Rozdział 30 (Musa)

95 10 6
                                    

Teraźniejszość

Musa

Jęknęłam z bólu, gdy z całej siły uderzyłam nosem o podłogę.

Myślałam, że używanie protezy będzie zdecydowanie prostsze, ale niestety myliłam się. Gdy tylko postawiłam pierwszy krok, upadłam na ziemię. Podniosłam się z pomocą Stelli i usiadłam na łóżku.

– Pamiętaj, że musisz skupić się na obu nogach. Nie tylko na prawej. – Powiedziała profesor LeRoy, podchodząc do mnie.

– A ja mam taki pomysł... Wiesz... Tak nieśmiało zasugeruję... Może weźmiesz kule? – Riven usiłował ukryć rozbawienie, uśmiechając się ironicznie.

– Wal się... – Mruknęłam pod nosem i spróbowałam stanąć na nogach.

Na początku udawało mi się ustać, ale moja radość nie trwała dlugo. Poczułam, że moje mięśnie bardzo szybko słabną i znów upadłam. Jednak na szczęście tym razem zdążyłam podeprzeć się rękami i nie uderzyć twarzą w panele.

– Musa, do jasnej cholery... – Specjalista mocno złapał mnie pod pachami i pomógł mi dojść z powrotem do łóżka. - Weź te pieprzone kule! Naprawdę chcesz zrobić sobie krzywdę?! – Ty razem na jego twarzy nie dostrzegałam nic, oprócz bezgranicznej wściekłość pomieszanej z olbrzymią troską.

– Riven, język... – Zganiła go nauczycielka botaniki, ale on jedynie przewrócił oczami.

– Miałaś mi pomagać... – Warknęłam patrząc na protezę przymocowaną przy użyciu magii do kikuta mojej lewej nogi.

– I ci pomoże. Tylko musisz jej na to pozwolić. – Powiedziała kobieta.

– Co ma pani profesor na myśli? – Spytałam spoglądając na nią, jak na co najmniej wariatkę. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.

– Proteza to tylko narzędzie, którego ty musisz poprawnie użyć. Proteza teraz odbiera sygnały z twojego mózgu, więc jest praktycznie fragmentem twojego ciała, twoją drugą nogą. Musisz o niej pamiętać. Nie możesz stanąć tylko na jednej nodze i dziwić się, że się przewracasz, bo proteza sama się nie poruszy. Musisz wysłać jej sygnały, tak jak wcześniej, gdy normalnie chodziłaś... ale teraz nie masz aż tyle siły, by poruszać się w pełni samodzielnie, więc powinnaś czegoś się przytrzymać, na przykład kul. Minie trochę czasu, zanim będziesz mogła normalnie funkcjonować, bez żadnej pomocy, ale uwierz, że kiedyś tak będzie. – Wyjaśniła cierpliwie Wróżka Ziemi.

Westchnęłam w duchu. Nie miałam zamiaru używać kul. Chciałam pokazać wszystkim, że poradzę sobie bez dodatkowych pomocy. Uważałam, że jako przyszła Specjalistka powinnam być w stanie to zrobić. W dodatku był już czerwiec, za nieco ponad tydzień miały odbyć się egzaminy końcoworoczne, a żeby je zdać, nie jako Wróżka musiałam wrócić do treningów. Sądziłam, że jeśli będę próbowała chodzić z pomocą kul, to mój powrót do pełnej sprawności fizycznej potrwa dużo dłużej, niż gdybym już teraz zaczęła ćwiczyć poruszanie się jedynie o własnych siłach. Jeśli w dniu testów nie będę nawet mogła pewnie i prosto stanąć, to nie było żadnego sensu w tym, bym wracała do szkoły na trzeci rok.

– Ale... Zaraz są... – Zaczęłam drżącym z nadmiaru emocji głosem, ale Stella mi przerwała:

– Moja matka chyba jednak ma serce... Stwierdziła, że uczniowie Alfei wykazali się w bitwie z Wiedźmami Krwi na tyle, by pokazać całemu królestwu, że są doskonałymi Wróżkami i Specjalistami i nie potrzebują w tym roku żadnych form sprawdzania ich zdolności.

Miałam ochotę parsknąć śmiechem. To zdecydowanie nie było w stylu Królowej Luny. Uśmiechnęłam się rozbawiona, sądząc, że dziewczyna po prostu opowiedziała żart, by poprawić mi humor, ale gdy spojrzałam na jej twarz, nie dostrzegłam rozbawienia, a pełną powagę. Wywnioskowałam z tego, że mówiła prawdę, a władczyni Solarii naprawdę w końcu zrobiła coś dobrego.

– Pewnie chce się przypodobać narzeczonemu. – Podrzucił Riven, patrząc na księżniczkę z kpiącym uśmieszkiem.

– Komu? Ta kobieta ma narzeczonego? Biedny facet... – Odparłam sarkastycznie, zerkając na chłopaka ze zdumieniem. – Kim on jest?

– To Tobias Eavanie. To jakiś twój krewny? – Spytała Wróżka Słońca, siadając obok mnie.

Niemal zakrztusiłam się wlasną śliną, słysząc personalia mojego starszego brata. Miałam wielką nadzieję, że to tylko zbieżność nazwisk. Wizja dwudziestotrzyletniego Czarodzieja żeniącego się z pięćdziesięciokilkuletnią Królową sprawiła, że dosłownie zaczynało zbierać mi się na wymioty.

– Pokaż mi jego zdjęcie. – Niemal błagałam, chcąc się upewnić, czy na pewno chodziło o członka mojej rodziny.

Dziewczyna wyciągnęła z torebki swój telefon i wyświetliła na nim fotografię przedstawiającą mojego starszego brata, który obejmował w tali jej matkę. Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Przez krótką chwilę jedynie osłupiała wpatrywałam się w ekran komórki. Czarne włosy Toby'ego, zazwyczaj lekko potargane i sięgające jego ramion, teraz były idealnie przystrzyżone i wygładzone, zapewne przy użyciu żelu. Brązowe oczy, w których zwykle widoczna była przerażająca nienawiść do całego świata, teraz były przepełnione miłością, gdy spoglądał na swoją narzeczoną. Nie zwróciłam uwagi na jego strój. Nie mogłam dłużej znieść tego widoku. Czułam jednocześnie obrzydzenie, zmartwienie i złość. Z jednej strony martwiłam się o brata, zastanawiałam się, jakich sztuczek użyła Luna, by ten wie w niej zakochał, a z drugiej byłam na niego wściekła, za to, że ją pokochał. W głębi duszy wydawało mi się, że w moich oczach nic nie mogło usprawiedliwić jego wyboru, nawet najbardziej okrutny podstęp. Dla mnie to po prostu było nie do przyjęcia. Nienawidziłam tej kobiety, a jej dołączenie do mojej rodziny byłoby czymś gorszym, niż spełnienie mojego największego koszmaru.

________

Hejka kochani! Jak Wam się podoba rozdział? Jak myślicie? Dlaczego tak nagle Luna postanowiła wziąć ślub i z jakiego powodu wybrała akurat brata Musy?

Do następnego rozdziału!

Odrodzenie | Fate: The Winx SagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz