Rozdział 1 - Adam

155 10 30
                                    

Nienawidzę, kiedy ludzie się spóźniają. Po prostu tego nie cierpię.

Stoję na parkingu przed wejściem do szkoły i czekam już chyba z pół godziny. Krążę tam i z powrotem po brukowanej powierzchni i wypalam kolejnego papierosa. Jego dym jest równie szary, co październikowe niebo. Ból stawów podpowiada mi, że zbliża się deszcz. Krople będą uderzać o ziemię tak intensywnie, jak zaraz wybuchnie moja cierpliwość.

Bo nowy uczeń, którego mam oprowadzić po szkole i pomóc mu się zaaklimatyzować, nadal się nie zjawia. Spóźnia się już chyba z godzinę. Z nerwów ciągle sięgam po nowego papierosa i prawie czuję, jak moje płuca skrzypią z rozpaczy.

To nie tak, że chcę już iść na lekcje. Prawie wszystko jest lepsze, niż siedzenie na matematyce u profesora Chlebusiewicza. Nawet czekanie na spóźnialskiego kretyna. Ja nawet nie wiem, czy on rzeczywiście zamierza się pojawić.

Ale wciąż jeszcze nie wracam do środka. Czekam. No, a poza tym, obiecałem to mojemu opiekunowi prawnemu i raczej nie chcę go znów zawieść. Jestem już wystarczającą porażką. Nie tylko dla niego.

Wyjmuję telefon z tylnej kieszeni dżinsów, wpisuję hasło i włączam aplikację Messengera. Nie mam żadnych nowych wiadomości, ale wcale mi to nie przeszkadza. Klikam w czat z moją najlepszą przyjaciółką, Magdą, i zaczynam pisać:

Ja: nadal go nie ma

Ja: jak przyjdzie to chyba go zamorduje

Ja: bedziesz musiala pomoc mi ukryc zwloki Lisku

Magda teraz siedzi na lekcji i raczej nie należy do osób, które podczas niej używają telefonu. Ona zdecydowanie woli skupić się na obowiązkach. Dlatego nie czekam na jej odpowiedź. Wiem, że odpisze mi, gdy tylko będzie mogła. Lub mnie znajdzie i osobiście poda mi łopatę.

Chowam urządzenie. Zamiast niego, wyjmuję z kieszeni kurtki paczkę papierosów i moją ulubioną zapalniczkę z rysunkiem feniksa. Mam ją od mojego opiekuna prawnego, dał mi ją na któreś urodziny. Już nie pamiętam, na które.

Wkładam papierosa do ust i podpalam, osłaniając go dłonią przed wiatrem. Zaraz czuję przyjemne drapanie w gardle i smak nikotyny w ustach, które mnie trochę uspokajają. Lubię patrzeć, jak szare kłęby dymu wydostają się z moich ust.

Nagle widzę wjeżdżające na parking duże, srebrne auto, które zatrzymuje się na miejscu dla autobusów. Gdy wysiada z niego jakiś chłopak, domyślam się, że jest właśnie tym nowym uczniem, bo zupełnie nie kojarzę go ze szkolnych korytarzy. Nie widzę jego twarzy, jest odwrócony do mnie plecami i mówi coś do kierowcy. Nie słyszę słów, ale też niezbyt mnie one obchodzą.

Prostuję się i biorę kolejnego bucha. Nagle ogarnia mnie jakiś dziwny stres, jakby moje ciało gotowało się do ucieczki. Czuję adrenalinę płynącą w moich żyłach i przyspieszone bicie serca.

Chłopak w końcu bierze swój plecak i idzie w moją stronę. A mnie nagle przepełnia czyste przerażenie. 

Znam te stalowoniebieskie oczy. Zimne jak lód, emanujące nienawiścią. Blond włosy prawie tak jasne jak śnieg, teraz o wiele krótsze, niż je pamiętam. I te jego usta, zawsze wykrzywione w pogardliwym, szydzącym uśmiechu.

Teraz William Harrison, bo właśnie tak ma na imię i teraz sobie to przypominam z pełną mocą, wygląda jakoś inaczej, ale wiem, że wciąż jest tą samą osobą. Nie, nie osobą. Potworem, diabłem. Ludzie nie są zdolni do czynienia takich okropności jak on.

Nie chcę go widzieć ani być w pobliżu niego. Na samą myśl, że to właśnie on od teraz będzie codziennie uczęszczał na te same lekcje co ja, robi mi się niedobrze. Kwas podchodzi mi do gardła i przysięgam, że naprawdę mam odruch wymiotny. Odkaszluję.

W pośpiechu upuszczam papierosa. Przydeptuję go butem przy akompaniamencie szurania podeszwy. Spuszczam wzrok i odwracam się powoli. Próbuję zachowywać się naturalnie, jakbym był tylko losowym uczniem, który wyszedł na papierosa. Mam nadzieję, że William jeszcze mnie nie zauważył. Ciągnę za klamkę i wchodzę do szkoły. Teraz już nic nie ma znaczenia. Prośba Antoniego, moje sumienie. Nic. Zupełnie nic.

Jednak coś mnie powstrzymuje przed ukryciem się. Gdzieś głęboko wzbudza się we mnie dziwna siła. Biorę głęboki oddech, a potem jeszcze jeden i kolejny. Odgarniam z wilgotnego od potu czoła czarne kosmyki włosów. Jest mi gorąco, słabo i duszno, choć temperatura na zewnątrz jest poniżej zera. To chyba cud, że jeszcze nie pada śnieg. Ale na pewno będzie już niedługo.

Odwracam się i jednak wychodzę na zewnątrz. Chłodne powietrze jest miłe. Napełniam nim całą pojemność płuc.

William patrzy na mnie zdezorientowany, więc wiem, że widział moje dziwne zachowanie. Teraz mam ochotę zapaść się pod ziemię. Jest mi wstyd i teraz boję się go jeszcze bardziej. Nawet nie chcę myśleć, co może mi zrobić. Cały się spinam.

Biorę jeszcze jeden oddech. Muszę się uspokoić i udawać, że on wcale mnie nie obchodzi. Że jest tylko jednym z wielu ludzi, z którymi muszę się użerać w życiu. Nie pozwolę mu się zniszczyć. Już nigdy więcej nie upokorzy mnie tak bardzo, jak w przeszłości.

Ile lat temu to było? Z sześć? Wspomnienia mieszają mi się w głowie. Nie pamiętam obrazów, lecz nie potrafię zapomnieć dźwięków i cierpienia. Krwi zalewającej mi oczy, mięśni drżących z bólu. I jego głośnego śmiechu pełnego uciechy.

To się więcej nie powtórzy. Nie jestem już tą samą osobą, co wtedy. Jestem silniejszy i stabilniejszy psychicznie. Dam radę sobie poradzić z Williamem Harrisonem. Teraz to on może mi co najwyżej podskoczyć jak jakaś pchła.

W duchu to ja śmieję się teraz z niego, bo jest ode mnie sporo niższy. Co najmniej o głowę.

Tak, teraz wszystko jest inaczej.

/\/\/\

Hejo, Czytelnicy!

Jak Wam się podoba pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że na tyle, byście zostali z tą książką aż do końca (widzicie jak puszczam Wam oczko?????). Będzie mi bardzo miło za wszelki odzew, gwiazdki i komentarze. Nie bójcie się zostawiać ich DUŻO. Ja uwielbiam je czytać i patrzeć, jak wczuwacie się w bohaterów!

A jeśli chodzi o publikacje, to nowe rozdziały wstępnie będą ukazywały się dwa razy w tygodniu: wtorek i piątek około godziny 13:00. O wszelkich zmianach będę Was informowała na tablicy mojego Wattpada oraz instagramie autorskim: @aleksgurgacz_autorka

To tyle ode mnie. Trzymajcie się cieplutko i pamiętajcie, że jesteście idealni i wystarczający dokładnie tacy, jacy jesteście. Kocham Was!

Baiiiiiiii!

Aż do końca [16+] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz