Pociąg dojeżdża do Krakowa tuż przed dziesiątą rano. Zabieramy nasze bagaże, upewniamy się, że niczego nie zapomnieliśmy i wtedy kierujemy się do wyjścia. Przez długą chwilę siłujemy się z drzwiami, bo żadne z nas nie potrafi poradzić sobie z ich dziwnym mechanizmem. Nawet Aleks, który ma od nas znacznie większe doświadczenie pociągowe.
Jeden z konduktorów dostrzega nasze zmagania i postanawia się nad nami zlitować. Otwiera drzwi, a my wreszcie wychodzimy.
Na zewnątrz temperatura jest drastycznie różna od klimatyzowanego wnętrza wagonu. Powietrze zdaje się ciężkie i suche, a ja od razu zaczynam pocić się jak świnia. Nienawidzę lata i żałuję, że założyłem te cholerne dżinsy, w dodatku czarne. Jak dotrzemy do hotelu, to zdecydowanie muszę przebrać się w coś lżejszego, w czym nie będę czuł się się jak kiełbasa na grillu.
Hotel znajduje się dość daleko od dworca kolejowego. Nie ma mowy, żebyśmy maszerowali przez prawie dwadzieścia kilometrów. Nie w tym upale. Na całe szczęście, nieopodal jest postój taksówek. Właśnie tam się udajemy.
Aleks jest tą osobą, która rozmawia z jednym z mężczyzn i prosi go o transport. Zaś Magda podaje mu dokładny adres miejsca, w które musimy się dostać. Jednak nie jest to nasz hotel, a wypożyczalnia samochodów. Aleks zarezerwował tam jeden dla nas, abyśmy mogli wygodnie poruszać się po mieście. To była jego własna inicjatywa i teraz myślę sobie, że jest naprawdę świetna. On jest dobrym kierowcą, a ja wolę auto niż spacery w upale lub, o zgrozo, komunikację miejską.
Zajmujemy miejsca w taksówce i zaraz ruszamy w drogę. Znowu.
***
— Nienawidzę lata — burczę, gdy tylko zamykam drzwi pokoju hotelowego.
Zgodnie ustaliliśmy, że następną godzinę spędzimy na rozpakowywaniu się i chłodzeniu w klimatyzacji. Zatem teraz jestem tu tylko ja i William, a Magda i Aleks są zajęci swoimi walizkami.
— Dlaczego? — William siada na podłodze obok jednego z łóżek. — Naprawdę pytam. Bo ja lubię. Jest ciepło i dni są długie.
Nie muszę ani chwilę zastanawiać się nad odpowiedzią. Doskonale ją znam.
— Dokładne przeciwieństwa tego, co właśnie powiedziałeś. — Opieram się plecami o drzwi. Dłonią wycieram spocone czoło. — Jest gorąco i dni są za długie.
Chłopak chichocze, co trochę mnie zaskakuje, bo nie wiem, dlaczego. Jak mam interpretować tę reakcję? Śmieje się ze mnie?
— Uwielbiam to — mówi, najwyraźniej zdając sobie sprawę z mojego zmieszania — jak bardzo się różnimy w niektórych kwestiach. Wiesz, przeciwieństwa się przyciągają i tak dalej.
Wzdycham, po części z ulgą.
Ciągnę swoją walizkę na środek pokoju. Nie za bardzo chce mi się wyjmować z niej ubrania i pakować je do szafy, skoro za kilka dni będę musiał z powrotem je tu upchać. To wydaje mi się odrobinę bezsensowne.
Najwyraźniej William ma inne zdanie na ten temat, bo już układa krótkie spodenki i koszulki na półkach. Robi to z niezwykłą dbałością, na którą ja pewnie bym się nie zdobył. Tak, to prawda, że różnimy się w wielu kwestiach. Co jest niesamowite, to to, że chyba wcale nie przeszkadza nam ten fakt, by dobrze czuć się w swoim towarzystwie.
— Muszę wziąć prysznic — oznajmiam. Właściwie to nie wiem, dlaczego mu to mówię.
— Okej. — Chłopak posyła mi serdeczny uśmiech, od którego mój żołądek robi fikołka. — Pójdę po tobie. Cały się kleję, blech.
Przytakuję.
Wygrzebuję z walizki świeży zestaw ubrań i wchodzę do łazienki bezpośrednio połączonej z naszym pokojem. W środku zastaję oszklony ogromne lustro, oszklony prysznic i blat z umywalką. Na nim stoi koszyk z kosmetykami, a obok stos miękkich ręczników. Jest także pralka oraz suszarka do ubrań. Na regale stojącym w rogu, dostrzegam także kilka urządzeń pokroju prostownicy do włosów i czegoś, czego nazwy nawet nie znam.
CZYTASZ
Aż do końca [16+] ✓
Teen FictionAdam: Chce zapomnieć o swojej bolesnej przeszłości. Szczelnie zamyka ją w pudle na samym dnie swojej duszy i ma nadzieję, że już nigdy się nie wydostanie. William: Szuka nowego miejsca, gdzie poczuje się bezpieczny i mile widziany. Marzy o tym, żeby...