Rozdział 35 - Adam

29 3 0
                                    

Wiem o tym, że William jest już pod drzwiami, jeszcze za nim w ogóle wciśnie dzwonek. A to dzięki Ramzesowi, który stoi w wiatrołapie i krzyczy. Nie lubi obcych i ma potrzebę, żeby chronić przed nimi mnie i Profesorka. To bardzo słodkie, ale nie zamierzam umniejszać jego pazurkom i zębom. Zwykle jest żywą przytulanką, jednak domyślam się, że rzeczywiście to potrafi. Przecież jest kotem.

Biorę Ramzesa na ręce, tak na wszelki wypadek. Głaszczę go uspokajająco i jedną ręką otwieram drzwi.

— Cześć. — Przesuwam się, żeby mógł wejść do środka. Ale on ani drgnie, a oczy ma szeroko otwarte. — Co?

Zauważam, że nerwowo przełyka ślinę. Na przemian zaciska to prostuje dłonie.

— Masz... — Nie spuszcza wzroku z Ramzesa, kiedy cofa się o krok. — Kota...

Marszczę brwi.

— No... Tak. — Przechylam głowę na bok. Czy on się boi kota? — Nie zrobi ci krzywdy — zapewniam i patrzę na futrzaka. On, jakby na zaprzeczenie moich słów, mruży oczy i syczy na Williama, pokazując swoje ostre kły. — Nie zrobi. — Przewracam oczami. — Szybciej wyłysieje jak będzie się o ciebie ocierał. — Wzruszam ramionami. — No chodź.

William stawia pierwszy, sztywny krok. Zdejmuje płaszcz i buty, a ja staram się uspokoić Ramzesa. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Podobno koty wyczuwają złych ludzi, ale nie wiem, czy to prawda. Oby nie.

Idziemy do mojego pokoju. W tym momencie dziękuję sobie, że przez te wszystkie lata nigdy nie miałem ochoty go jakkolwiek udekorować. Poza kilkoma ważnymi dla mnie przedmiotami, jest tak naprawdę pozbawiony duszy. Ale to dobrze. Nie chcę, żeby każdy, kto wchodzi do środka, mógł tak łatwo przejrzeć mnie na wylot. Wolę, gdy ludzie wiedzą o mnie tyle, ile sam im mówię.

William najwyraźniej jest tym faktem odrobinę zawiedziony, ale na szczęście nie komentuje tego.

— Chcesz coś... Eee, herbatę? — proponuję i cieszę się, gdy odmawia. Po prostu nie chcę go zostawić samego w moim pokoju i w ogóle. To nie tak, że jestem jakiś niemiły. Chyba. — Dobra, to...

Już prawie kładę kota na ziemi, gdy William ze świstem wciąga powietrze. Spoglądam na niego z dołu i unoszę jedną brew.

— Bo ja... Bo... — jąka się. Odwraca wzrok, wyraźnie zawstydzony.

Tak, zdecydowanie boi się kotów.

Wstaję i uchylam drzwi, żeby wypuścić Ramzesa na korytarz. Miauczy niezadowolony, ale zagradzam mu wejście, nim zdąży wślizgnąć się do środka. Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami.

— Ramzes po prostu jest nadopiekuńczy — wyjaśniam z czułością. — Chce mnie chronić przed obcymi.

Kot najwyraźniej się ze mną zgadza, bo krzyczy z korytarza.

— Przepraszam, ja...

Zbywam go machnięciem dłoni. Nie musi mi się z tego tłumaczyć. Tak samo, jak ja.

Siadamy obok siebie przy biurku. Otwieram książkę i pokazuję Williamowi pierwsze lepsze zadanie z ciągów. Przysuwa do siebie książkę, żeby lepiej widzieć polecenie. Przytakuje.

Bierze do ręki kartkę z przygotowanego przeze mnie stosu. Podaję mu długopis, a on zaczyna coś pisać. Jeśli rozwiąże to zadanie beze mnie i nawet mi go nie wytłumaczy, to się wkurzę.

— Zobacz. — Podsuwa mi kartkę i stuka w nią rysikiem. — Przede wszystkim musisz oswoić się z wzorami. Masz kartę wzorów? — Kręcę głową. — To nic. Eee... Napiszę ci to, co jest potrzebne do tego zadania.

Aż do końca [16+] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz