączyć i też iść już na lekcję. Wiem, że muszę, ale naprawdę nie mogę. Nie dam rady.
Nie zauważam nawet, kiedy papieros kurczy się tak, że zaczyna parzyć mnie w palce. Nie puszczam go jeszcze przez chwilę, bo bardzo chcę poczuć ten ból. Chcę odzyskać pewność, że moja przeszłość już nie wróci, nigdy więcej. Że jestem tylko tu i teraz, bezpieczny i z dala od tego wszystkiego. Od koszmaru.
Ktoś szybkim ruchem wyrywa mi niedopałek z dłoni, a ten upada na ziemię. Wciąż się tli, jarzy czerwienią i szarością miękkiego popiołu. Utykam w nim niewidzące spojrzenie, jakby była to najciekawsza rzecz na całym świecie. Ale jest coś przyjemnego w tym łagodnym, powoli gasnącym płomyczku.
Trwam nieruchomo i długo nie zdaję sobie sprawy z tego, że mam towarzystwo. Moja najlepsza przyjaciółka, Magda, kuca przede mną. Jej palce chyba odgarniają mi włosy z czoła i gładzą moje policzki. Ale ja wcale nie czuję jej skóry, która powinna być miękka i delikatna. Jej usta się ruszają, układają w słowa, których nie jestem w stanie usłyszeć. Nie słyszę niczego, oprócz drażniącego piszczenia w obu uszach.
Pragnę znów poczuć się bezpiecznie.
***
Po tym, jak Magda pomaga mi się uspokoić, upiera się, że odprowadzi mnie pod moją klasę. Nie mam siły z nią dyskutować, nie żebym chciał.
Drzwi do sali są uchylone, więc domyślam się, że nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Mam więc czas, żeby jeszcze trochę ochłonąć.
— Jak się czujesz? — Magda pyta i patrzy na mnie z wyraźną troską w oczach. — Zatłukę każdego, kto doprowadził cię do tego stanu. — Dla potwierdzenia swoich słów, dłonią przecina swoją szyję.
Gdybyś miała zabić każdego to ludzkość zostałaby całkiem unicestwiona, myślę.
Nie mówię tego i tylko spuszczam wzrok. Jest tyle rzeczy, które chcę jej wyznać i zrzucić z siebie ten ciężar, ale nie potrafię. Jedyną osobą, która wie dosłownie o wszystkim, jest mój opiekun prawny, Antoni Zajewski. No i terapeutka, oczywiście. Nie mam siły, by powtarzać to jeszcze raz. Na pewno nie teraz.
— Dam radę — mruczę niewyraźne. — Dziękuję.
Dziewczyna uśmiecha się wesoło, a w jej lewym policzku pojawia się dołek.
Za mną rozlegają się kroki. Od razu wiem, że to Profesorek, bo po tych kilku latach, które z nim spędziłem, rozpoznaję jego rytmiczny stukot. Potwierdza to również Magda, która zaczyna machać. Odwracam się i zmuszam do neutralnego uśmiechu. Antoni jeszcze nie zna moich odczuć na temat swojego nowego ucznia i pewnie nawet nie spotkał go wcześniej. Wiem, że prędzej czy później zapyta mnie o to, co o nim sądzę. Mam nadzieję, że jednak postawi na to "później". Albo najlepiej na "wcale".
Żegnam się z moją przyjaciółką i razem z Profesorkiem wchodzę do klasy. Moją pierś przeszywa elektryczny impuls, gdy widzę, że William siedzi w mojej ławce. Na moje nieszczęście, żadna inna nie jest całkiem wolna. We wszystkich ludzie siedzą sami lub z kimś. Bardzo nie chcę się do nikogo dosiadać, ale teraz nie mam żadnego wyboru.
Zaciskam zęby i postanawiam usiąść obok Anki. Jest strasznie upierdliwa, ale przynajmniej jako jedna z nielicznych nie ma nic przeciwko mojemu istnieniu.
— Hej — szepcze do mnie i uśmiecha się przyjaźnie. — Ten nowy zajął ci ławkę?
Wzruszam ramionami i przytakuję, żeby nie być nieuprzejmym.
— Jest całkiem słodki. — Nawet na nią nie patrzę, a wiem, że robi do niego maślane oczy. Szkoda, że tutaj nikt jeszcze nie zna prawdy. — Poznałeś go już może?
— Nie — kłamię. Mam nadzieję, że to utnie dalszą dyskusję. Naprawdę nie chce mi się z nią gadać. Proszę, niech da mi już spokój.
— Hmm...
— Proszę już o ciszę — Antoni Zajewski odzywa się i wszystkie szepty i szmery ustają. Magia respektu. — Dobrze, zacznijmy od tego, że do naszej klasy dołączył nowy uczeń. — Przenosi spojrzenie na Williama. Uśmiecha się zachęcająco i gestem zaprasza go pod tablicę.
Nie patrzę na Harrisona, wzrok utykam we własnej dłoni zamkniętej w pięść, leżącej na ławce. W ogóle ignoruję jego obecność w tym pomieszczeniu. Tak jest łatwiej.
— Powiedz o sobie parę słów — prosi wychowawca.
Chłopak chrząka i bierze wdech.
— Jestem William Harrison — mówi powoli, przez co brzmi to jakby recytował wyuczony wierszyk na ocenę. Jego ton wydaje znudzony. — Jestem z Anglii, z Londynu. Ale przez ostatnie trzy lata mieszkam w Polsce. Lubię czytać książki i... — Urywa na chwilę. — Herbata ze skrzypu jest super.
W klasie roznosi się zbiorowy chichot. Ktoś, nie wiem kto, mówi "Tylko kawa!" i ja się z nim zgadzam.
— Jest słodki... — Anka wzdycha obok mnie. Przewracam oczami. — Ale na pewno już kogoś ma.
Nie mogę się powstrzymać przed przewróceniem oczami.
William wraca na swoje, a tak naprawdę moje, miejsce. Wtedy Profesorek sięga po drewniane pudełko zamykane na kluczyk. Zawsze stoi na jego biurku i służy do tego, by ludzie wrzucali do niego karteczki z tematami, które chcą poruszyć na lekcji wychowawczej. Co tydzień Antoni losuje jedną lub dwie karteczki, w zależności od tego, jak obszerna dyskusja się wywinie.
Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o tej praktyce, byłem niemal pewien, że w praktyce nie wychodzi tak dobrze, jak to było zamierzone. Okazuje się jednak, że uczniowie po prostu uwielbiają mojego opiekuna prawnego. Zresztą, dokładnie tak, jak ja sam. On jest człowiekiem, któremu nietrudno jest zaufać. Ludzie chętnie z nim rozmawiają i nie boją się prosić go o pomoc.
— William — mężczyzna zwraca się do niego, nim wyjmie pierwszą karteczkę — ty jeszcze nie wiesz, więc do tej skrzynki wrzucamy tematy, które chcemy omówić — wyjaśnia.
— Ja mogę też? — pyta.
— Oczywiście. — Antoni uśmiecha się do niego, a mnie aż skręca w środku. — Każdy może. Dobra, to losuję.
Potrząsa skrzyneczką i próbuje wymieszać jej zawartość. Jednak jest to trudne, a może nawet niemożliwe. Karteczki w ogóle nie wydają dźwięku, bo jest ich zbyt wiele, więc nie mogą się poruszyć.
Krzywi się w sposób, który wywołuje wśród uczniów cichy śmiech. Wreszcie wkłada kluczyk do dziurki i przekręca go. Wyjmuje pierwszą z brzegu karteczkę, zamyka skrzynkę i odsuwa ją na bok.
Przez następne czterdzieści pięć minut rozmawiamy o różnych tożsamościach płciowych. Każdy kto chce, może wypowiedzieć się na ten temat i zgłasza się wiele osób. Ale je zdecydowanie nie jestem jedną z nich. Wszystko to jest dla mnie niezrozumiałe, dziwne i głupie. A momentami wręcz obrzydliwe.
Czuję ulgę, gdy wreszcie mogę wyjść na zewnątrz. To była ostatnia lekcja, dlatego w pośpiechu opuszczam szkołę. Staję przy samochodzie Antoniego i czekam na niego, żebyśmy mogli razem wrócić do domu. Już nie mogę się doczekać, aż zamknę się w swoim pokoju i przytulę do mojego kota. Może nawet obejrzę jakiś film
Wszystko będzie lepsze od siedzenia w tym miejscu. A szczególnie od Williama, pieprzonego Harrisona.
/\/\/\
Notka od autorki:
Mała zmiana planów. Wstępnie do końca kwietnia będę rozdziały wrzucała codziennie. Taka decyzja stąd, że są dość krótkie, a ja mam ich wystarczająco dużo.
Co sądzicie o tej decyzji? 😁
Dziękuję, że jesteście, cudowne osoby.
Baiiiii~
CZYTASZ
Aż do końca [16+] ✓
Teen FictionAdam: Chce zapomnieć o swojej bolesnej przeszłości. Szczelnie zamyka ją w pudle na samym dnie swojej duszy i ma nadzieję, że już nigdy się nie wydostanie. William: Szuka nowego miejsca, gdzie poczuje się bezpieczny i mile widziany. Marzy o tym, żeby...