Rozdział 68 - William

32 4 10
                                    

Adam układa na łóżku w pozycji embrionalnej, a ja zajmuję miejsce obok niego i staję się dużą łyżeczką. Obejmuję go i wtulam twarz w jego plecy. Pachnie moim truskawkowym żelem pod prysznic. Zastanawiam się, czy użył go dlatego, że chciał pachnieć tak jak ja. Ta myśl jest tak cudowna, że zupełnie się rozczulam. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Składam delikatny pocałunek na kręgosłupie chłopaka, okrytym cienką koszulką.

Łóżko ma idealną wielkość dla nas dwóch, więc jest mi z nim bardzo wygodnie. Nie pamiętam już, kiedy czułem się tak miło, leżąc obok kogoś. Oczywiście nie liczę mojej siostry, bo to coś zupełnie innego.

Zdaję sobie sprawę z tego, że ja i Eliot nigdy nie spaliśmy razem. On nigdy nie chciał u mnie nocować, a mnie nigdy nie pozwalał zostawać u siebie.

Całe moje ciało momentalnie spina się na myśl o tym człowieku. Przez chwilę łudzę się, że Adam wcale tego nie poczuł. Jednak moja nadzieja rozwiewa się, gdy mocniej ściska moją dłoń. Odwraca się do mnie, a ja, choć nie widzę go w ciemności, czuję na sobie jego spojrzenie.

— Wszystko okej? — pyta mnie półszeptem. Jego oddech owiewa moją twarz i czuję zapach pasty do zębów. — Dobra, nieważne. — Delikatnym i niezwykle czułym ruchem odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy. — Czuję, że coś cię dręczy. Jeśli chciałbyś pogadać, to jestem. — Całuje mnie w czubek nosa. — Zawsze. Okej?

Te słowa i jego czułość trafiają w moją najczulszą strunę. Są jak mieszanka wybuchowa, która sprawia, że zaczynam się trząść. Zakrywam usta dłonią, żeby stłumić wybuch szlochu. Moje oczy zaczynają intensywnie produkować łzy, a ja nie potrafię tego powstrzymać. Cała moja silna wola znika i po prostu się załamuję.

Adam wyraźnie nie wie, co ma ze mną zrobić. Z wahaniem przyciąga mnie do siebie i zaczyna gładzić po plecach. Wtulam się w niego i wypłakuję w jego pierś. Moczę mu koszulkę oraz poduszkę i jest mi głupio z tego powodu. Jednak bez względu na to, jak bardzo się staram, nie potrafię przestać. Im większe są moje starania, tym mocniej płaczę. Mam ochotę krzyczeć, ale jest po ciszy nocnej. Dlatego tylko łkam, pociągam nosem i cały drżę.

Wypłakuję z siebie całe napięcie nagromadzone w ciągu kilku ostatnich miesięcy, a także to jeszcze wcześniejsze. Płaczem pozbywam się bólu, który w sobie dusiłem od tak długiego czasu. Pozwalam wybrzmieć cierpieniu, smutkowi i żalowi. Wraz z łzami, odpływa ze mnie cały strach, niepewność i to cholerne obrzydzenie samym sobą.

Ale płaczę także dlatego, że czuję niesamowitą ulgę. Bo wreszcie nie jestem sam. Mam wspaniałych przyjaciół, cudownego chłopaka i już nie muszę uciekać. W końcu znalazłem prawdziwy dom. Miejsce, w którym jestem kochany i akceptowany dokładnie taki, jaki jestem. W którym nie jestem oceniany i skreślany tylko dlatego, że nie spełniam czyichś chorych oczekiwań. Nie jestem już wytykany palcem dlatego, że jestem gejem.

Płacz powoli ustępuje, a bezsilność jest zastępowana przez błogi spokój. Jestem znużony i wiem, że zasnę, gdy tylko zamknę oczy. Jednak zanim sobie na to pozwolę, muszę powiedzieć Adamowi o tym wszystkim. Nie, wcale nie muszę. Ja chcę.

— Adaś... — chlipię. Oblizuję wyschnięte, lepkie od łez usta. — Możemy... pogadać?

— No pewnie. — Nie przestaje głaskać mnie po plecach. Czuję, że rysuje palcami kształt i wydaje mi się, że to serce. Zdobywam się na słaby chichot. — Słucham, Słonko.

Słonko. Jakie to słodkie.

Biorę głęboki wdech, a potem jeszcze jeden. Nie jestem pewien, jak w ogóle zacząć ani jakich słów mam użyć. Jeszcze nigdy nikomu o tym nie powiedziałem. Nawet Abigail nie wie, dlaczego tak naprawdę zerwałem z Eliotem. A raczej to on ze mną.

Aż do końca [16+] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz