Rozdział 29 - Adam

28 4 12
                                    

Już za kilka minut rozpocznie się nowy rok, dlatego całą czwórką wychodzimy na zewnątrz, żeby oglądać fajerwerki. Sami nigdy ich nie puszczamy, bo dla mnie i Ramzesa są zdecydowanie zbyt głośne. Obaj trochę się ich boimy. Natomiast, gdy robią to nasi nieco dalsi sąsiedzi, nie jest tak źle. Mieszkamy na pograniczu miasta, w spokojnej okolicy, gdzie nie mieszka aż tak dużo ludzi, więc gdy już ktoś strzela, to nie jest na tyle blisko, żebym dostawał ataków paniki. I nawet kot z fascynacją obserwuje niebo, choć trochę nieśmiało.

Śnieg już się roztopił, a niebo jest raczej bezchmurne, więc jestem w stanie dostrzec niektóre gwiazdozbiory. Dawno temu, gdy dla własnego bezpieczeństwa musiałem uciekać z domu i kryć się na ulicach lub jakichś polanach, bardzo bliska osoba opowiadała mi o gwiazdach. Pokazywała konstelacje i układała do nich historie. Część z nich pochodziła z mitologii, a niektóre wymyślała specjalnie dla mnie. Lubiłem te momenty, bo były takie spokojne i zupełnie inne od przerażającej codzienności. Wtedy nie przykładałem do tego aż tak wielkiej wagi i teraz tego żałuję. Lecz wciąż pamiętam przynajmniej część gwiazdozbiorów. Na przykład Andromedę, która miała poświęcić swoje życie w imię uratowania kraju przed potworem. Albo Skorpion, który jest moim znakiem zodiaku. Wielka Niedźwiedzica, Orion i wiele, wiele innych. Pamiętam też, że planety, w porównaniu do gwiazd, nie mrugają i w ten sposób można je bardzo łatwo odróżnić.

Jest coś niezwykle relaksującego w patrzeniu na te jaśniejące punkciki. A jednocześnie sprawia mi to wielki ból, bo wiem, że już nigdy nie odkryję niczego nowego z moją ulubioną osobą. Bo jej już nie ma i nigdy nie wróci.

Sprowadza mnie na ziemię dotyk ciepłej dłoni Magdy. Odwracam się do niej i odwzajemniam serdeczny uśmiech, którym mnie obdarza.

— Masz już jakieś — zagaduje — postanowienia?

Wzruszam ramionami. W pierwszej chwili chcę powiedzieć, że co roku mam tę samą odpowiedź: żadnych. Ale potem przypominam sobie, że tym razem byłaby to nieprawda. Ponieważ owszem, jest pewne wyzwanie, którego chcę się podjąć.

— Nie będziesz się śmiać? — pytam z wahaniem. Patrzę na dziewczynę, a ona przytakuje z pełną powagą. Biorę głęboki oddech i znów utykam wzrok w gwiazdach. Zupełnie tak, jakby mogły dodać mi odwagi. Tak naprawdę, jedynie mnie przygnębiają. — Chciałbym... Chciałbym być lepszym człowiekiem — wyznaję.

Gdy odwracam się do mojej przyjaciółki, nie widzę u niej ani krzty kpiny czy chociaż rozbawienia. Wciąż jest poważna, z tą różnicą, że teraz uśmiecha się delikatnie. Z pełną serdecznością i chyba wzruszeniem.

— Jestem z ciebie taka dumna. — Przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. — To nie tak, że nie jesteś dobrym człowiekiem — zaczyna tłumaczyć — ale...

Wiem, co ma na myśli, a mimo to prycham.

Telefon Magdy się rozdzwania, więc odsuwa się i wyjmuje go z kieszeni.

— To William — oznajmia. Patrzy na mnie niepewnie, ale w końcu wzdycha. — Odbiorę.

Odchodzi kawałek. Słyszę miauknięcie Ramzesa więc schylam się i biorę go na ręce. Ociera się pyszczkiem o moją twarz, więc całuję go w różowy nosek. Zerkam na swoją komórkę tylko po to, żeby sprawdzić godzinę. Jeszcze tylko trzy minuty. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać się przed samym sobą, że odrobinę się tym ekscytuję. Przeważa u mnie ciekawość, co przyniesie nowy rok. Skończę szkołę i wreszcie będę w pełni wolnym, dorosłym człowiekiem. Ale to dziwne.

— Jestem. — Magda wraca dokładnie minutę przed dwunastą. — Jeśli chodzi o moje postanowienia — mówi — to na pewno pójdę na studia. I może będę rysować komercyjnie.

Aż do końca [16+] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz