Rozdział 27 - Adam

35 4 8
                                    

Budzę się na miękkim łóżku, a Magda cichutko pochrapuje obok mnie. Opiera głowę na mojej klatce piersiowej i mocno się we mnie wtula. Pachnie szamponem i perfumami, które jeszcze nie zdążyły się w pełni ulotnić.

Zamykam oczy i myślę o tym, jak miło jest zasypiać przy kimś. Jej ciepło i bliskość sprawiają, że czuję się bezpiecznie i spokojnie. Jestem prawie pewny, że w ciągu nocy nie obudziłem się ani na chwilę.

Oczywiście w tym, że właśnie dzielimy przestrzeń pod jedną kołdrą, nie ma dla mnie zupełnie nic niewłaściwego ani tym bardziej dwuznacznego. Magda jest moją najlepszą przyjaciółką i siostrą, w sensie przenośnym i teraz prawdopodobnie także dosłownym. Zawsze śpimy w ten sposób, gdy u siebie nocujemy. Zresztą, nawet gdy jeszcze byliśmy w związku, to nie uprawialiśmy seksu. Ja nigdy nie chciałem, a ona nie naciskała. Nie wiem, dlaczego, choć domyślam się, że po prostu jestem zepsuty. Nic nowego.

Musiało mi się przysnąć, bo gdy się budzę, Magdy przy mnie nie ma. Mrugam, żeby pozbyć się resztek senności i wtedy ja zauważam. Siedzi przy swojej toaletce i robi sobie makijaż. Ma wilgotne włosy, więc domyślam się, że przed chwilą brała prysznic.

Zmuszam swoje ciało do ruchu. Zrzucam z siebie kołdrę i siadam na krawędzi łóżka. Przeciągam się, a moje kości przyjemnie strzelają.

— No nareszcie, śpiochu. — Magda uśmiecha się do mnie serdecznie. Zakręca błyszczyk i odkłada go do wypchanej kosmetyczki. — Tata robi śniadanie, jakby co.

— Który tata? — pytam zaspanym głosem. Dopiero po sekundzie uświadamiam sobie, co powiedziałem. — O Jezu.

Dziewczyna gromko się śmieje i nawet udaje jej się zarazić mnie odrobiną swojej wesołości. Uśmiecham się półgębkiem, gdy przecieram oczy pięściami.

— Tylko nie mów im, że wiesz to ode mnie. — Zaczyna rozczesywać swoje włosy i próbuje jakoś je ułożyć. — W sensie... — Wzdycha. — To tylko moje domysły, ale oni jakoś nieszczególnie się kryją.

Mrugam.

Ma trochę racji, bo gdy wczoraj przy kolacji ze sobą flirtowali, to rzeczywiście było dość oczywiste. No dobra, dla mnie niekoniecznie, ale to dlatego, że po prostu jestem niedomyślnym idiotą. Dopiero, kiedy przyjaciółka mnie oświeciła i zacząłem się nad tym zastanawiać, oświeciło mnie. Teraz faktycznie jest to dla mnie coś, czego już raczej bym nie przeoczył. I wcale nie czuję się z tym jakiś szczególnie inaczej. Jakiś mechanizm w mojej głowie zaskoczył, ale to wszystko. Sam się sobie dziwię, jak małe wrażenie to na mnie wywiera. To trochę tak, jakby ktoś mi powiedział, że ptak z pomarańczowym brzuszkiem to rudzik. Nie wiedziałem, ale niezbyt mnie to obchodzi.

— Luz. — Wzdycham i wreszcie wstaję z łóżka. — Jak dla mnie Profesorek może nawet ruchać słonie, ale fajnie, że jest szczęśliwy.

Magda marszczy brwi, gdy spogląda na mnie w odbiciu lustra. W odpowiedzi patrzę na nią pytająco.

— Nic, nic. — Wzrusza ramionami. — Muszę się przyzwyczaić, że tak nagle przestałeś być homofobem.

— Ej, no... — Przewracam oczami. — Przecież ci powiedziałem, że po prostu byłem strasznie nieświadomy — bronię się. — A Profesorek mnie oświecił.

Przestaje czesać włosy i wstaje od toaletki. Patrzy na mnie z lekkim uśmiechem. Nie wiem, czy jest dumna, czy raczej sobie ze mnie kpi.

— Cieszę się, Adaś. — Kładzie dłonie na moich ramionach. — Mam nadzieję, że Williama też porządnie przeprosisz, kiedy wróci.

Przytakuję energicznie.

— Oczywiście. Tylko fajnie by było, jakbyś mi w tym trochę pomogła.

— Nie — kręci głową — nie przekonam go, żeby dał ci jeszcze jedną szansę. Już się raz wepchałam między was i tylko namieszałam.

Aż do końca [16+] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz